37.

187 24 6
                                    

*Ashton's POV*

– Lepiej by było gdybyś umarł! – Usłyszałem krzyk matki za moimi plecami.

– Pracuję nad tym – zaśmiałem się gorzko.

– Ty cholerny...

  Zatrzasnąłem za sobą drzwi i wybiegłem na ulicę. Zacisnąłem pięści i przyspieszyłem bieg. Świat rozmazał mi się przed oczami. Mijałem szare budynki, szare ulice, szarych ludzi, nie zwalniając. Kiedy zaczęło brakować mi oddechu, zatrzymałem się. Schyliłem się i nabrałem powietrza do płuc. Wdech. Wydech. Wdech. Wydech. Powoli oddychałem, próbując się uspokoić, ale złość nie mijała. Zacisnąłem mocniej pięści, paznokcie wbiły mi się w skórę. Zabolało, ale nie zwróciłem na to uwagi. Byłem zbyt zajęty opanowaniem swoich emocji, ale nie najlepiej mi to wychodziło. Kiedy udało mi się wyrównać oddech, zobaczyłem ich... Sarę i tego dupka - Daniela.

  Próbowałem sobie przypomnieć, kiedy po raz ostatni widziałem Sarę. To było pięć dni temu, wtedy, kiedy zabrałem ja na przejażdżkę i ostatecznie zostawiłem w lesie. Od tego momentu nie miałem z nią żadnego kontaktu. Jej widok sprawił, że serce zabiło mi szybciej. Tak bardzo pragnąłem być teraz obok niej i słyszeć jej piękny, szczery śmiech... Być na miejscu Daniela.

  Patrzyłem jak brunet nachylił się ku Sarze i pogładził ręką jej policzek. Przyjrzałem mu się dokładniej. Wydawał mi się jakiś znajomy. Prychnąłem zirytowany. Podszedłem bliżej, chowając się za budką telefoniczną. Sara szeptała mu coś na ucho, próbowałem odczytać z ruchu warg jej słowa, ale nie mogłem się skupić. Zbyt bardzo rozpraszała mnie twarz, ku mojej jeszcze większej irytacji, którą znałem, ale nie mogłem sobie przypomnieć. Chłopak wpatrywał się w moją dziewczynę cielęcymi oczami. Oblizał wargi. O nie, wiem do czego się szykujesz, gnojku. Nie pozwolę na to, pomyślałem i podbiegłem do nich. Dotknąłem jego ramienia, brunet odwrócił się, a ja zamachnąłem się i uderzyłem go w twarz. Syknął z bólu i cofnął się o krok.

– Co jest do...

 Nie dokończył. Zadałem kolejny cios, tym razem w brzuch. Daniel zgiął się w pół. Usłyszałem krzyki Sary, ale zignorowałem je.

– Przestań! Co ty robisz?!

Nie spojrzałem na nią, mój wzrok był wbity w żałośnie pojękującego chłopaka.

– Ashton!!!

   Brunet zlustrował mnie wzrokiem i wykrzywił usta w grymasie złości. Sara musiała o mnie mu opowiadać, zrozumiał kim jestem i za co dostał. I dobrze.

   Wyprostował się i zamachnął, jego pięść była wycelowana w moją szczękę, ale nie uderzyła mnie. Byłem szybszy, z całej siły uderzyłem go znowu w brzuch. Upadł na kolana, chciał się poderwać do góry, ale uniemożliwiłem mu to, kopiąc go w żebra. Chłopak znów się zgiął i zaczął się krztusić.

– Boże, Ashton, przestań!!! – Sara podbiegła do mnie i złapała za rękę, próbując odciągnąć mnie od swojego kochasia. Odepchnąłem ją lekko, wrzeszcząc, żeby się nie wtrącała. Wróciłem do "mojej ofiary", która zdołała ustać i łypała na mnie z wściekłością.

– Masz jakiś problem, koleś? – spytał ze złością, uśmiechnąłem się w odpowiedzi.

   Podszedłem do niego i ponownie się zamachnąłem. Daniel zablokował mój atak i uderzył mnie w twarz. Poczułem piekący ból. Zaśmiałem się. Musiałem przyznać, że to był niezły ruch, ale zamiast mnie osłabić, zmotywował mnie. Ponownie zaatakowałem go. Zacisnąłem pięści i zacząłem uderzać raz z prawej, raz z lewej strony. Daniel starał się bronić, ale większość moich ciosów trafiała go, osłabiając go. Po raz kolejny wtrąciła się Sara, krzyczała, starała się nas rozdzielić. Odepchnąłem ją, tym razem mocniej. Przewróciła się i zaczęła płakać z bezsilności.

– Oszalałeś?! Zostaw Sarę w spokoju! – Daniel chciał do niej podbiec, ale stanąłem na jego drodze i popchnąłem do tyłu. – Jesteś nienormalny!

  Pstryk. Zaświeciła się malutka żaróweczka w mózgu. Już wiedziałam skąd go znam. Ze szkoły... Z mojej klasy. Znienawidzonej klasy, która znęcała się nade mną i wyśmiewała. Która życzyła mi bolesnej śmierci.

   Rzuciłem się na niego, obraz całkowicie rozmył mi się przed oczami. Widziałem wszystko jak przez mgłę; jego wykrzywioną twarz, moje ręce zaciśnięte na jego szyi, jego klatkę piersiową, która z coraz większym trudem unosiła się.

– Zabijesz go! Ashton, przestań!!!

  Nie chciałem przestawać, coraz bardziej podobało mi się, że brakuje mu powietrza, a jego twarz sinieje. Jego wyłupiaste oczy, patrzyły na mnie, błagając o litość. Jakie to było żałosne! Czego on oczekiwał? Że okażę choć odrobinę miłosierdzia? Podobno każdy ma humanitarny odruch... Ta, podobno. Więcej człowieczeństwa jest w zwierzętach niż w ludziach, pomyślałem i zaśmiałem się głośno.

  Nagle ktoś złapał mnie w pół i siłą odciągnął od Daniela. Wierzgałem się i próbowałem się wyrwać, by znów się rzucić na bruneta. Ale, na oko czterdziestoletni, mężczyzna nie dał za wygraną i wciąż mnie przytrzymywał. Po chwili odetchnąłem i uspokoiłem się. Dopiero wtedy zauważyłem grupę gapiów, otaczających mnie, leżącego Daniela i płaczącą Sarę. Wlepiali swoje gały, szukając sensacji.

– Czego się gapicie, kurwa?! Przedstawienie się skończyło! – Wrzasnąłem w ich stronę, a oni odwrócili wzrok.

  Nie znajomy mężczyzna wyjął komórkę i zadzwonił po pogotowie. Sara uklęknęła obok leżącego Daniela i cały czas się głupio pytała "dlaczego". Dlaczego? Bo ten, oto wspaniały bohater Sary, całą szkołę średnią siedział cicho. Nie odzywał się słowem. Tylko patrzył tymi głupimi ślepiami, jak banda oszołomów z mojej klasy, dzień w dzień, katowała mnie, kiedy nauczycieli nie było w pobliżu. "Klasa to klasa i musimy trzymać się razem i nie możemy na siebie kablować, prawda?", mówił gospodarz klasy, a Daniel przytakiwał. Nigdy w życiu mnie nie dotknął, nic mi nie zrobił. Tylko siedział cicho. Czasami cisza jest przemocą. Dlatego.





Chat z nieznajomym (Ashton Irwin ff) |Zakończone|Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz