Rozdział 5: Wspomnienia

138 13 11
                                    

Ten rozdział będzie trochę inny, bo w większości z innej perspektywy. Miłego czytania ;)

~~----~~

Perspektywa Sansa

Kiedy Will odszedł ode mnie i Frisk, spojrzałem na nią. Nadal się trzęsła i łzy jej spływały po policzkach. Położyłem rękę na jej ramieniu.

- Nie martw się dzieciaku. To było już dawno temu. Nie musimy rozpamiętywać tego już - po tych słowach dziewczyna trochę uspokoiła się i przestała płakać - Cóż. Ja już muszę wyruszać do domu. Zbliża się wieczór, więc niedługo muszę przeczytać Papsowi bajkę na dobranoc - rzekłem i wstałem z krzesła. Tori i Frisk pomachały mi na pożegnanie i wyruszyłem do domu.

Co dziwne szedłem pieszo. Zwykle używałem swoich "skrótów" by dostawać się w różne miejsca. Jednak teraz poczułem, że jednak przejdę się normalnie. Wyszedłem z Ruin i wspomnienia zaczęły wracać z tamtej linii czasowej. Ehh... To było bardzo złe.

Niestety pamiętam jakby to było wczoraj...

Długi korytarz... Światło przechodzi przez okna, które pada na podłogę i kolumny ułożone dwoma rzędami. Nazywam te pomieszczenie Salą Osądów. Stałem pomiędzy kolumnami czekając na osobę, która wybiła wszystkich moich przyjaciół i inne potwory.

Wreszcie ta osoba pojawiła się w moim zasięgu wzroku. Cóż... wyglądała na tą samą dziesięciolatkę jaką zawsze znałem, lecz ona posiadała ten morderczy wzrok i nóż z osadzonym na nim pyłem potworów. Ta... była opętana przez Charę. Kiedy podeszła na odpowiednią odległość zacząłem mówić moją kwestię.

Heja - zacząłem - Byłaś zajęta co? ... Mam takie pytanie do ciebie. Czy ty wiesz, że nawet najgorsza osoba może się zmienić? Że każdy może być dobry jeśli tylko spróbuje? - spojrzałem na Frisk, lecz nic na jej twarzy się nie zmieniło - Heh heh heh heh... Rozumiem. Cóż, mam dla ciebie lepsze pytanie. Chcesz mieć zły czas? Bo jeśli zrobisz kolejny krok do przodu... NAPRAWDĘ nie będziesz lubić tego co się potem stanie - jednak ona nic z tego sobie nie zrobiła i postawiła nogę o krok dalej - Heh... Przepraszam Tori. To jest to dlaczego nigdy nie obiecuję niczego - no i wszytko się stało czarno-białe i widać było tylko czerwoną duszę Frisk.

Jest piękny dzień na zewnątrz. Ptaki śpiewają. Kwiaty kwitną. W dni jak te dzieci takie jak ty... Powinny się smażyć w piekle - i użyłem swojego pierwszego ataku, jednakże ona wyminęła te ataki z dziecinną łatwością a ja tylko znowu dodałem kilka słów od siebie - Zawsze się zastanawiałem dlaczego nikt nie używa na początku swojego najsilniejszego ataku.

(#Megalovania ON)

No i zaczęła się walka... Każdy atak unikałem i sam wypuszczałem na nią kości i blastery. Kiedy pokonywałem Frisk zawsze odczuwałem chwilową ulgę, lecz tylko chwilową, ponieważ wracała i wszystko zaczynało się od początku. Raz była już bliska pokonania mnie, ale jednak jestem za silny dla niej... Po jakieś tysięcznej próbie (tak wiem trochę przesadzam ~Autor) zacząłem się męczyć tym wszystkim. Dotarliśmy do pewnego czasu w bitwie kiedy dawałem jej SANSĘ "oszczędzenia" mnie...

Ugh... Ty, uh, naprawdę lubisz machać tym na lewo i prawo co? ... słuchaj. Wiem, że mi nie odpowiedziałaś wcześniej, ale... gdzieś tam. Mogę to poczuć. Jest iskra dobrej osoby w tobie. Pamięć kogoś, kto chciał robić tylko dobre rzeczy. Kogoś, kto w innym czasie mógł być... przyjacielem? No dawaj koleżanko. Pamiętasz mnie? Proszę, jeśli słuchasz... zapomnijmy o tym wszystkim ok? Po prostu odłóż broń i... cóż, moja robota będzie o wiele łatwiejsza - spojrzałem na Frisk i widziałem, że jej twarz się zmieniła. Zaczęła płakać i padła na kolana a broń wyrzuciła daleko. Ja tylko westchnąłem - Ty... oszczędzasz mnie? Wreszcie. Przyjaciółko. Wiem jak trudne to musi być, żeby to wybrać. Porzucić wszystko na co pracowałaś. Chcę, żebyś wiedziała... Ja nie dopuszczę do tego by się to zmarnowało. Chodź tu koleżanko - rozłożyłem ręce na gest, że zezwalam na przytulenie a Frisk od razu podbiegła do mnie i przytuliła.

Byliśmy w takim stanie kilka dobrych minut, lecz musiałem to przerwać. Zaatakowałem ją kośćmi z ziemi, które od razu ją zabiły.

Jeśli jesteś naprawdę przyjaciółką. Już tu nie wrócisz - po tych słowach rozsypało się ciało Frisk i najwidoczniej zresetowała, bo jak tylko mrugnąłem byłem w swoim pokoju na łóżku.

Tsa... wszystko to się stało jedną linię czasową temu... ehh... Nawet się nie skapnąłem jak dotarłem pod drzwi własnego domu. Wszedłem przez nie i od razu przybiegł do mnie Paps.

- SANS! CO TAK CIĘ DŁUGO NIE BYŁO HM? - zapytał się mój braciak.

- Po prostu szedłem do domu - padła moja szybka odpowiedź.

- SZEDŁEŚ? NIE JESTEŠ CHORY? ZAWSZE UŻYWAŁEŚ TYCH "SKRÓTÓW" - powiedział ze zdziwieniem

- Nie jestem chory Paps i wiem, że używanie "skrótów" weszło mi w kości, ale teraz jakoś mi się zachciało chodzić - spojrzałem na niego z tym swoim uśmieszkiem jak się złościł.

NO PO PROSTU NIE WYTRZYMAM Z TOBĄ!!! IDĘ ZROBIĆ SPAGHETTI - no i poszedł do kuchni a ja rozsiadłem się na kanapie.

3/4 godziny później

Brat obudził mnie potrząsając mnie i powiedział, że zrobił jego ulubioną potrawę. Z niechęcią, ale poszedłem i zacząłem jeść. Paps poprawił się w gotowaniu. Kiedy zjedliśmy usłyszałem pukanie do drzwi. Od razu brat pobiegł w stronę drzwi i otworzył je.

Perspektywa Williama
Jakieś 20 min po wyjściu Sansa

Zdjąłem swoje bandaże, bo mi już bardziej uwierały niż pomagały i wyszedłem z pokoju i podszedłem do Toriel.

- Czy mógłbym pójść do szkieletów? - spytałem się kozicy

- Jasne tylko nie zamarźnij. Wyjście jest tam gdzie prowadzą schody na dół - zauważyłem mały grymas na jej twarzy albo to tylko moje przywidzenia były. Przytaknąłem i ubrałem się w ciepłe ubranie (nwm skąd ~Autor) i poszedłem na dół.

Kiedy wyszedłem, ujrzałem las. Wszędzie był śnieg i szron. Zrobiłem kilka kroków do przodu i od razu poczułem zimne powietrze. Ruszyłem w stronę domu braci. Dlaczego? Bo chciałem się spytać Sansa o kilka rzeczy.

Jakiś czas później

Dotarłem do miasteczka Snowdin sądząc po tym dużym znaku. Poszedłem w głąb i minąłem po drodze Grillby's i bibliotekę. Zauważyłem duży dom chyba piętrowy. Były przy nim skrzynki pocztowe podpisane "Papyrus" oraz "Sans". Czyli to jest ich dom... Huh... Podszedłem do drzwi i zapukałem. Usłyszałem jak któs podbiegał do drzwi i otworzył.

- WITAJ WILL. WEJDŹ. PEWNIE JEST CI ZIMNO - ustąpił mi drogę a ja od razu wszedłem. Zdjąłem z siebie ciepłe ubrania i poszedłem w głąb salonu.

- Jest tu Sans? Chce z nim porozmawiać - oznajmiłem wyższemu szkieletowi

- SANS JEST W KUCHNI, ALE CHYBA PRZYSNĄŁ. POCZEKAJ CHWILĘ - i poszedł do kuchni a ja położyłem się na kanapie. Leżąc na niej z faktem, że była noc zasnąłem. Miałem nadzieję, że Sans odpowie na wszystkie moje pytania.

~~----~~

Tak, wiem że słowa Sansa ze wspomnień są bezpośrednio z gry, ale piernicze to xd

Mam nadzieję że się spodobało.
(psst. Gwiazdki i komentarze są mile widziane xd)

No to by było wszystko.

BOI

| Powieści Podziemi: Księga 1 Przygoda nie z tej ziemi | [NIEAKTUALNE]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz