#14 [Wyjaśnienia]

226 23 10
                                    

  *Raahi Maharaj*

Nie wiem, ile leżałem, lekko oszołomiony, na drewnianej podłodze mojego pokoju, zanim zaczęło do mnie wszytko docierać. Nie byłem rannym ptaszkiem, a wstawanie nie było dla mnie łatwe, zwłaszcza gdy mój sen trwał zaledwie trzy lub cztery godziny. W takim wypadku wolałem się nawet nie kłaść, ale nie spodziewałem się, że zostanę dziś brutalnie obudzony we własnym domu. No bo kto mógłby się tego spodziewać?

Usiadłem i ziewnąłem szeroko. Byłem lekko zdezorientowany zachowaniem zmiennokształtnego, nie do końca mogłem zrozumieć, co ma wspólnego zapach Kuro na mnie z jego agresywną reakcją. Alergia na brata? Westchnąłem i roztrzepałem swoje i tak już zmierzwione, przez sen, włosy. Wstałem powoli i skierowałem się w stronę szafy, z której wygrzebałem jakąś bieliznę i luźne materiałowe spodnie. Wyszedłem z pokoju i ruszyłem do łazienki, z zamiarem wzięcia szybkiego, chłodnego prysznica na rozbudzenie.
Rozebrałem się i wszedłem pod przyjemny strumień wody. Wplotłem palce we włosy i zastygłem tak przez chwilę. Byłem, jak się okazało, magiem ognia, oprócz bycia magiem wojennym, a tak bardzo uwielbiałem wodę, to uczucie, jak stróżkami spływa po moim ciele, jak sprawia, że moje ciało się relaksuje. Uniosłem w górę twarz i drobne kropelki zaczęły przyjemnie odbijać się od mojej skóry. Szum, który panował wokół, zagłuszał także moje szalejące myśli, skupione głównie na Shiro.
Po kilku minutach wyszedłem odświeżony, powycierałem się i ubrałem. Zamaskowałem czarem bliznę, której nienawidziłem. Wziąłem głęboki oddech i wyszedłem z pomieszczenia, kierując się schodami w dół, do kuchni, czując dochodzące stamtąd przyjemne zapachy. Kawa to pierwsze co wyczułem, kolejne, już przed samym wejściem, omlet. Uśmiechnąłem się.
- Jesteś na mnie zły, ale przygotowałeś śniadanie i w dodatku zaparzyłeś mi kawy? - Zapytałem, stając w progu i opierając się przez chwilę ramieniem o framugę. Zadając pytanie, widziałem na stole porcję dla dwóch osób i dwa kubki z napojem. Przez chwilę zapomniałem całkowicie o temacie rodziny Shiro, czy sprawie z partnerstwem, przez tę chwilę po moim wnętrzu rozlało się błogie ciepło i czułem tylko ogarniające mnie szczęście z posiadania kogoś blisko siebie. Uśmiechnąłem się delikatnie i postanowiłem mimo wszystko nie walczyć z tymi uczuciami. Po części rozumiałem, że to za sprawą więzi tak silnie oddziałuje na mnie obecność zmiennokształtnego, ale powoli się z tym godziłem.
Patrzyłem wprost na niego przez dobrych kilka minut z tym głupim półuśmiechem, aż w końcu się ocknąłem z tego letargu i ruszyłem do stołu.
Odchrząknąłem i potarłem policzek, chociaż był to odruch bezwarunkowy, nieplanowany przeze mnie. Sięgnąłem po kubek i upiłem łyk ciemnego, mocnego, gorzkiego napoju, zanim zdecydowałem się na rozpoczęcie jakiejkolwiek konwersacji.
- Jaka jest twoja relacja z bratem, Shiro? I z twoją rodziną? Chcę znać prawdę. Nie wystarczy mi tylko pobieżne opisanie sytuacji przez Kuro i nie podoba mi się też to, że uciekasz stąd, nie mówiąc mi, dlaczego chcesz to zrobić. Tego jestem najciekawszy. Dlaczego chcesz wrócić do domu? Czy jednak wcale nie planowałeś wracać do domu, a po prostu uciec gdzieś dalej? - Sięgnąłem po widelec i zacząłem jeść, oczekując, że chłopak mi o wszystkim opowie i będzie szczery i ze mną, i ze sobą.

*Shiro Yuki*

Usłyszałem kroki na schodach, więc zanim Raahi zjawił się w kuchni, wiedziałem, że raczył nareszcie wstać. Obróciłem twarz w jego stronę, lekko się wychylając za oparcie krzesła, kiedy stanął w wejściu do kuchni, opierając się o framugę. Słysząc jego pytanie zaśmiałem się.

- Raahi, ale ja nigdy nie byłem na ciebie zły. To po prostu była delikatniejsza wersja budzenia Kuro, który kiedyś notorycznie wślizgiwał mi się do łóżka, kiedy spałem. - powiedziałem z uśmiechem.

Przekrzywiłem głowę lekko w bok, widząc, że Raahi się mi intensywnie przygląda. Po dłuższej chwili się otrząsnął i usiadł przy stole, więc ja również mogłem normalnie usiąść. Widziałem, że chce coś powiedzieć, ale nie za bardzo wiedział jak zacząć temat, ja sam zapomniałem, że chciałem go wypytać o jego rozmowę z Kuro. Patrzyłem uważanie, jak przykłada kubek do ust i pije wcześniej zaparzoną przeze mnie kawę. Wyobraziłem sobie, że zamiast kubka mogłyby się tam teraz znajdować moje usta. Przed oczami miałem obraz, jak się całujemy i powoli przejeżdżam dłonią po jego umięśnionym torsie, natomiast jego ręka wędruje na moje krocze. Omal nie jęknąłem na samą myśl o tym, a kiedy miało nastąpić najlepsze, dotarło do mnie, że Raahi coś mówił. Potrząsnąłem głową, chcąc odgonić towarzyszące mi do tej pory myśli. Przeanalizowałem wszytko, co powiedział i spiąłem się na samą myśl o rodzinie, ale nadal nie przestałem się uśmiechać, nie chcąc pokazać Raahiemu, że coś jest nie tak. Postanowiłem po prostu w miarę możliwości ominąć ten temat, odpowiadając na resztę pytań.

- Przecież ja nigdy nigdzie nie uciekałem. Stwierdziłem tylko, że najwyższy czas ruszyć dalej w podróż... Choć to byłoby takie piękne kłamstwo prawda? Prawda jest taka, że nie pasuje ci fakt posiadania partnera więzi i ja to wiem. Przy twoim fachu związanie się z kimkolwiek jest niedopuszczalne, więc nie odpowiada ci to, a ja to jak najbardziej rozumiem. Całe życie mieszkałem tuż obok demonów, a przez Kuro, któremu zachciało się zostać łowcą głów na pół roku, cały czas byłem w niebezpieczeństwie, ale w sumie to pomagało odciągnąć myśli od innych kwestii... Możliwe, że zastanawiasz się, o co mi chodzi z tymi demonami, skoro demona, który panoszył się na naszym terenie, zabiłeś... Odpowiedź jest prosta. Na naszym terenie praktycznie bez przerwy pojawiały się demony. Przestały dopiero jakieś trzy miesiące temu. Dobra, koniec, bo zaczynam odbiegać od tematu. Więź ci nie pasuje, co wyczuwam zarówno ja, jak i mój wilk, w twoim samopoczuciu, więc postanowiłem się wynieść, abyś miał święty spokój i się nie męczył... I nie kłam, że przecież nie sprawiam kłopotu, bo spokojnie wyczuwam twój nastrój, a sama myśl, że przeze mnie byłeś zły lub smutny, bo więź to zbyt duża odpowiedzialność dla ciebie, sprawia zarówno mi, jak i mojemu wilkowi ogromny ból. Właśnie dlatego chcę odejść, póki wieź, jest jeszcze dość słaba, nie będziesz się męczył, a ja po tygodniu może pozbędę się jej efektów ubocznych... Czemu w ogóle twierdzisz, że miałbym kłamać i nie wrócić do domu rodzinnego? Przecież tam mieszkałem do tej pory, z resztą tam mieszka moja... Rodzina. Apropo rodziny, pytałeś o moje relacje z bratem. Nie do końca rozumiem, o co ci chodzi... Traktuje Kuro jak brata, którym zresztą jest, a jeśli chodzi o poranek, to tego idioty nie da się obudzić inaczej. Krzyczysz, dusisz poduszką, bijesz i on się nie obudzi, więc ćwiczenie moich ,,wilkołaczych zdolności" na nim i wymyślanie nowych brutalnych sposobów na obudzenie go stało się moim hobby. Szczególnie że często zasypiałem sam w pokoju, a budziłem się z nim w moim łóżku i teraz biorąc pod uwagę różnicę w masie naszych ciał, wydostań się z łóżka, jak on cię jak jakąś maskotkę lub poduszkę do spania traktuje. Zresztą i tak potraktowałem cię łagodnie. Hmm... O już wiem! Przypomniałem sobie jeden z najciekawszych sposobów, w jaki go obudziłem! Raz wyleciał przez okno, ale tak dosłownie. Zrzuciłem go z łóżka, tak jak dziś rano ciebie, tylko najpierw go uderzyłem łokciem w żebra i się nie obudził, więc go wyrzuciłem przez okno... Z pierwszego piętra... Kiedy nasz dom to willa i sam parter jest pół metra nad ziemią... No w każdym razie wyrzuciłem go przez okno, ale obudził się chwile przed spotkaniem z ziemią i bezpiecznie wylądował, a było tak blisko... Później przez pół godziny go nie wpuszczałem do domu i dobijał się do drzwi w samych bokserkach, pamiętam ten szok pokojówki, kiedy mu otworzyła drzwi... A co ci opowiadał Kuro? - opowiadałem, energicznie gestykulując. - Raahi... Em... N-no... Bo wiesz... Z-zanim cię zrzuciłem z łóżka... O-obudziłeś się i-i powiedziałeś, że ten no... n-n-nie mogę... no wiesz... b-bo musimy poważnie porozmawiać... T-to... Wiesz, jak skończymy śniadanie i tą no... Rozmowę... T-to, zanim się zmyje i spakuje do wyjazdu... No bo więź tak działa i ten no... M-może moglibyśmy... z wczoraj... T-to znaczy, rozumiem, jeśli nie chcesz! Żeby nie było, pokoje na górze są posprzątane i gotowe pod wynajem i przepraszam za drzwi od twojego pokoju, więc tak teoretycznie spłaciłem mój pobyt tutaj, więc nie mam nic do roboty przed wyjazdem, więc... Pomyślałem, że skoro m-mnie tutaj nie będzie, t-to t-tak na po-pożegnanie... No wiesz... Tak jak wczoraj i w ogóle. - jąkałem się niemiłosiernie, czerwony jak nie jeden pomidor licząc, że Raahi zrozumie mój przekaz.

*Raahi Maharaj*

- Nie pieprz do cholery i nie krąż pobieżnie wokół tematu! - Rozwścieczony całym tym jego monologiem, uderzyłem pięścią w stół, wyrażając swoje emocje. Całkowicie zignorowałem ostatnią część jego wypowiedzi, chociaż pewnie, gdy się uspokoję i uda nam się przedyskutować najważniejsze, to do tego również wrócimy. - Ciekaw jesteś, co powiedział mi twój brat? O wszystkim, co twoi... Wasi rodzice wam zrobili? O tych torturach, bo inaczej nazwać tego nie mogę? O tym gównie, w którym się grzebaliście do tej pory? Nie gadaj, że to nie ucieczka, bo nie wierzę, że puścili cię na wycieczkę, kiedy chcą cię wykastrować i sprzedać! - Byłem zirytowany... Nie, ja byłem wściekły, wkurwiony, nabuzowany, rozjuszony i nie wiadomo, jak długo mógłbym wymieniać epitety na określenie swojego stanu, ale powstałby pewnie pięknej długości poemat. Zacisnąłem mocno zęby, żeby nie wybuchnąć po raz kolejny, bo wiedziałem, że to do niczego nie doprowadzi. Planowałem z nim poważnie porozmawiać, a na razie zapowiadało się na nieciekawą wojnę, której muszę uniknąć za wszelką cenę. Odetchnąłem i usiadłem porządnie na tyłku, bo zaczynając krzyczeć, nawet nie zauważyłem, kiedy podniosłem się znacząco w górę.
- Okej, powoli... - Przetarłem dłonią twarz i westchnąłem przeciągle, odwracając wzrok od chłopaka. - Najpierw kwestia partnerstwa. To na ten moment najważniejsze — Wróciłem spojrzeniem do zmiennokształtnego, ale tym razem byłem już spokojny i w moich oczach musiała przejawiać się determinacja i dominacja, którą chciałem, żeby Shiro poczuł. Miał mnie posłuchać i przyjąć do siebie, jak to wygląda z mojej strony. Skoro jest między nami więź, to musiał to widzieć i czuć, że chcę, żeby w końcu wziął to na poważnie. Na pewno to nie on będzie tu dyktować zasady i to również musi zrozumieć. - A zaraz potem porozmawiamy o kwestii kłamstwa, twojej rodziny i tego, czemu byłem ciekaw, jaka jest relacja między tobą, a Kuro. - Powstrzymałem się od nazwania czarnowłosego wścibskim pchlarzem, ale cisnęło mi się to na usta. Dotarło do mnie w moment, jak bardzo wilkołak mnie zmanipulował tą pieprzoną paplaniną, której nie dałbym sobie wcisnąć pewnie na trzeźwo, chociaż z drugiej strony, może to dobrze, że wiedziałem teraz więcej o Shiro i mogłem posługiwać się tymi informacjami w rozmowie.
- Posłuchaj uważnie. - Wycelowałem w niego widelcem i przymknąłem na moment oczy, zbierając się w sobie, żeby wyznać wszystko, co leży mi na sercu. - To nie tak, że cię nie chcę. To dla mnie zaskoczenie, tak wielkiego kalibru, że nie potrafisz sobie tego wyobrazić. Jestem magiem, człowiekiem jakby nie patrzeć, w większości. Nie mam w genach zakodowane jak wy w waszej zwierzęcej części, tej przynależności. Nie czuję tego wszystkiego tak, jak zapewne ty. To po pierwsze. Po drugie, tak jak wspomniałeś, mój zawód uniemożliwia mi związki. To po części prawda, a po części kłamstwo. Jestem potężnym magiem i nie miałbym problemów z obroną osoby mi towarzyszącej. Jednak wybrałem życie samotnika, gdyż wszyscy, którzy się do mnie zbliżyli, nie żyją. - Powiedziałem dobitnie, żeby wiedział, jak niebezpieczne jest bycie blisko mnie. - Przynoszę pecha, nieszczęście, czy jakkolwiek to nazwiesz. Bogowie mnie chyba nienawidzą, choć nie wiem, co im zrobiłem. - Przełknąłem ślinę razem z gulą, która rosła w moim przełyku. Sięgnąłem po kawę i upiłem łyk, żeby przez chwilę zastopować swoje tłumaczenia i odetchnąć. - Nie pozwalam nikomu zbliżyć się do mnie, żeby nie zniszczyć mu życia. No i po trzecie, ja nie potrafię kochać Shiro. Pożądanie jest dla mnie normalne, jak dla każdego faceta, jednak miłość, czy przywiązanie, nie znam tych uczuć. Demon zabił mi rodziców, kiedy byłem małym brzdącem, potem kolejny zabił moich przyjaciół niedługo po tym, gdy stali się dla mnie w jakiś nieokreślony sposób ważni. Nie zdążyłem poznać tych uczuć, żeby być w stanie, kogoś nimi obdarzyć. Jestem pustą skorupą, narzędziem do zwalczania plugastwa z ziemi ludzkiej. - Mój cel był dla mnie pierwszorzędny, jednak był i czas, kiedy błądziłem i za pieniądze byłem w stanie zrobić wszystko. Nie skończyło się na sprzedawaniu własnego ciała, czy umiejętności. Posunąłem się o wiele dalej by rzeźbić swoje chore ambicje. - I teraz wisienka na torcie. - Wyrzęziłem z goryczą, żałując, że kiedykolwiek doszło do tego, co zrobiłem. - Zabijałem również i ludzi, i stworzenia innych ras, za co, jak się powinieneś domyślać, powinienem już dawno zawisnąć lub spłonąć. Brutalnie mordowałem dla zarobku, nie pytając, czy ktoś na to zasługuje, czy nie. - Patrzyłem na jego reakcję. Chciałem wychwycić wszystkie zmiany i tylko czekałem na obrzydzenie w pojawiające się w jego oczach. - To nie tak, że nie chcę, żebyś był moim partnerem więzi. Ciężko jest mi zaakceptować świadomość, że ktoś znów miałby być obok mnie. Nie jestem taki miły i doskonały, jak mnie zapewne widziałeś. - Zacisnąłem powieki i położyłem zwinięte w pięści dłonie na blacie. Targały mną przeróżne emocje, poprzez żal, złość, rozgoryczenie, aż do smutku i nostalgii związanych z przeszłością, którą podzieliłem się ze zmiennokształtnym. Niewielu ludzi znało tę historię. Oprócz niektórych mieszkańców tej wioski prawie nikt. Shiro był pierwszym, który usłyszał wszystko z moich ust. Pokazywałem mu prawdziwego siebie, chociaż nie rozumiałem, jak to się potoczyło, bo nie chciałem powiedzieć, aż tak dużo, aż tak szczegółowo. Powinien ode mnie odejść dla własnego dobra, dopóki może... Ale jeżeli więź jest silna... To zapewne będzie to skutkowało śmiercią... Jego śmiercią, tak jak mówił Kuro. Może go to do tego doprowadzić.
- Boję się do kogoś zbliżyć i kogokolwiek do siebie dopuścić. - Wyszeptałem, czując jak cholerny mur wokół mojego serca, który tak skrupulatnie budowałem przez lata i który miał być potężniejszy niż nie jeden kamienny mur zamkowy, powoli się obsypuje, a ja nie nadążam go odnawiać. To było straszne uczucie, a jednocześnie oczekiwałem jakichś zmian, nadchodzących wielkimi krokami.

*Shiro Yuki*

Skuliłem się przestraszony na krześle, kiedy Raahi zaczął krzyczeć. Nie spodziewałem się, że tak... Mocno zareaguje na małe niedopowiedzenie w moim monologu. Aż podskoczyłem, kiedy uderzył pięścią w stół. Nie wiedziałem czemu, aż tak się zdenerwował, ale wyjaśnienie samo wyszło na jaw. Myślałem, że w tej chwili wyparuje z domu i spiorę Kuro na kwaśne jabłko. Jedynym elementem, który mnie przed tym powstrzymywał był Raahi, gdyby nie to, że tutaj był, to mój brat już miałby połamane kilka kości. Starałem się trzymać zwierzęcą naturę w ryzach i nie pokazać Raahiemu jak bardzo zły jestem. Odetchnąłem z ulgą, kiedy uspokoił się i usiadł na miejscu. Chciałem się odezwać, ale zamilkłem jak tylko Raahi się odezwał. Widząc jego wzrok, skrzywiłem się, co jak co ale zawsze byłem uległy i ewidentna dominacja, którą udało mi się bezproblemowo zobaczyć w jego wzroku, zmuszała mnie do wyuczonej uległości. Usiadłem wygodniej i słuchając uważnie jego słów, wróciłem do posiłku. Ledwo powstrzymałem śmiech, kiedy zauważyłem, że Raahi zdecydowanie wolałby inaczej nazwać mojego brata. Spojrzałem na wycelowany we mnie widelec i skinąłem głową na znak, że słucham. Wysłuchałem wszystkiego, co miał do powiedzenia z obojętną miną. Co prawda czułem smutek i złość, że partner musiał tyle przejść, ale wiadomość, że zabijał nie tylko demony za pieniądze, nie robiła na mnie większego wrażenia. Nie wiem, czy miałem usłyszeć jego ostatnie wyszeptane słowa, ale nie miałem zamiaru ich zignorować. Wstałem od stołu i cały czas patrząc na Raahiego, okrążyłem stół i jak gdyby nigdy nic usiadłem okrakiem na jego kolanach, a następnie przytuliłem, chowając swoją zapewne czerwoną twarz. Sam nie wiedziałem czemu, to zrobiłem, skąd we mnie tyle odwagi i samozaparcia, ale nie chciałem się cofnąć, bo nie tyle Raahi tego potrzebował, ile ja, jeśli miałem mu również opowiedzieć o mojej historii.

- Ja nie umrę tak łatwo... Nie zostawię cię, więc nie musisz się bać. - sam nie wiem czemu, to powiedziałem, po prostu czułem, że muszę to zrobić. - Nie obchodzi mnie, czym się zajmowałeś... Nie rusza mnie fakt, że zabijałeś za pieniądze. Wiem, że to dziwne, ale naprawdę nic nie czuje w związku z tym faktem. Nie boje się o swoje życie, bo wiem, że mimo bycia beksom, mam w sobie siłę, która pozwoli mi bronić to, co dla mnie ważne, a w tym przypadku ciebie i mnie... Teraz moja kolej na opowiedzenie swojej historii co? - zapytałem, mocniej przytulając się, chcąc tym samym dodać sobie odwagi, aby kontynuować. - Postaram się to opisać w miarę krótko... Pochodzę z rodziny o nazwisku Yuki, bo tak właściwie to nawet nieznany swoich nazwisk. Przez całe dzieciństwo miałem życie jak z bajki. Dorastałem w miłości i trosce ze strony każdego z rodziny. Potrafiłem zmieniać się w wilka od naprawdę młodych lat, a w wieku ośmiu lat, kiedy to cię spotkałem, zdawałem test na pełnoletność. Polega on na utrzymaniu pierwszej potężniejszej formy przez dłużej niż jeden dzień. Więc kiedy cię spotkałem, według prawa zmiennych miałem nie osiem, a osiemnaście lat. Rok po naszym spotkaniu zmarł mój przyjaciel, zabity przez demona, którego wezwali jego rodzice... Słyszałeś o tym dziecku, co dwójka magów zmieniła w demona? To był on i był moim jedynym przyjacielem... Długo ubolewałem nad jego śmiercią, szczególnie że na moich oczach, walczył z tym demonem i dlatego, że tam byłem, nie mógł użyć pełnej mocy, bo byłem za słaby i bym ucierpiał, a na to nie pozwalał sobie, więc przegrał, a kiedy demon zaczął rozszarpywać jego ciało, uciekłem. - Zacisnąłem dłonie na ubraniu Raahiego, starając się opanować emocje i drżący głos. - Właśnie wtedy zaczęło się prawdziwe piekło. Ojciec i matka się zmienili. Nie okazywali ani mi, ani Kuro miłości, tylko wymagali pełnego posłuszeństwa i uległości, a jeśli miało się z tym jakiekolwiek problemy, to chłosta, albo głodówka, albo inna kara. Popadłem w depresje, z której cudem wyciągnął mnie Kuro. Dopiero wtedy powiedziałem mu, że spotkałem partnera więzi. Mój brat wiedział, że to źle, szczególnie że ojciec podobno miał wobec mnie jakieś plany. Kuro, już wtedy chciał ze mną uciec, ale ja byłem temu przeciwny. W wieku jedenastu lat przyszedł nas odwiedzić syn z bogatej rodziny. Jego ojciec był szefem potężnej korporacji, a do tego był szanowanym i wysoko postawionym zmiennym. Ojciec kazał mi zaprowadzić chłopaka do mnie do pokoju, a Kuro miał zostać z ojcem i mu towarzyszyć. Posłusznie zaprowadziłem chłopaka do mojego pokoju, nie chcąc się narazić na gniew ojca, a wtedy ten chłopak... - na chwilę przestałem mówić, bo cały się trząsłem, a głos mi się łamał, wtuliłem się w Raahiego chcąc dać sobie chwilę, aby się uspokoić. - Zaczął się do mnie dobierać, a kiedy stanowczo nakazałem, aby przestał, po prostu użył siły. Przygwoździł mnie do łóżka i zaczął rozbierać, a moje krzyki i protesty zdały się na nic. Dopiero kiedy miał we mnie wejść, obudziła się we mnie druga zwierzęca natura, która przejęła nade mną kontrolę. Nie panowałem nad sobą. Przemieniłem się i prawie go zabiłem... Chłopak nie miał nawet czasu, aby się przemienić i uciec. Pół martwego, w zwierzęcej postaci zaniosłem tuż przed wejście do domu. Kiedy Kuro mnie zobaczył, natychmiast przy pomocy odziedziczonej po ojcu ,,aury" alfy, kazał mi się przemienić, bo w innym przypadku jeszcze mógłbym się rzucić na ojca. Dopiero kiedy znów byłem człowiekiem, uświadomiłem sobie, co zrobiłem, że go prawie zabiłem. Zanim go wynieśli, resztkami siły udało mu się przyrzec mi zemstę. Później praktycznie co noc byłem bity, a ojciec krzyczał na mnie, że powinienem dać się przelecieć i że przeze mnie będzie mieć teraz problemy. Później Kuro uciekł na pół roku i został łowcą głów. Kiedy ojcu udało się go znaleźć, sprowadził go do domu, grożąc mu, że mnie zabije. Wtedy zrobił coś, co jest zakazane wśród wilkołaków, coś, co jest gorszym przestępstwem od zabicia własnego Alfy... Próbował uśpić wilka Kuro. Na szczęście udało mi się zagłębić w podstawach zielarstwa i na czas sporządzić odtrutkę... Nauczyłem Kuro, jak powinien się zachowywać i jak panować nad sobą, a w zamian on zabierał mnie na polowania na demony, gdzie mogłem dać się wyżyć mojej drugiej postaci... Stałem się naprawdę silny, ale psychicznie nadal byłem słabym bachorem... Kiedy rodzice wyjechali na trzy tygodnie, postanowiliśmy przygotować sobie plan ucieczki, więc wyruszyliśmy do DarkCity, gdzie Kuro chciał porozmawiać z Jack'iem i wtedy dostałem dożywotni zakaz wstępu do speluny, bo zaczepiła mnie trójka najemników, czy kto tam wie, kim byli, a ja byłem zmęczony, nie panowałem nad sobą i prawie ich zabijając, zniszczyłem pół speluny... I tu kończy się moja historia. Wraz z Kuro spieprzyliśmy z domu po raz trzeci, rozdzielając się i jak dotąd udało nam się nie wrócić. Jest coś jeszcze, co chciałbyś wiedzieć? - zapytałem zmęczony psychicznie, moją opowieścią, puszczając Raahiego i czekając na jego ruch.  


Ohayo Dattebayo! =^-^=

O jezu ale tym razem duży wpis... ponad 3000 słów, co sądzicie o przeszłości naszych bohaterów? <3

Shiro Ai - Biała Miłość [Yaoi] [Porzucone]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz