Rozdział 10

1.7K 87 15
                                    

Ważne: Gdy słuchałam tej cudownej piosenki wyobrażałam sobie, że śpiewa ją Luke, więc polecam zapoznać się z tekstem. To takie urocze ^^

Luke's POV

Nim odszedłem, zerknąłem jeszcze raz na drzwi, za którymi właśnie zniknęła Alexis. Wyciągnąłem z kieszeni prawą dłoń i utkwiłem w niej swój wzrok.

- Naprawdę jestem kretynem. – westchnąłem uderzając pięścią w powietrzu.

Zacisnąłem usta w wąska linię i odwróciłem się. Ponownie ukryłem dłonie we wciąż wilgotnych spodniach. Woda regularnie skapywała z moich ubrań, zostawiając ciemne plamy na chodniku. Pokonałem niewielką odległość, kiedy znów przystanąłem. Spojrzałem w zapalone na piętrze okna.

Żałowałem, że nie mogłem rozwiązać tego inaczej.

Przygnębiony spuściłem wzrok i minąłem swój dom. Zignorowałem chłód, towarzyszący każdemu powiewowi wiatru i ruszyłem przed siebie. Aby poprawić sobie humor, obserwowałem jak rozpalone słońce, powoli chowało się za to wyższymi budynkami. Jego ciepłe promienie dosięgały mojej twarzy, nieznacznie mnie ogrzewając i umilając tym samym drogę.

Wróciłem do parku i kontynuowałem spacer samemu. Tyle myśli zaprzątało mi głowę, a sprawa z Alexis wcale nie poprawiała sytuacji. Błąkałem się po wąskich, wydeptanych ścieżkach, aż na mojej drodze stanęła ozdobna fontanna, przez którą lekki uśmiech wkradł się na moje usta.

- Byłem gotowy jej powiedzieć. – szepnąłem, przeczesując wilgotne włosy.

Ale jak zwykle byłem słaby.

Usiadłem na tej samej ławce i opierając łokcie na kolanach, przyglądałem się fontannie. Próbowałem poskładać myśli do kupy. Zrozumieć dlaczego jedna dziewczyna nie mogła zniknąć z moich myśli. Co sprawiało, że jej obraz pojawiał się przed moimi oczami, za każdym razem, gdy przymykałem oczy do snu? Od trzech lat była nikim więcej jak uprzykrzającą mi życie zołzą.

Nikim więcej...

Pomimo dotychczasowej pewności do swoich uczuć, jej dzisiejszy uśmiech... ten szczery uśmiech skierowany do mnie.

Tylko do mnie.

Upewnił mnie, że Alexis znaczyła dla mnie zdecydowanie więcej.

Przetarłem twarz i wzdychając ciężko, oparłem się o ławkę. Spojrzałem w niebo, które powoli przybierało różowych barw.

To takie idiotyczne...

Pierwsza klasa to był koszmar. Nasze pierwsze spotkanie skończyło się kłótnią, a następnie bójką, którą do tej pory pamiętają nauczyciele. Nigdy nie zapomnę jak rzuciła się na mnie podczas apelu. Wciąż czułem jej paznokcie wbite w skórę.

Trzeba przyznać, że miała charakterek.

Byłoby tak do teraz, gdyby bycie jej rywalem nie zaczęło sprawiać mi przyjemności. Uwielbiałem się z nią droczyć, widzieć jak się wkurza, jak na mnie wrzeszczy. Rozbawiało mnie to. Ale nigdy nie myślałem o niej poważnie.

Dopóki nie było za późno.

Wystarczyło, że zobaczyłem jej piękny uśmiech.

Jednak problem polegał na tym, że nie uśmiechała się do mnie.

Obdarzała nim Davida, który w żadnym stopniu na niego nie zasługiwał. Czułem wtedy narastający we mnie gniew, z każdym ich pocałunkiem.

Nie wiem czy to już była zazdrość? A może przez to, że wiedziałem o jego zdradach?

I'm idiot you adore ||L.H. Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz