Rozdział 15: Determinacja

74 7 7
                                    

*sprząta kurz i pajęczyny* Dawno mnie tu nie było... O! Witaj czytelniku/czytelniczko w kolejnym rozdziale książki ^^" (I tak tego nikt nie czyta Krzychu ._.).

Cóż, nie widziałem głosów w poprzednim rozdziale, więc sam wybrałem z kim Will się spotka. Prawdopodobnie też jest to najdłuższy mój rozdział >->

Enjoy! 

~~----~~

Wyszedłem przez wielką, fioletową bramę i ruszyłem dalej przez zimną krainę. Troszkę czasu mnie tu nie było. Przez tydzień przebywania w ruinach odzwyczaiłem się od temperatury w tym miejscu, więc założyłem kaptur. Ciekawe jak innym minął ten czas... Nikt o dziwo przez ten tydzień, kiedy przebywałem u Toriel, nie przyszedł, lecz słyszałem jak rozmawiała przez telefon. Udało mi się wywnioskować tyle, że są czymś zajęci. Nawet Sans, co bardzo mnie zdziwiło ze względu na jego lenistwo.

Rozejrzałem się dookoła. Raczej nic takiego się nie zmieniło. Nadal były zwyczajne drzewa pokryte śniegiem, a on był wszędzie. Nagle poczułem ból w głowie i kiedy spojrzałem się z powrotem na otoczenie, poczułem przerażenie. 

Prawie każda sosna, jodła i inne drzewa były powycinane, albo złamane, jakby jakaś nadnaturalna siła złamała je jak wykałaczki. "Niebo" było nienaturalnie odbarwione czerwienią, a na ziemi oprócz śniegu widać było pył i... krew? W oddali widziałem unoszący się dym. Coś naprawdę było nie tak. Jednak po chwili wszystko stało się z powrotem normalne.

- C-co to było..? - spytałem sam siebie nie oczekując odpowiedzi. Westchnąłem - Pewnie to tylko przywidzenia... - złapałem się za głowę jedną ręką i ruszyłem w dalszą drogę.

Po kilku krokach naprzód usłyszałem jakiś zgrzyt, a potem jakieś trzaski i syki. Po chwili poczułem, że coś mi się zacisnęło na nodze i podniosło do góry. Po jakimś czasie szoku zrozumiałem, że wisiałem do góry nogami z nogą obwiązaną liną.

- Co do jasnej cholery jest?! - krzyknąłem zdziwiony, rozglądając się dookoła. Kilka sekund później usłyszałem śmiechy. W jakiś sposób udało mi się obrócić w stronę źródła tych śmiechów i zauważyłem Frisk oraz Sansa.

- To było idealne Sans! - powiedziała Frisk praktycznie płacząc ze śmiechu.

- Trzeba znajdywać sposoby na łapanie rzadkich gatunków - dopowiedział Sans też śmiejąc się. Za pewnie musiałem wyglądać idiotycznie wisząc do góry nogami z dosłownie kieszonką na śnieżkę w kapturze.

- Ekhem... Dlaczego chcieliście mnie tak urządzić?! - spytałem lekko zirytowany.

- Cóż, nie widzieliśmy cię od jakiegoś czasu to uznaliśmy, że ukrywasz się jak rzadkie gatunki zwierząt, i dlatego zastawiliśmy pułapkę na rzadkiego człowieka - orzekł szkielet uspokajając śmiech.

- A tak na poważnie, - zaczęła Frisk - to nam się trochę nudziło chcieliśmy zrobić ci mały żarcik jak wyjdziesz z Ruin. Mam nadzieję, że się nie gniewasz za bardzo - uśmiechnęła się zakłopotana. 

- Nie tam spoko, nawet śmieszne to było. A może mnie uwolnicie? Albo nie, sam to zrobię - na linie, która trzymała moją nogę zaświeciła się zielona poświata i więzy rozluźniły się. Dopiero teraz zrozumiałem mój błąd, gdyż zacząłem spadać na śnieg i wylądowałem plackiem na nim. Jednak szybko się podniosłem i otrzepałem z zimnego puchu - Nic mi nie jest.

Frisk zaśmiała się przez chwilkę - Co porabiałeś Willy?

- Cóż, głównie przebywałem w Ruinach i pomagałem Toriel w różnych rzeczach. Nic szczególnego - odpowiedziałem, po czym wzruszyłem ramionami. Nie chciałem wspominać o tym co się działo kilka chwil przed wpadnięciem w pułapkę - A u was jak czas minął?

| Powieści Podziemi: Księga 1 Przygoda nie z tej ziemi | [NIEAKTUALNE]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz