*Kuro Yuki*
Krążyłem po ulicach przedmieścia DarkCity, miasta, w którym byłem już kiedyś i gdzie chciałem się zatrzymać na jakiś czas. Poszukiwałem speluny, której właścicielem był... Można powiedzieć, że stary znajomy.
Po jakimś czasie natrafiłem na odpowiedni budynek i wszedłem do środka. Jak zawsze można było rozpoznać tutaj nie jedną gnidę, ale nie przejmowałem się tym. Usiadłem przy ladzie, a Jack od razu do mnie podszedł.
- No proszę, kogo my tu mamy. Nie sądziłem, że jeszcze kiedyś się tu zjawisz Kuro. - powiedział, wycierając jakiś szklany kufel.
- Jak widać, zjawiłem się i zapewne domyślasz się po co. - odpowiedziałem.
- Najpierw może się napijesz, wiesz, że wszystko ma swoją cenę. - prychnął na mnie, domyślając się, że będę próbował się wykręcić od zapłaty.
- Jack, jak ty mnie znasz, ale tym razem mam pieniądze. - mówiąc to, rzuciłem na blat małą sakiewkę pieniędzy. - Chętnie się napije, ale jeszcze chętniej dowiem się o jakiejś porządnej pracy w okolicy. Jak się domyślasz, nie śmierdzę groszem, a chciałbym zostać w DarkCity na dłużej.
- No kto by pomyślał... Dam ci znać jak coś odpowiedniego znajdę, a tu masz piwo. - powiedział, stawiając przede mną kufel.
Wiedziałem, że znalezienie czegoś odpowiedniego trochę mu zajmie, szczególnie że musiał jednocześnie obsługiwać klientów, więc usiadłem wygodniej i wziąłem porządny łyk alkoholu.
*Raahi Maharaj*
Stanąłem przed wejściem do budynku, w którym mieścił się bar zbierający wszelaki margines społeczny. Jeżeli potrzebowałeś czegokolwiek, co związane by było z czarnymi interesami, to tu mogłeś to załatwić bez żadnego problemu. Ściągnąłem z głowy kaptur i ruszyłem w stronę drzwi, jednocześnie po drodze rzucając na siebie kilka czarów ochronnych. Nie wiadomo kiedy ktoś będzie miał problem z twoim pochodzeniem, rasą, czy czymkolwiek innym.
Ukryłem magię, swoją moc i kwestię, że jestem magiem, chociaż, jeżeli ktoś mnie znał, to zapewne będzie się orientował, kim jestem. Pochodzę stąd, więc może ktoś mnie nadal pamięta.
Wszedłem do środka i zaciągnąłem się stęchłym zapachem wilgoci wymieszanej z alkoholem. Prychnąłem z niezadowoleniem i ruszyłem w stronę baru, nie oglądając się na boki. Tutaj lepiej nie nawiązywać z nikim kontaktu wzrokowego.
Usiadłem na wolnym stołku barowym, obok jakiegoś mężczyzny pijącego złocisty płyn z kufla i spróbowałem nawiązać kontakt wzrokowy z właścicielem tej speluny. Jack dostrzegł mnie niespodziewanie szybko i ze spokojną miną podszedł do mnie.
- A więc wróciłeś pechowy dzieciaku? - Zapytał mnie, gdyż dobrze znał historię mojego życia. Ten bar był miejscem, w którym zacząłem swoje życie jako najemnik. Pierwsza robota, pierwszy alkohol, pierwszy seks, to wszystko miało miejsce właśnie tutaj.
- Nie wiem na jak długo. - Skrzywiłem się, nie lubiłem określenia „pechowy"
- A więc czego tu szukasz? - Jack wziął do ręki jakąś szklankę i zaczął ją wycierać ścierką, którą miał przerzuconą przez ramię. - Roboty? Mam jakąś. Chyba że dziwki, ale to już sam musisz zadbać o swój interes. Już się w to nie babram. - Powiedział ze złośliwym uśmiechem. Jakby tylko to jedno mnie w życiu obchodziło.
- Robota, jakaś szybka i dobrze płatna. Biorę wszystko oprócz zabijania ludzi i zwierząt. A teraz polej coś mocnego i nie pieprz o dziwkach staruchu. - Powiedziałem trochę wkurzony. Miałem podły nastrój i bez przypominania mi tego, że sam prawie robiłem za męską dziwkę w młodości. Z własnej woli pieprzyłem się, z kim chciałem, bo było to przyjemne, ale trochę czasu minęło i już dawno tego nie robię.
Jack się nie obraził, jedynie się zaśmiał i postawił przede mną szklankę, w której wylądowały dwie kostki lodu i karmelowy płyn. Whisky. Idealnie.
- Lej do połowy, nie przyszedłem się bawić. - I tak zrobił z dziwnym, lekko szyderczym uśmiechem na twarzy. Sięgnąłem po szklankę i duszkiem wypiłem jej zawartość. Moje gardło zapłonęło ogniem, a w oczach zebrały się łzy, ale powstrzymałem ten odruch. - Kurwa... - Sapnąłem do siebie i wystawiłem szklankę po kolejną porcję trunku. Jednak zrezygnowałem z ponownego katowania swojego organizmu i powoli sączyłem alkohol, czując jak moje spięte mięśnie, rozluźniają się powoli.
*Kuro Yuki*
Siedziałem, nadal czekając, aż Jack znajdzie dla mnie jakąś robotę, kiedy obok mnie dosiadł się jakiś mężczyzna o czerwonych włosach, a kiedy poczułem jego zapach, aż zachłysnąłem się piwem. Stary wilkołak, wyłapując wzrok przybysza, natychmiast przyszedł go obsłużyć.
- A więc wróciłeś pechowy dzieciaku? - usłyszałem jego pytanie i skrzywiłem się nieznacznie.
Skoro tak swobodnie rozmawiali, to znaczy, że się znają, a to nie wróżyło nic dobrego, szczególnie że na nim zapach Shiro. Niektórzy mogliby pomyśleć, że popadam w paranoje, ale zapach mojego braciszka rozpoznałbym wszędzie, a to zdecydowanie był jego zapach. Puki co postanowiłem się nie wtrącać i przysłuchiwałem się ich rozmowie. Z rozmowy wynikało, że także szuka roboty. Było źle, skoro czułem od niego Shiro, to znaczy, że się znają, a ja nie jestem dobry w nawiązywaniu kontaktów, to Shiro zawsze był tym otwartym i przyjacielskim, a ja tylko stałem z boku i obserwowałem.
- Jack masz już coś? Nie chce czekać wieczności na tom robotę! - krzyknąłem za wilkołakiem.
- Zamknij się Kuro! Jesteś mi winny już tyle, że powinieneś dziękować, że cię nie wywaliłem stąd na zbity pysk! - odkrzyknął, na co westchnąłem.
- Sknera! - burknąłem pod nosem i odwróciłem się w stronę nieznajomego. - Też szukasz tu roboty?... Eh... Wiem, że to dziwnie zabrzmi, ale nie spotkałeś może białowłosego zmiennokształtnego? Nazywa się Shiro. Domyślam się, że pewnie cię to gówno obchodzi, ale wole zapytać puki jesteś trzeźwy. Żeby nie było, jestem jego bratem, a nie jakimś pedofilem, czy łowcą głów, polującym na tego smarkacza.
Żałowałem, że nie ma tutaj ze mną Shiro, on wiedziałby co powiedzieć. Choć z drugiej strony on nigdy by się nie zapuścił w takie miejsce... Tak, nasze imiona idealnie do nas pasowały... Shiro, czyli biel, zawsze był taki czysty i niewinny, a ja Kuro czarny, kompletne przeciwieństwo, zawsze pakowałem się w kłopoty i mam nie mało złych uczynków na koncie. Nie bałem się o brata, może i według wieku ludzi był ode mnie młodszy o cztery lata, ale według zmiennych był o osiem lat starszy od momentu ukończenia jedenastego roku życia, kiedy opanował swoją drugą postać, która swoją drogą się zmieniła przez te pięć lat. Co więcej, niby był taki z niego płaczek i słabeusz, ale jak trzeba było, to był silniejszy ode mnie i dwa razy mi starczyły, abym zaczął się go bać w zwierzęcej postaci. Może i w domu jestem uznawany za najsilniejszego, ale nikt z nich nie widział siły Shiro. Jeśli ten koleś próbowałby mu coś zrobić, niezależnie czy byłby magiem, czy demonem, czy innym rasom, najprawdopodobniej skończyłby martwy, a już na pewno nie wyszedłby z tego cało. Wiele osób lekceważyło mojego brata ze względu na wygląd i to był ich błąd. Shiro jak chciał, mógł korzystać do woli z siły równej wilkołakom i już wtedy był cholernie silny, a jego zwierzęce formy były dwa razy silniejsze, do tego posiada koszmarnie silny dar regeneracji. Gdyby jeszcze wrócił do magii wody, to nawet ja bałbym się go do czegokolwiek zmusić, a tym bardziej kąpieli, których nie znosił.
*Raahi Maharaj*
Jack znał tego chłopaka siedzącego obok mnie, ale to nie był raczej nikt z „czarnej bandy", jak ja, czy większość osób spędzających tu czas, najemników, byłych kryminalistów, przemytników i reszty tego gówna. Z drobnym opóźnieniem dotarło do mnie, że ten czarnowłosy facet coś do mnie powiedział. Przeanalizowałem jego słowa i o mało się nie zakrztusiłem alkoholem. Bratem? Kurwa, naprawdę jestem pechowym bachorem.
- Ta... Spotkałem go, tak myślę. - Nie miałem zamiaru przyznawać się, że Shiro jest obecnie u mnie w domu, że od wczorajszego wieczora został moim tymczasowym współlokatorem. Skoncentrowałem się i przyjrzałem mężczyźnie, który nie przypominał tego drobnego śnieżnowłosego chłopaka. Nie był również zmiennokształtnym jak on, a wilkołakiem. Dziwne zawirowanie w rodzinie.
- Naprawdę jesteście braćmi? - Zapytałem ze szczerą ciekawością i odwróciłem się lekko w jego stronę, żeby mieć lepszy widok na niego całego. Kulturalnym też było, zwracać się do twarzy towarzysza, a nie do półki z alkoholem. Upiłem kolejny łyk whisky, kiedy o tym pomyślałem.
- I na łowcę głów nie wyglądasz, za cienki w uszach jesteś. - Parsknąłem pod nosem, bo z daleka czuć od niego było delikatność i spokój. - Na pedofila też nie wyglądasz, chociaż ci nie zabronię. Sam chyba mam kurwa jakieś pociągi pedofilskie. - Roześmiałem się. Alkohol już krążył w moich żyłach i mój mózg pracował z drobnym opóźnieniem, więc szybciej coś mówiłem, niż o tym myślałem. Tak... To wielka wada spożywania napojów wyskokowych w moim wypadku. Staję się bardziej rozgadany.
Niespodziewanie Jack znów zjawił się przy mnie i bez pytania dolał mi trunku i dorzucił kolejne dwie kostki lodu. Przy okazji położył na blacie dwie małe teczki, a ja uśmiechnąłem się krzywo na ich widok.
- Dzięki, Jack. - Kiwnąłem mu głową i chwyciłem za pierwszą teczkę. Dobra robota, blisko i dobrze płatna. Jakiś gówniarz eksperymentował i przywołał demona. Tandeta. Nie zajmie mi to więcej niż pół dnia, plus dzień na dotarcie do sąsiedniej wioski. Rzuciłem ofertą z powrotem na blat i sięgnąłem po drugie akta. Tu już było ciekawiej, bo nie chodziło o normalne pozbycie się demona, a pozbycie się wampira, który regularnie przyzywał demony dla własnej zabawy. Popierdolony pojeb jakiś. To zadanie nie będzie łatwym, ale czego się nie robi dla pieniędzy i spełniania własnych ambicji? Magowie raczej na co dzień nie zajmowali się pozbywaniem wampirów, bo te gnojki były nieśmiertelne, szybkie i zabójczo niebezpieczne, ale dla mnie to nie pierwszy raz, więc powinienem to przeżyć. Najwyżej zostanę trochę poturbowany.
Zamknąłem teczkę i z westchnieniem odłożyłem ją na blat. Postanowiłem przyjąć oba zlecenia.
Przypomniałem sobie o mężczyźnie i podniosłem swoje spojrzenie znów na niego. Zacisnąłem zęby, ale postanowiłem, chociaż się przedstawić.
- Raahi. - Wyciągnąłem dłoń w jego kierunku na przywitanie. - Ciebie też, jak brata, przywiała tu chęć zwiedzania? - Zapytałem z szyderczym uśmiechem na ustach, domyślając się, że raczej nie mogła to być prawidłowa odpowiedź. Ciekaw byłem, po co on tutaj przybył. Za bratem? W poszukiwaniu kasy? Czy może chciał się wkręcić w brudne interesy i usłyszał, że to u Jack'a najłatwiej się załapać?
*Kuro Yuki*
Alkohol zaczynał już działać na nieznajomego, bo chwile zajęło mu zakodowanie, że coś do niego powiedziałem. Widząc jego reakcje, byłem pewny, że zna Shiro, ale słysząc jego odpowiedź, aż uniosłem jedną brew w niedowierzaniu, że powiedział tak słabe kłamstwo. Po chwili usłyszałem już znane na pamięć pytanie ,,Naprawdę jesteście rodzeństwem?". Ja i Shiro jesteśmy zupełnie różni, można powiedzieć, że jesteśmy przeciwieństwami, więc dość często słyszeliśmy to pytanie. Słuchałem dalej jego słów, bo nie chciałem niczym spowodować bójki, co było do mnie niepodobne, ale co zrobić? Kiedy chodziło o braciszka, zawsze byłem delikatniejszy. Lekko skrzywiłem się na wzmiankę o pedofilstwie.
- Czyżby ciągnęło go do Shiro? - zapytałem sam siebie w myślach.
Co prawda mógł mieć na myśli kogokolwiek, ale zapach zmiennokształtnego nie wziął się znikąd. Podszedł do nas Jack i położył dwie teczki przed mężczyzną, który podziękował i zajął się przeglądaniem ich.
- No wiesz ty co Jack?! A o mnie zapomniałeś! - krzyknąłem, kiedy chciał odejść.
- A wiesz, że zapomniałem?... Dobra Kuro, posłuchaj, to czy w ogóle dam ci jakieś zadanie zależy od tego, na jak długo spieprzyłeś z domu, bo nie uwierzę, że ot, tak cię puścili w świat. Znam tę świnię, twojego ojca i wiem o nim wystarczająco, aby to wiedzieć! - podszedł do mnie, a ja westchnąłem, słysząc jego słowa.
- Weź, nawet o nim nie przypominaj. Mam nadzieje, że na zawsze, bo nie spieszy mi się wracać do tego piekła. - odpowiedziałem.
- O! A cóż to się stało, że udało ci się uciec? Już zamęczyli na śmierć tego młokosa, o którego tak dbałeś? - zapytał z krzywym uśmiechem na twarzy.
Warknąłem na niego, ale zaraz opamiętałem się i wysłałem mojego wilka tam gdzie jego miejsce.
- Nie Shiro wybył z domu, więc nic mnie tam nie trzymało. - odpowiedziałem już spokojny, wzruszając ramionami.
- I dobrze! Przynajmniej was tam katować nie będzie ten pieprzony drań... A wracając do zadania, to nadal zabijasz demony prawda? - zapytał, opierając się o blat.
Skrzywiłem się na dźwięk o znienawidzonej rasie. Miałem nadzieję na pozbycie się tych istot z mojego życia raz na zawsze, ale najwyraźniej nie było mi to dane.
- Eh... Jeśli nie ma nic innego... - westchnąłem.
- Ewentualnie możesz wrócić do starego zajęcia. - stary wilkołak wzruszył ramionami, mówiąc obojętnie.
- Podziękuje, ale nie za bardzo mam zamiar wrócić do bycia łowcą głów.
- Kuro, żeś się milusiński zrobił. Ten bachor zmienił cię nie do poznania. Nie wszczynasz bójek, nie przeklinasz i taki jakiś spokojny jak na ciebie jesteś. - stwierdził, dolewając mi złocistej cieczy.
- Masz racje Jack, mały owinął mnie sobie wokół palca. - zaśmiałem się i wziąłem łyk alkoholu.
- Dobra masz, a jeśli będziesz szukał roboty na stałe, to koleś, który mi tutaj pilnował porządku, kopnął w kalendarz, więc chętnie cię przyjmę, szczególnie że masz mi oddać kasę! - przypomniał mi o długach, których w młodości u niego trochę sobie narobiłem.
Zignorowałem go i zetknąłem na zadanie, było banalne, jakiś demon się panoszy w sąsiedniej wiosce i po zmroku morduje, jak tylko ktoś wejdzie w las. Banalna robota, ale płacą nieźle. Odłożyłem teczkę i skupiłem wzrok na nieznajomym. Który po chwili również odłożył swoje i przypomniał sobie o mnie.
- Raahi. Ciebie też, jak brata, przywiała tu chęć zwiedzania? - zapytał, wyciągając przed siebie dłoń.
- Kuro. - przedstawiłem się i uścisnąłem jego dłoń. - Zwiedzanie? Myślisz, że gdybym chciał zwiedzać, siedziałbym w tej norze? Tak samo, jak brat spieprzyłem z domu, choć on pewnie się tym nie chwalił i skoro i tak nie miałem nic do roboty, a groszem nie grzeszę, to postanowiłem odwiedzić Jacka, u którego już kilka lat temu pracowałem, ale bardziej jako łowca głów niż jakiś pracownik personelu. Wracając do twojego poprzedniego pytania, tak, ja i Shiro jesteśmy braćmi. Nasz ojciec jest wilkołakiem, co widać po mnie, a matka jest zmienną jak możesz stwierdzić na przykładzie Shiro. A to twoje kłamstwo, że ,,Może go spotkałeś", jest beznadziejne. Po pierwsze czuć go od ciebie i to porządnie, a po drugie twoja reakcja na wieść, że jestem jego bratem, nie wskazywała na to, że masz to gdzieś, więc coś cię łączy z Shiro... Swoją drogą dobrze kojarzę, że pracowałeś, chyba że nadal pracujesz pod nazwą ,,Pogromca Demonów"? Miło po ośmiu latach poznać partnera wilczej części mojego braciszka... To jak powiesz mi wreszcie co tak naprawdę wiesz o Shiro, czy nadal będziesz kłamać, że nie wiesz, o czym mówię? - zapytałem spokojnie, popijając od czasu do czasu piwo, że smutkiem stwierdzając, że kufel jest już pusty.Ohayo dattebayo! =^-^=
Do akcji wkracza Kuro! X3
Osobiście bardzo go lubię, no w sumie go wymyśliłam, więc ciężko byłoby abym go nie lubiła dattebayo =')
CZYTASZ
Shiro Ai - Biała Miłość [Yaoi] [Porzucone]
FantasyOpowieść o pewnym zmiennym (Shiro Yukim) i magu (Raahim Maharaju), którym życie spłatało nie jednego okrutnego figla. Jakiego spałata im tym razem? Tego dowiesz się, czytając tą książkę. Książka zawiera treści Yaoi (Boy x Boy) Nie lubisz? Nie czytaj...