I znów ten odwieczny problem dziewczyn. No... może nie wszystkich, ale mój na pewno. Zaczynało robić mi się już zimno, kiedy chyba z dwadzieścia minut stałam w samej bieliźnie przed szeroką szafą. Zbyt szeroką, bo wybór stylówek był nieskończony. Trzeci raz przesuwałam wieszaki w poszukiwaniu odpowiednich ciuchów na imprezę i nic nie wpadło mi w oko. Spojrzałam na zegarek. Była 21.13, więc mam jeszcze sporo czasu przed przyjazdem dziewczyn, ale to nie znaczy że będę tu stać przez kolejną godzinę! Sięgnęłam po białe spodenki i dokładnie im się przyjrzałam. Miały wysoki stan i były lekko postrzępione. Cóż, chyba mogą być na domówkę, ale jeśli je uwale to zrzucę się z dywanu. Założyłam je i z zadowoleniem stwierdziłam, że leżą idealnie. Ubrałam jeszcze czarny, cienki pasek z ćwiekami i wybrałam czarną bluzkę z krzyżem, która opadała mi na ramię. Przejrzałam się w lustrze i poprawiłam nieco włosy. Tuż przed wyjściem zrobiłam lekki makijaż, pomalowałam tylko rzęsy, bo nie chciałam wyglądać jak upiór pod koniec imprezy. Uznałam, że do kompletu będą pasować czarne martensy, więc zgarnęłam telefon z biurka i wyszłam z pokoju. Uważnie ominęłam psa leżącego na schodach i powoli z nich zeszłam. Światła w całym domu były zgaszone, a to oznaczało, że ciocia jeszcze nie wróciła. Najwyraźniej randka musiała się udać. Może wreszcie będę mieć wujka? Odepchnęłam tę myśl od siebie. Ciocia Hannah w poważnym związku... jakoś nie mogłam sobie tego wyobrazić. Ubrałam buty i wyszłam z domu. Zamknęłam drzwi na klucz i rozejrzałam się po okolicy. Po dziewczynach nie było ani śladu. Usiadłam na schodkach i wyciągnęłam telefon z zamiarem przejrzenia twittera, jednak wtedy usłyszałam głośną kłótnię na drugim końcu ulicy. Przysunęłam się do drewnianej balustrady, aby nie być zbyt widoczną i przyjrzałam się jak Luke podbiega do swojego auta. Drzwi od jego domu gwałtownie się otworzyły wypuszczając światło na ciemny taras. Usłyszałam tylko donośny głos mężczyzny, ale nie udało mi się wyłapać żadnego słowa. Wiedziałam tylko, że był okropnie wkurzony na chłopaka. Po chwili blondyn odjechał z piskiem opon, a drzwi zatrzasnęły się z tak głośnym hukiem, że pomimo tego, iż byłam oddalona o kilka domów, i tak podskoczyłam. Wciąż zaskoczona obserwowałam oddalający się samochód. Zastanawiało mnie co mogło między nimi zajść. Myśląc nad tym chwilę poczułam jak mój telefon wibruję, a zaraz po tym usłyszałam klakson białego mercedesa. Nicole podjechała pod mój dom obniżając ciemne szyby.
- Wsiadaj laska! - Sarah krzyknęła radośnie, a ja zaczęłam się zastanawiać czy znów narąbała się przed imprezą. Usiadłam obok kierowcy i przyjrzałam się szatynce. Jak zwykle wyglądała uroczo. Ubrała kremową sukienkę i czarne botki, które pasowały do krótkiej, skórzanej kurtki. Usta podkreśliła ciemną szminką, a krótkie włosy zostawiła rozpuszczone. Tego jej zazdrościłam, wyczucia stylu i pięknego wyglądu w... właściwie we wszystkim. W żadnym stopniu nie ubierała się wyzywająco, czego nie mogłam powiedzieć o Sarah. Zdecydowanie za wysokie obcasy i przesadnie poszarpane legginsy wywoływały u mnie niesmak. Założyła do nich długą, jasną tunikę z dużym dekoltem oraz jeansową kurtkę. Nie czepiałabym się takiego stylu gdyby nie chodziło o Sarah. Wiedziałam, że ubrała się tak tylko dlatego, aby zaliczyć jak największa ilość chłopaków. Przeczesała ręką po gęstych włosach i wzięła łyk z butelki piwa, na której zostawiła czerwony ślad. Uniosłam wysoko brew, a ta uśmiechnęła się do mnie.
- No co? Trzeba się rozruszać! Impreza już trwa, więc nie wypada wbić trzeźwym! -Zachichotała biorąc kolejny łyk, a ja zastanawiałam się czy to jej pierwsza butelka. Zerknęłam na Nicole, która tylko wzruszyła ramionami unosząc kąciki ust. Po alkoholu Sarah robiła się bardzo gadatliwa, tak więc całą podróż spędziłyśmy w akompaniamencie jej głosu.
Dom Ashtona zawsze wywierał na mnie wrażenie. Nawet w simsach bym takiego nie zrobiła. Miał tylko jedno piętro, ale był ogromny. Szerokością sięgał od płotu do płotu, w czym jego prawa strona była czymś w rodzaju wielkiego tarasu przez który można było przejść na część ogrodu z basenem, grillem i ogromną ilością miejsca do zabawy. Już z daleka było słychać dudniącą muzykę, a po zaparkowaniu auta ujrzałyśmy masę różnokolorowych lamp oświetlających dom. Brzmi jak lekka przesada, ale naprawdę robiło niezły klimat. Nieco spóźnione weszłyśmy na posesję. Teren przed domem był podzielony na dwie nierówne części oddzielone jasnym chodnikiem, otoczonym przez białe ledy. Część po mojej lewej stronie to był przepiękny zakątek, którym zawsze się zachwycałam. Znajdowała się tu niewielka altanka, w okół której obsadzono mnóstwo różnobarwnych kwiatów. Było to miejsca jak ze snów, piękne i takie romantyczne, ale nigdy nie przyznałabym się co o nim myślę. To by mi zszargało opinię.
Po drugiej stronie zrobili całkiem spore oczko wodne, do którego ktoś już zdążył wrzucić czerwony kubek po piwie. Dalej znajdował się podjazd, a za nim spory kawałek świeżo skoszonej trawy, na której umieszczono cztery leżaki, tuż obok tarasu. Już dwie dziewczyny zdążyły je zająć i świecąc cyckami w skąpych strojach flirtowały z grupką chłopaków. Przypominam, że jest prawie noc.
Minęłyśmy dyskutującą przed domem grupę osób i czując na sobie wzrok chłopaków weszłyśmy do środka. Pijących i tańczących ludzi były tłumy. Prawie jak na jakimś koncercie. Wiem, że Ashton ma imponującą liczbę znajomych, ale tym razem to oni chyba zabrali jeszcze swoich. Z trudem przecisnęłyśmy się do mniej zatłoczonego miejsca.
CZYTASZ
I'm idiot you adore ||L.H.
FanfictionAlexis Tier wydaje się być dziewczyną, która bez najmniejszych skrupułów zabrałaby dziecku zabawkę i jeszcze śmiałaby mu się w twarz. Jest zadziorna, żywiołowa i niesamowicie wredna. Trudno znaleźć w szkole osobę, która byłaby na tyle szalona, aby s...