Rozdział 7

1.5K 84 14
                                    


Wyszłam z sali równo z dzwonkiem i jak zwykle skierowałam się do szafki, aby zostawić zbędne rzeczy. Znów szłam z głową w chmurach, przez co prawię co chwilę na kogoś wpadałam. Nicole skarciła mnie za to dzisiaj już wystarczającą ilość razy, ale co poradzę. Luke zajmował moje myśli cały dzień. Aż sama w to nie wierzyłam. Miałam tyle pytań, a dupek nie raczył pojawić się w szkole. Nie to, żebym się martwiła, co to to nie! Po prostu... byłam ciekawa, to wszystko. Dlaczego nie przyszedł na żadne zajęcia? Dlaczego pobił się z Davidem po naszej rozmowie? Także obraz przybitego chłopaka nie opuszczał mojej głowy.

Dlaczego płakał?

Westchnęłam ciężko i skręciłam w korytarz, gdzie znajdowały się rzędy szafek. Od razu zauważyłam Davida opierającego się o moją. Spojrzał na mnie, a ja zirytowana przewróciłam oczami.

Tylko jego mi do szczęścia brakowało.

Pewnym krokiem podeszłam do niego nie przerywając kontaktu wzrokowego. Stanęłam tuż przed nim unosząc wyczekująco brew.

- Alexis po...

- Przesuń się. – Przerwałam ostro i machnęłam ręką w bok. Zbity z tropu przeczesał nerwowo włosy i niechętnie ustąpił mi miejsce. Patrząc przed siebie otworzyłam szafkę i jak gdyby nigdy nic zaczęłam wypakowywać książki.

- Alexis. – Powtórzył ze swoim wyćwiczonym, błagalnym tonem. – Pozwól mi się wytłumaczyć.

Roześmiałam się nerwowo. Tylko kwiatków tu brakuje i klęczenia przede mną.

- Nie masz czego tłumaczyć. Zrobiłeś ze mnie idiotkę. - Chłopak patrzył gdzieś w bok zastanawiając się co powiedzieć, aby mnie udobruchać. Wykrzywiłam usta w grymasie. Ufałam mu. Zwierzałam ze wszystkiego. A on tak mnie potraktował. Spojrzałam na jego poranioną twarz z radością. Z trumfem odwróciłam wzrok. - Mam tylko nadzieję, że złapałeś jakich syf od tej dziwki.

- Kochanie proszę. – Na dźwięk tego słowa zrobiło mi się niedobrze. Wypakowałam ostatnią książkę i z hukiem zamknęłam metalowe drzwiczki. Już miałam odejść, jednak chłopak zastąpił mi drogę. Oparł się ręką o jedną z szafek mierząc mnie z góry. Zniecierpliwiona założyłam ręce na piersi czekając, aż powie swoje. – Z Sarah nie było na poważnie. Wiesz jak to z dziewczynami, zmanipulowała mnie. Przecież wiesz, że cię kocham. Nie możesz z tego tak zrezygnować. – Delikatnie przejechał dłonią po moim ramieniu. Dreszcz wstrętu przeszedł przez moje ciało. Z gniewem w oczach odrzuciłam jego rękę i złapałam go za koszulę przyciągając do siebie.

- Nigdy więcej się do mnie nie zbliżaj. - Warknęłam patrząc mu prosto w oczy.

Odepchnęłam go od siebie i ominęłam chcąc jak najszybciej opuścić budynek. Wtedy poczułam mocny uścisk na nadgarstku. Chłopak chwycił moją rękę i brutalnie pociągnął do siebie. Zszokowana spojrzałam na niego. Jego oczy były przepełnione furią. Wolną ręką złapał mnie za podbródek nie spuszczając ze mnie wzroku. Przerażał mnie bijący od niego gniew. Ścisnął mnie mocniej, prawie wykręcając mi rękę. Syknęłam z bólu co widoczne go zadowoliło. Z niepokojącym uśmieszkiem schylił się lekko dokładnie obserwując moją reakcje. Był wściekły. Zły, że jego zabaweczka chciała od niego odejść. Stojąc przed nim nawet nie ukrywałam strachu. Stałam jak sparaliżowana nie wiedząc do czego jest zdolny. Nagle jego wyraz twarzy złagodniał. Przejechał kciukiem po mojej dolnej wardze, jednak jego oczy pozostawały niezmienne. Wstrzymałam oddech znosząc to jak z mrocznym pożądaniem lustruje moją twarz.

- Możesz mówić co chcesz. Udawać kogo chcesz. Ale pamiętaj. – Przybrał złowieszczy uśmiech i zbliżył się do mnie. – Zawsze będziesz moja. Wyszeptał przegryzając płatek mojego ucha.

Odskoczyłam od niego, jednak wciąż trzymał mnie za nadgarstek. Wzmocnił uścisk próbując ponownie mnie do siebie przyciągnąć. Złowieszczy uśmieszek nie znikał z jego twarzy. Odruchowo wbiłam paznokcie w trzymającą mnie rękę. Tym razem to on syknął z bólu. Nie czekając na jego reakcję zbiegłam po schodach zwinnie manewrując pomiędzy uczniami. Jak najszybciej opuściłam budynek, próbując uspokoić oddech, ale byłam zbyt przerażona. Nie zwracając na siebie niczyjej uwagi wyszłam poza teren szkoły. Instynktownie spojrzałam za siebie. David właśnie stanął w drzwiach wejściowych szukając mnie wzrokiem. Nie czekając dłużej pobiegłam przed siebie. Na szczęście zobaczyłam swój autobus na przystanku. Przyspieszyłam bojąc się, że odjedzie beze mnie. Nim zamknęły się drzwi wskoczyłam do autobusu i zajęłam wolne miejsce z szybko bijącym sercem. Chowając się za jakąś staruszką zerknęłam przez okno kiedy mijaliśmy budynek szkoły. David stał przy ulicy uśmiechając się szyderczo. Odruchowo wtuliłam się w siedzenie i podciągnęłam plecak pod brodę.

Takie właśnie są konsekwencje zbliżania się do ludzi.

Sama się o to prosiłam...

  

Tym razem trochę krótszy rozdział, ale mam nadzieję, że się podobał :P
Nie jestem pewna kiedy dodam następny, bo znów wyjeżdżam, więc bądźcie cierpliwi ^^
Miłego dnia :*


Gwiazdkujcie. Komentujcie. Obserwujcie i Kochajcie


I'm idiot you adore ||L.H. Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz