10. Jezioro.

5.5K 451 114
                                    

Czułem, jak sunę nogami po ziemi.
Coś mnie ciągnęło i nawet na chwilę nie raczyło się zatrzymać, żebym mógł chociaż podciągnąć spodnie.
Dźwięki kroków przebijały się przez szelest liści.
Wtedy stop i usiadłem na czymś zimnym, bodajże ławce.
Ramię objęło mnie mocno.
Czułem narastające ciepło. I na zewnątrz i wewnątrz mnie.
Słyszałem cichy szept, który był dla mnie niezrozumiały.
Może i nawet lepiej...
Nie chciało mi się otwierać oczu. Tak było mi lepiej, gdy nie wiedziałem gdzie jestem i co się wokół mnie dzieje.
Tym bardziej po tym wszystkim...
Właśnie! Co się właściwie stało?!
Na tą myśl otworzyłem szeroko oczy i wyprostowałem się wystraszony.
Serce przyśpieszyło, gdy zacząłem się rozglądać na boki.
Gdzie ja znowu jestem?!
Przede mną rozciągało się jezioro. Wschodzące słońce odbijało się w falującej wodzie. Brzegi w niektórych miejscach zarośnięte były trawą wyrastającą z dna. Na około polany, która ogradzała jezioro, ciągnął się chodnik poukładany z kostek brukowych.
Pierwsza moja myśl sama mnie zaskoczyła. Nie było to stwierdzenie, że to miejsce jest bardzo ładne i przyjemne dla oka, ale była to myśl "Co ja tu do cholery robię?!".
Siedziałem na skraju ławki i rozglądałem się nerwowo na boki. Nie zwracałem większej uwagi na ludzi biegających z bidonami na około stawu.
Poranna gimnastyka, tak?
Nawet nie wiedziałem na co mam patrzeć. W tej chwili wszystko wydało mi się podejrzane.
Gdy już chciałem podnieść tyłek z ławki, lodowata ręka zatrzymała mnie, łapiąc mnie za ramię i ciągnąc w stronę oparcia.
Właściciel ręki nie był dla mnie zaskoczeniem.
-Toby? Co się znowu dzieje? - zapytałem chrypliwym głosem.
Ten tylko uśmiechnął się do mnie krzywo.
-No co się dzieje?! - zapytałem głośniej.
-To nie czas na wyjaśnienia... - mruknął i odwrócił głowę.
-Powiedz mi!
-Nie teraz.
Nic już nie powiedziałem i lekko poirytowany oparłem się o oparcie ławki (masło-maślane).
Spojrzałem na bruneta. Pod szyją miał przywiązaną szarą chustę. Na głowie miał czapkę, a na nią naciągnięty granatowy kaptur.
Z lekkim uśmiechem patrzył na wodę, a w jego przymrużonych oczach odbijały się refleksy słońca.
Patrzyłem na niego cały czas.
Muszę przyznać, że wygląda całkiem... przystojnie.
-Coś się stało? - zapytał nie patrząc na mnie.
Czemu nie spojrzysz mi w oczy?
-Nie... - odpowiedziałem i natychmiast spojrzałem na buty.
-To czemu tak na mnie patrzyłeś? - w jego głosie usłyszałem rozbawienie.
-Jakoś tak... - mruknąłem i poczułem pieczenie na policzkach. Tak. Uderzyłem się z liścia...
-Co ty robisz? - zapytał w końcu patrząc w moją stronę.
-Nic.
-Ta jasne... - westchnął.
-Powiedz... Co z resztą? Co z Codym, Nathanem i Mikem? - zapytałem w końcu.
Toby zacisnął wargi i zaczął wzrokiem szukać czegoś na chodniku.
-Więc? Co z nimi?
-Nic im nie jest. - powiedział.
-Ale gdzie oni są? - dopytywałem.
I czego się denerwuję??
-Każdy jest u siebie w domu. Nie masz co się martwić. - powiedział trochę przyćmionym głosem.
-To czemu ja jestem tutaj, a nie w domu? Tak jak oni? - zapytałem.
Dłonie mi się trzęsą.
Toby patrzył przed siebie.
-Toby. - popędzałem go.
-Wybacz. - spojrzał na mnie z uśmiechem -Tego nie musisz wiedzieć.
Patrzył mi w oczy, a jego uśmiech bladł z każdą chwilą.
Potrafi uśmiechać się na tyle sposobów... Wygląda tak przyjemnie gdy się uśmiecha.
-To kiedy będę mógł wrócić do domu? - zapytałem marszcząc brwi.
Noga bruneta zadrżała i szybkim ruchem złapał się za kolano, po czym docisnął nogę do ziemi.
-Jak będzie czas. Teraz musisz o wszystkim zapomnieć. - mruknął patrząc w dół.
-Ile razy masz jeszcze zamiar mi to mówić?! - wrzasnąłem zdenerwowany i wstałem z ławki machając ręką.
-Tyle ile będzie trzeba... - mruknął i odwrócił wzrok.
-I myślisz, że zapomnę?!
Milczał i jak to miał w zwyczaju zwęził usta.
-Nie chcę, by ci się coś stało, więc lepiej by było, gdybyś po prostu o tym zapomniał.
-Czemu akurat nie chcesz, by to mi się nic nie stało?! - krzyknąłem.
I czego się tak burzę?!
-Nie musisz wiedzieć... - burknął i poczerwieniał.
-Toby!
-Siadaj. Ludzie się na ciebie gapią. - wskazał miejsce obok siebie.
Rozejrzałem się dookoła. Faktycznie. Gapili się na mnie.
Zażenowany usiadłem z powrotem na ławce, a Toby zaśmiał się pod nosem.
-Czego rżysz? - burknąłem szturchając go łokciem.
-Niczego. - wzruszył ramionami z uśmiechem.
-To wcale nie było śmieszne.
-Było zabawne. - uśmiechnął się do mnie.
Jego prawa powieka zadrgała.
Siedzieliśmy... Nawet nie wiem czemu po prostu nie wstałem i nie poszedłem.
Szczerze bardzo lubię towarzystwo Tobyego. Nie przeszkadza mi...
Choć jakby się zastanowić nad... Kilkoma rzeczami, to przy zdrowym rozsądku nienawidziłbym go, ale widocznie u mnie wystąpiły jakieś zaburzenia i nie posiadam zdrowego rozsądku.
-Co masz zamiar teraz zrobić? - zapytał, a właściwie wyjął mi to z ust.
-No więc... Chciałbym wrócić do domu. - odparłem patrząc przed siebie.
Słońce straciło swój poranny, pomarańczowawy kolor i coraz wyżej wznosiło się nad horyzont.
-No tak... To oczywiste, że chcesz wrócić... - powiedział ze smutkiem w głosie.
-A ty?
-Co ja? - spojrzał na mnie zdziwiony i z lekkimi rumieńcami na bladej twarzy.
-Co masz zamiar teraz zrobić?
-Nic... Prawdopodobnie nic ciekawego. - zająkał i z powrotem spojrzał w chodnik. Naciągnął daszek bardziej na czoło i oparł się łokciami o kolana.
-Czemu nie potrafię ci uwierzyć, że to nie będzie coś ciekawego? - odparłem unosząc jedną brew.
-Masz chyba coś źle z przeczuciem. - zaśmiał się pod nosem.

Chłopak Z Blizną [shonen ai]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz