12.

1.1K 126 35
                                    

Zespół bardzo mi pomógł w ciągu ostatnich dni. Poparli pomysł z pisaniem piosenek i dzielili się własnymi. Rodzice nadal u mnie goszczą i zajmują się Mary, gdy ja pracuję. Nie żałuję, że musiałem odnowić z nimi kontakt, bo bardzo mi są potrzebni, szczególnie teraz. Staram się stopniowo ruszać dalej by nie wpływać źle swoich zachowaniem na bliskich. Samantha miała pełno badań i zabronili mi jej odwiedzać, więc czekam na telefon ze szpitala, by zobaczyć co u niej. Trochę się zmartwiłem. Wypadek Sam dał mi do myślenia. Pamiętam, jaki byłam przerażony. Mogłem stracić kolejną bliską mi osobę. Chyba zaczęło mi na niej zależeć... Z zamyślenia wyrwał mnie dźwięk pukania do drzwi. Zanim zdążyłem do nich podejść, Mary już wpuściła gościa.

-Sam!- wykrzyknęła dziewczynka, wieszając się opiekunce na szyję.- Słyszałam, że tata cię walnął samochodem. Pewnie nie chciał ci zapłacić.- ostatnie zdanie wyszeptała.

-Też się za tobą stęskniłam.- powiedziała i weszła do środka.- Dzień dobry.- uśmiechnęła się do mnie. Na twarzy nadal miała pojedyncze opatrunki, na szczęście to nic poważnego.

-Mogłaś uprzedzić, że wychodzisz to byśmy po ciebie przyjechali.- stwierdziłem.

-Chciałam wam zrobić niespodziankę.- w tym czasie z góry zeszli moi rodzice.

-Dziecko, jak się czujesz?- mama wyściskała dziewczynę a ojciec uśmiechnął się.

-Wszystko dobrze.- odpowiedziała.- Czekam tylko na ściągnięcie gipsu, bo zaczyna mnie denerwować.- zaśmiała się. Dopiero teraz zauważyłem dwie walizki, które stały w progu.

-To twoje?- wskazałem na nie. Dziewczyna zrobiła się zakłopotana.

-Możemy porozmawiać?- zapytała. Pokiwałem głową i poszedłem z nią do kuchni.

-Sam, co się dzieje?- usiadłem przy stole. Dziewczyna zrobiła to samo.

-Wyrzucili mnie z mieszkania. Długo mnie nie było i nie dawałam znaków życia, więc znalazł kogoś innego.- wyjaśniła pośpiesznie.- Mogłabym się u ciebie zatrzymać, dopóki sobie czegoś nie znajdę? Możesz mi potrącić za to z pensji.- dodała.

-Jasne, nie ma problemu.- uśmiechnąłem się.- Chcesz się napić kawy?- podszedłem do ekspresu. Sam pokiwała twierdząco głową. Przy okazji zrobiłem kawę rodzicom i sobie. Z kubkami wróciliśmy do salonu.

-Później zaniosę twoje rzeczy do pokoju.- powiedziałem, zanim usiedliśmy.

-Zostaniesz dzisiaj z nami?- Mary wskoczyła jej na kolana.

-Oczywiście. Pobawimy się później.- przytuliła ją.

-Jedną ręką dużo nie zrobisz.- mała zapukała w jej gips.- Halo halo.- przybliżyła do niego ucho.

-Mary, daj jej odpocząć. Dopiero co wróciła.- powiedział ojciec i wziął dziecko do siebie.

-Może dzisiaj sobie odpocznij, my posiedzimy z Mary.- zaproponowała mama.

-Zobaczę, jak się będę czuła. Dziękuję.- uśmiechnęła się dziewczyna.

Chwilę jeszcze tak posiedzieliśmy, po czym zabrałem Sam do jednego z wolnych pokoi. Jednak duże mieszkanie to nie było przegięcie.

-Czuj się jak u siebie.- powiedziałem, gdy stawiałem jej walizki obok szafy.

-Dziękuję. Za wszystko.- spojrzała na mnie dziwnym wzrokiem. Miałem wrażenie, że zaraz się rozpłacze.

-No chodź.- rozłożyłem ręcę i przytuliłem ją. Dziewczyna mocno się we mnie wtuliła, co o dziwo mi się spodobało. Pogładziłem ją po włosach, aby się uspokoiła.- Ciii.- wyszeptałem. Poszlochała jeszcze trochę i oderwała się ode mnie. Wziąłem jej twarz w dłonie, by dotrzeć łzy, które spływały jej po policzkach. Poczułem chęć zbliżenia się do niej, zaopiekowania się. Trudno to nazwać. Nie wiem jak długo jej się przyglądałem, ale wyraźnie była zakłopotana. Po raz drugi dałem się ponieść emocją i złączyłem nasze usta. Sam wolną rękę położyła mi na ramieniu i delikatnie gładziła moją szyję. Wtedy przypomniałem sobie, jak pierwszy raz pocałowałem Hope. Odrazu przerwałem pocałunek i wyszedłem z pokoju zostawiając ją samą. Chwyciłem kurtkę z wieszaka i bez słowa wyszedłem z domu. Musiałem posiedzieć chwilę sam, więc wsiadłem do auta i pojechałem przed siebie. Włączyłem radio by nie oszaleć pośród ciszy.

-Cholera.- zaklołem pod nosem, gdy wpakowałem się w korek. Nie miałem już odwrotu. Dlaczego ona zawsze musi siedzieć w mojej podświadomości. Teraz wyszedłem na kompletnego kretyna przy Sam. Miałem nadzieję, że udało mi się pożegnać z przeszłością, tyle godzin nad tym pracowałem. A gdy zbliżyłem się do niej odrazu mnie to zabolało. Tak jakby duch Hope nie pozwalał mi iść dalej. Ze złości uderzyłem w klakson. Do cholery dlaczego muszę to tak przeżywać? Minęło już tyle czasu, swym niezdecydowaniem tylko ranię Sam. Udało mi się wjechać w uliczkę i dotrzeć do domu Jake'a.

-Cześć stary, możemy pogadać?- zapytałem, gdy chłopak otworzył drzwi.

-Opowiadaj.- wpuścił mnie do środka. Wydawało mi się, że wiedział z jakim problemem przyszedłem.

-Pocałowałem ją. Naprawdę tego chciałem, ale wtedy przed oczami pojawił mi się obraz Hope. Nie wiem, czy jestem w stanie rozpocząć nowe życie, skoro pamięć o niej nie daje m spokoju. Do tego Sam pewnie ma mętlik w głowie. Nie chcę, żeby myślała, że się nią bawię.- powiedziałem w drodze na kanapę, na której teraz siedzieliśmy.

-Andy, nie bardzo wiem, co ci powiedzieć. Ty za bardzo to wszystko przeżywasz. Inny chłopak już dawno ułożyłby sobie życie. Musiała być dla ciebie bardzo ważna, skoro tak cierpisz.- pomyślał chwilę.

-Była moją pierwszą, młodzieżową miłością. Lubiłem w niej naprawdę wszystko. Chciałem jej pomóc, a nie zauważyłem jak powoli upada.- przetarłem oczy.

-Ale spokojnie. Moim zdaniem musisz porozmawiać z Sam i jej to wszystko przybliżyć. Dowiedzieć się, czy ona cokolwiek do ciebie czuje i czy warto wtedy starać się o nią.- odparł. Miał rację, przecież ona też powinna mieć coś do powiedzenia w tej sprawie.

-Dzięki Jake.- poklepałem go po ramieniu.- Wpadnijcie z chłopakami w sobotę, muszę urządzić Mary urodziny.- powiedziałem na wyjściu.

-Od tego ma się kumpli. Z chęcią wpadniemy. Trzymaj się i daj znać co z tego wyszło.- uśmiechnął się. Pokiwałem mu ręką i wróciłem do samochodu. Musiałem wrócić do domu, bo robiło się późno i mam kilka nieodebranych połączeń od rodziców. Jak za dawnych czasów, gdy wymykałem się nocami. Przekręciłem klucz w stacyjce i ruszyłem w drogę. Tym razem ominąłem korki i w kilka minut znalazłem się pod bramą wjazdową. Światło paliło się tylko w salonie, gdzie czekali na mnie rodzice.

-Andy, gdzie ty do cholery byłeś? Wiesz jak matka się martwiła?- przywita mnie ojciec.

-Musiałem coś przemyśleć. Przepraszam. Co z dziewczynami?- rozejrzaem się w poszukiwaniu jakiegoś znaku.

-Mary śpi od godziny, a Sam jest u siebie. Tylko na chwilę do nas wyszła, a później znowu się tam zamknęła.- poinformowała mnie mama.

-Wy też idźcie już do łóżka. Dobranoc.- uśmiechnąłem się i poczekałem aż udadzą się do swojego pokoju. Wredy zapukałem do Sam.

Mogą być błędy, bo słownik mnie poprawia :P Standardowo 15 i dalej

Unbroken 2 | Andy BiersackOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz