Rozdział 20

349 19 4
                                    

- Cześć ciociu! - rzuciłam wchodząc do domu i pospiesznie skierowałam się do swojego pokoju.

- Dzień dobry - usłyszałam, gdy zdążyłam już postawić stopę na pierwszym schodku. 

Moje serce na moment stanęło, gdy zamiast znajomego głosu, usłyszałam męską odpowiedź. Niepewnie zawróciłam i zajrzałam do kuchni, w której siedział kompletnie obcy mi mężczyzna.

- Kim pan jest? - zapytałam wciąż spanikowana, chociaż wyglądało na to, że chyba nie miałam powodów do obaw. Na stole stał ulubiony kubek cioci Hannah z naszym zdjęciem, który podarowałam jej, gdy miałam 7 lat oraz czerwony kubek, który miała w zwyczaju dawać swoim gościom. Nieznajomy wydawał się być równie zakłopotany co ja, ale gdy tylko weszłam do kuchni od razu wstał od stołu, ostrożnie omijając leżącego przy nim Cookie'ego. 

- Przepraszam jeśli cię wystraszyłem. Nazywam się Christian Mahel. - mężczyzna wyciągnął do mnie rękę, ale zbyłam go krzyżując ręce i mierząc wzrokiem z góry na dół. Wciąż był obcym w moim domu i nawet jego niewinna twarzyczka nie uśpiłaby mojej czujności. Speszony cofnął dłoń i z wyraźną krępacją rozejrzał po pomieszczeniu. - Hannah powinna niedługo wrócić, masz coś przeciwko, bym tu poczekał?

- Nie, nie przeszkadzasz mi - odparłam, przyglądając mu się jak intruzowi. Doskonale wiedziałam jak niepewnie musi się teraz czuć, ale nie miałam w planach z nim sympatyzować, więc dalej grałam w swoją wredną gierkę i nie spuszczałam z niego wzroku.

Miał ciemnoniebieskie oczy i kasztanowe, krótkie włosy zaczesane do tyłu. Zwróciłam uwagę na jego mocno zarysowane kości policzkowe, które od zawsze były słabością cioci. Chociaż zazwyczaj wybierała się na randki poza domem, tym razem postanowiła sprowadzić swoją kolejną zdobycz do nas. Chociaż wydawał się miły, nie wróżyłam mu więcej niż dwóch tygodni u boku mojej kochanej flirciary. 

Po jakiś dwóch minutach usłyszeliśmy dźwięk przekręcanych kluczy i jestem pewna, że usłyszałam też wydech ulgi Christiana. W drzwiach stanęła ciocia Hannah z przepraszającym uśmiechem na ustach.

- Wybacz, myślałam, że zajmie to mniej czasu - tłumaczyła się stawiając na podłodze ogromny karton.

- Mogłem jednak z Tobą pójść, paczka wygląda na ciężką - odparł z troską, rozluźniając się przy ciotce. Ta jedynie machnęła ręką i radośnie do nas dołączyła.

- Widzę, że poznałeś już Alexis - uśmiechnęła się do nas, ale szybko zmarszczyła brwi. Podejrzliwie spojrzała na wiszący na ścianie zegar, a zaraz po tym na mnie. - Nie powinnaś być jeszcze w szkole?

Ups.

Moje negatywne nastawienie prędko rozpłynęło się w powietrzu, a na twarzy pojawił się krzywy uśmieszek. Spojrzałam pokornie w jej zielone oczy, które mierzyły mnie tym karcącym chłodem.

- No powinnam no - odparłam poddając się jej ciężkiemu spojrzeniu. - Ale to tylko zajęcia teatralne, są dodatkowe...

- "Tylko" teatralne? - powtórzyła z niedowierzaniem - Jeszcze niedawno byłaś zrozpaczona, gdy je odwołano.

- Nie niedawno, tylko ponad rok temu - sprostowałam i powoli wycofałam się w stronę schodów. - Nie są mi już tak potrzebne jak kiedyś.

- Może powinnaś obgadać to z terapeutą? - nie ustępowała i dawała pokaz martwiącej się na zapas opiekunki. Z irytacją przetarłam twarz wchodząc już na piętro.

- Bawcie się dobrze, ja spadam - zawołałam znikając z pola widzenia ciotki i czym prędzej wbiegłam na górę. Już po chwili mogłam usłyszeć ich niewyraźną rozmowę i śmiechy co od razu mnie uspokoiło. 

I'm idiot you adore ||L.H. Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz