Rozdział 18: Lecz odmówiło...

45 4 5
                                    

Osłupiałem. Przecież człowiek nie może przejąć innej ludzkiej duszy! To jest niemożliwe... Patrzyłem zakłopotany na siebie i zauważyłem, że rana na ramieniu się zasklepiła. Kolejna dziwna rzecz...

Nagle, czarne pomieszczenie zaczęło pękać i trafiłem z powrotem w pokoju z Barierą, w którym czekał niezbyt lubiany przeze mnie kwiatek. Spojrzał się na mnie zaskoczony i przerażony.

- Jak ty... JAK TY... NIEWAŻNE! SAM TO ZAŁATWIĘ! - krzyknął i zaczął atakować "przyjaznymi pestkami" z zawrotną prędkością. Kiedy oberwałem już trochę uśmiechnął się okropnie - A teraz... GIŃ - kolejny atak poleciał w moją stronę, lecz został zablokowany przez... płomienie? 

- Nie martw się moje dziecko. Z pewnością sobie poradzisz! - powiedziała Toriel. Zdenerwowany kwiatek znowu zaatakował, ale te też zostały zblokowane przez kości.

- JESTEŚ TAK SAMO ŚWIETNY JAK JA WILL! POKONASZ GO! WIERZĘ W CIEBIE! - okrzyknął Papyrus.

- Dzieciaku, przed chwilą pokonałeś najgorsze zło. Myślisz, że byle kwiatek ci podskoczy? On już zielenieje ze strachu - orzekł Sans, a ja lekko się uśmiechnąłem.

- Co do... wy głupcy! - krzyknął ze złością nasz antagonista i puścił kolejne pociski w moją stronę. One za to zostały zatrzymane przez małe włócznie i pioruny. 

- Jesteś lepszy durniu od tego chwasta! Zmiażdż go! - krzyknęła pełna determinacji(?) Undyne.

- T-to jest technicznie n-niemożliwe, że go p-pokonasz. A-ale warto s-spróbować! - rzekła Alphys jąkając się jak zwykle. Flowey już konkretnie wku*wiony zaatakował ponownie. Atak został powstrzymany przez kolejne płomienie.

- Dla dobra ludzi i potworów... Williamie. Pozostań zdeterminowany... - nie wiem skąd znał moje imię, lecz i tak pocieszył mnie. Po chwili zacząłem słyszeć jakieś głosy w oddali i zaraz pojawiła się masa potworów. Praktycznie każdy był tutaj i krzyczeli różne rzeczy od pocieszania mnie do grożenia Flowey'emu.

- Nie wierzę... Nie wierzę, że jesteście... - uśmiechnął się w swój okropny sposób - TAKIMI IDIOTAMI! Teraz wszystkie wasze dusze są moje! Będę niepokonany - zaczął psychicznie się śmiać i błysnęło oślepiające światło, przez co musiałem zamknąć oczy. 

Kiedy je otworzyłem, wszędzie było ciemno a przede mną stał kozi chłopiec w prostych spodenkach i żółto-zielonej bluzce. Zacisnął kilka razy ręce w pięści.

- Wreszcie... Byłem zmęczony byciem kwiatkiem - odwrócił się w moją stronę - Oh, nadal tu jesteś. Wiem, że posiadasz jej duszę. Dlatego jesteś taki silny. Może lepiej się przedstawię. To ja, twój najlepszy przyjaciel - pojawił się błysk  i ujrzałem go w zupełnie innym wyglądzie. Posiadał rogi zawinięte to tyłu oraz dziwne czarne znaki po bokach twarzy. Ubiór przypominał mi szatę Toriel a na szyi miał naszyjnik z sercem. Huh... 

-A S R I E L   D R E E M U R R!

Zabrzmiał mi jego głos w uszach. To on jest księciem potworów? Teraz ma 6 dusz ludzkich i wszystkie potworów... To nie będzie łatwe...

Po chwili wpatrywania się na niego z zaskoczeniem w oczach zabłysły wszędzie wszystkie kolory tęczy. Szybko się otrząsnąłem. Pamiętając co mówiła do mnie na łożu śmierci użyłem litości i nie zaatakowałem go. 

- Jesteś żałosny. Wiesz co? Nie chcę niszczyć tego świata - orzekł i zaczął atakować mnie gradem gwiazd, które okropnie ciężko było uniknąć. Otrzymałem dosyć spore obrażenia oraz moja moc chyba się wyczerpała lub jego siła była zbyt duża... Jednak nadal trzymałem się nadziei, że uda mi się wygrać.

| Powieści Podziemi: Księga 1 Przygoda nie z tej ziemi | [NIEAKTUALNE]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz