Od razu wpakowałam aparat z powrotem do plecaka i zaczęłam patrzeć na otaczające nas budynki.
*************
Przejechaliśmy obok "Camille's". Zrozumiałam że Camille była dla Niego kimś ważnym, i to stąd nazwa restauracji. Vincent podjechał pod restaurację od tyłu, gdzie czekał jakiś facet przed czerwoną, starą ciężarówką. Wysiedliśmy z samochodu.
-John!
Zawołał czarnoskóry czarownik.
-Vin! W końcu. Ale mam złe wieści.
-Co się stało.
-Dostaliśmy więcej zleceń na ostatnią chwilę. Wypakowaliśmy Ci towar, ale nie mamy czasu go wnieść.
-Nie przejmuj się przyjacielu. Jakoś dam sobie radę.
Poklepał go po plecach a ten wsiadł do wozu i odjechał. Vincent zaczął otwierać tylne drzwi.
-Poczekasz w środku? Zaraz do Ciebie przyjdę.
Kiwnęłam głową i weszłam w przedsionek. Usłyszałam jęknięcie. Odwróciłam się, a tam, właściciel baru próbował podnieść nie wielki kosz z owocami. Położyłam plecak na krześle obok drzwi i ściągnęłam sweter kładąc go na torbie. Podeszłam do, stety, niestety, nieco starszego już mężczyzny i odebrałam Mu skrzynkę.
-Nie wygłupiaj się. Pomogę Ci.
Popatrzył na Mnie wdzięcznie i sam zabrał kilka siatek z odpowiednią, by mógł je unieść, wagą. Wnieśliśmy trochę towaru w ciszy. Co jakiś czas, Vincent kierował Mną, gdzie co postawić. Po kilku razach mijania się, w końcu w tym samym czasie wyszliśmy po resztę.
-Dlaczego nie masz nikogo do pomocy? No. Poza kelnerkami...
Odśmiechnął się tylko.
-Jakoś nigdy nie było potrzeby. Ale chyba będę musiał kogoś znaleźć.
Postawiliśmy skrzynki i poszliśmy po nowe.
-Jeśli chcesz, dopóki kogoś nie znajdziesz Ja Ci pomogę. Przynajmniej w rozpakowywaniu towaru. Jak i spróbuje kogoś poszukać.
Zatrzymaliśmy się przed dwiema ostatnimi skrzyniami z alkoholem. Vincent znów dziękował wzrokiem.
-Wiem że pewnie jest już za późno ale, masz dobre serce...
Położył rękę na Moim ramieniu a drugą na swojej piersi.
-...nie pozwól, żeby Mikaelsonowie to zniszczyli. Tak jak było z Daviną i Camille.
Spojrzał na bar. Na drzwiach było logo restauracji. Pogładziłam jego dłoń, która spoczywała na Moim ramieniu i pochyliłam się kładąc nie wielkie skrzynki jedną na drugą, a później zaniosłam je do środka.
*************
Kilka minut przed ósmą Vincent stanął za barem i polerował szklanki a Ja ściągałam krzesła ze stolików. O ósmej, właściciel otworzył restaurację ale nikt nie przyszedł. Czarownik wytłumaczył że to bardziej nocny, lub po południowy klub. "Z rańca" jak to On powiedział, zazwyczaj robi koktajle dla tych co rano zbłądzili. Jako że tego ranka nikt nie przyszedł, a Ja byłam głodna jak wilk, byłam Jego królikiem doświadczalnym. Przede Mną stały trzy puchary z różowymi, zielonymi i żółtymi resztkami. Skończyłam opróżniać kolejny puchar i do tęczowej kolekcji dołączył ciemno różowy. Grzmotnęłam szklanką o blat.
-Ten był zdecydowanie lepszy!
Postawił przede mną kolejną szklankę z jasno...żółto-zieloną zawartością.

CZYTASZ
Lunocte-Nocny Księżyc (The Originals⚜)
FanfictionDziewczyna o nie poskromionym charakterze, spotyka rodzinę, która swoje na tym świecie przeżyła. Akcja dzieje się DOKŁADNIE 19 lat po magicznych narodzinach, naszej najmłodszej Mikaelson. Jest to opowieść o przyszłości bohaterów cudownego serialu, j...