Proszę tych, którzy oglądają The Originals o przeczytanie notki na dole. Dzięęękuuujęęę!
________________________________
-Dlatego Klaus jest taki nadopiekuńczy wobec Ciebie.
-Hm...może to i samolubne ale, nigdy o tym tak nie myślałam. A On po prostu nie chce Mnie znów stracić.
Przez chwilę siedziałyśmy w ciszy.
-Pomogłaś Mi zrozumieć Mojego Ojca.
Uśmiechnęła się.
-Dzięki. Musze Ci kupić medal, bo za zrozumienie takich jak On powinno się dostawać jakiegoś nobla czy coś.
-Wystarczy, że dowieziesz Mnie na Algiery w jednym kawałku.
Nagle ni stąd ni zowąd na dach samochodu coś skoczyło. Kilka sekund potem zobaczyłyśmy na przedniej szybie schodzące nogi. Hope szybko wcisnęła gaz, ale napastnik nadal się trzymał. Hybryda wyciągnęła z buta rozkładany nożyk a ze schowka samochodowego butelkę z szerokim dzióbkiem. Podała mi obie rzeczy i wyciągnęła rękę w Moją stronę.
-Tnij i napełnij 1/3 butelki!
Zrobiłam jak kazała. Jej krew strasznie wolno się lała, więc rozcięłam szerzej. Usłyszałam jej syk z bólu. Butelka się napełniła do wyznaczonej miary.
-Co teraz?
-Musisz Mi zaufać.
-Jesteśmy atakowane przez jakiegoś świra, zaufałabym Ci nawet gdybyś była Mi wrogiem.
Uśmiechnęła się krótko.
-Rozetnij swój nadgarstek i napełnij drugie tyle.
Rozcięłam swój nadgarstek ignorując ból. W przeciwieństwie do Hope, Moja krew lała się nieco szybciej. Kiedy napełniłam już połowę butelki, ciecz zaczęła wrzeć.
-Hope?
Wezwałam przyjaciółkę, przestraszona.
-Spokojnie, tak ma być. Napełnij nieco więcej.
Krew lała się kilka kropel za następnymi, aż w końcu 2/3 butelki było napełnione wrzącą krwią Moją i Hope.
-Otwórz okno tak, by zmieściła się butelka, a kiedy powiem już wylej zawartość na tego narwańca.
Otworzyłam jedno okno. Facet to zauważył. Od razu złapał ręką za ramę okna. Ja momentalnie cofnęłam rękę z butelką.
-Hope!
-Jeszcze nie.
Spojrzałam przez siebie. Zbliżałyśmy się do zakrętu z dużą prędkością. Adrenalina pulsowała Mi w żyłach. Byłyśmy coraz bliżej...i bliżej...i bliżej...
-TERAZ!
Wykrzyczała Hope. Otworzyłam szerzej okno i wylałam Na niego wrzącą krew. Chłopak nie wytrzymał...chyba bólu i puścił auto. W tym samym momencie skręciłyśmy, a napastnik nadział się na róg kamiennego budynku. Kiedy odjechałyśmy nieco dalej, adrenalina spadła. Zbliżałyśmy się do Algier jadąc w ciszy. W pewnym momencie Hope zaczęła się lekko podśmiechiwać. Dołączyłam do Niej. W końcu obie wybuchłyśmy śmiechem. Samochód zatrzymał się na placu pełnym budynków z czerwonej cegły. Wyszłyśmy z auta i skierowałyśmy się w stronę wejścia.
-Właściwie to co się stało temu facetowi?
-Jeśli to był człowiek, parzyła go Moja krew. Jeśli wampir, Twoja krew. A jeśli hybryda lub czarownik nasza wspólna.
CZYTASZ
Lunocte-Nocny Księżyc (The Originals⚜)
FanfictionDziewczyna o nie poskromionym charakterze, spotyka rodzinę, która swoje na tym świecie przeżyła. Akcja dzieje się DOKŁADNIE 19 lat po magicznych narodzinach, naszej najmłodszej Mikaelson. Jest to opowieść o przyszłości bohaterów cudownego serialu, j...