Rozdział 19

417 22 1
                                    

"Kurwa, kurwa, kurwa, kurwa"

W głowie kłębiło mi się z milion myśli, ale ta jedna nieustannie wyrywała się na prowadzenie. To co właśnie miało miejsce wydawało mi się czystą abstrakcją, a na dodatek w sercu czułam taką mieszankę wybuchową emocji, że bałam się, że zaraz zemdleję lub puszczę pawia.

Z kamienną twarzą przemierzałam szkolny korytarz, modląc się, aby Luke nie wpadł na pomysł znowu za mną pobiec. Coś mi jednak mówiło, że również walczy z myślami, w miejscu gdzie go bezczelnie zostawiłam.

„Zależy mi na Tobie. Cholernie mi zależy"

Słowa blondyna ponownie rozbrzmiały

Z impetem otworzyłam drzwi do łazienki i jakby bojąc się, że ktoś niespodziewanie mnie złapie, zatrzasnęłam je z hukiem. Wciąż zaciskałam dłonie na klamce, a intensywne bicie serca zagłuszało mój własny oddech.

Całowałam się z Luke'iem pierdolonym Hemmingsem.

Instynktownie zakryłam twarz rękoma, starając się ukryć usta, które z jakiegoś powodu wykrzywiały się w dziwnym grymasie uśmiechu i zawstydzenia. Niezamierzenie musnęłam dolną wargę, którą jeszcze kilka minut temu ogrzewały delikatne usta blondyna, a moje serce zadrżało, jakby bało się, że mogłabym nieumyślnie zetrzeć jego ślad.

Gdy oprzytomniałam, nerwowo rozejrzałam się po łazience czy, aby na pewno jest pusta i nikt nie widzi jak zachowuję się niczym umysłowo chora, chociaż szczerze mówiąc, w tym momencie miałam w to kompletnie wyjebane.

Machinalnie podeszłam do jednego z luster i spojrzałam na idiotkę, która dopiero co dała się pocałować chłopakowi, którego jeszcze kilka tygodni temu mogłaby rzucić wilkom na pożarcie bez mrugnięcia okiem.
Kurwa, mało tego! Podobało jej się to i to odwzajemniła...

Dopiero co zastanawiałam się czy Luke po tylu latach nienawiści do niego, mógłby stać się moim... przyjacielem, a teraz miałam się zastanawiać czy mógłby być kimś więcej?

- Jakie to popieprzone – wymamrotałam, próbując zagłuszyć kotłujące się we mnie emocje, które były tak ze sobą sprzeczne. Sama nie wiedziałam czy chcę się cieszyć, płakać czy krzyczeć. Nie mogłam uwierzyć, że do takiego stanu doprowadził mnie nikt inny jak właśnie Hemmings...

Widząc nieznikające rumieńce na twarzy i czując jakbym miała zaraz rozpuścić się z gorąca odkręciłam lodowatą wodę, którą najchętniej chlusnęłabym sobie prosto w twarz. Jednak resztki trzeźwego rozumu przypomniały mi, że nie za dobrze wyglądam w doszczętnie rozmazanym makijażu.

Zimne i mokre dłonie przyłożyłam do rozpalonych policzków, a wraz z wzrastającą ulgą czułam jak mój umysł się rozjaśnia, mimo że wciąż nie mogłam przestać wspominać chwil, które przed chwilą przeżyłam.

Wiedziałam, że nic na co teraz wpadnę nie będzie dobrym pomysłem. Byłam w kropce i chociaż nie chciałam się już nigdy do tego przyznawać, potrzebowałam z kimś pogadać. Potrzebowałam kogoś przy sobie.

Oczywiście kochana ciocia Hannah odpadała, mimo że to jej zwierzałam się ze wszystkiego. Jeżeli chodziło o problemy sercowe nie potrafiła myśleć logicznie. Pewnie wepchnęłaby mnie w ramiona Luke'a bez zastanowienia. Jej lekiem na złamane serce zawsze było znalezienie nowego plasterka, ale to nie był lek dla mnie.

Jedyną osobą, na którą mogłam liczyć w tej sytuacji była Nicole. Zawsze opanowana i pomocna. Czy można trafić lepiej? Weszłam w spis kontaktów, ale mój wzrok utknął na innym imieniu.

Dylan

Niezamierzenie przed moimi oczami pojawił się słodki uśmiech właściciela tego imienia, który na nowo rozbudził we mnie bolesne uczucie tęsknoty. Był pierwszym, przez którego czułam się tak jak wtedy, gdy błękitne oczy Luke'a obejmowały moją twarz...

O czym ja myślę do cholery?
Zła na samą siebie potrząsnęłam głową, aby wyrzucić z niej myśli, które ciągle dotyczyły blondyna. Gwałtownie przewinęłam listę nazwisk, aż zatrzymałam się na Nicole Johnson.

Z oporem pisałam każde słowo. Miałam wrażenie, że osoba, która to pisze nie jest mną. Zawsze wolałam sobie radzić sama, nawet jeśli wiedziałam, że powinnam poprosić o pomoc. Wydawało mi się to łatwiejsze, ale tym razem postanowiłam się przełamać.

Chociaż irytujące uczucie zażenowania nie mijało, nie miałam pojęcia jak inaczej ubrać słowa, więc po prostu wysłałam wiadomość. Przecież nie miałam się czego wstydzić... prawda?

Jak się spodziewałam, na odpowiedź nie musiałam długo czekać. Nicole prawie nie rozstawała się z telefonem, za co dziękowałam w tym momencie Bogu. Bez namysłu zgodziła się spotkać, a ja tylko marzyłam, aby wydostać się ze szkoły i ochłonąć. W tym momencie zajęcia, na które czekałam straciły jakiekolwiek znaczenie. Wzięłam głęboki oddech, jakby miał mi pomóc w przedostaniu się niezauważenie do wyjścia i wyszłam no korytarz. Zadowolona nie zauważyłam żadnych śladów po Luke'u i ruszyłam przed siebie.

Uważnie obserwując otoczenie mijałam zagadanych uczniów, którzy podobnie jak jeszcze niedawno ja, czekali aż zaczną się ich zajęcia. Przez okna widziałam rozchmurzone niebo, z którego świeciło nie zasłaniane żadną chmurką słońce. Idealny dzień, aby przezywać rozterki sercowe. Podeszłam do szklanych drzwi gotowa poczuć na skórze zimny wiatr i ciepłe promienie słoneczne.

- Proszę, proszę, a kto to spierdala z teatralnych?

I od razu cały dzień zjebany. Jeden głos a potrafił zniszczyć we mnie każdą pozytywną emocję jaką właśnie czułam. Chwilę zastanawiałam się czy śnie czy jaki chuj, ale szybko zorientowałam się, że ten koszmar dzieje się na jawie. Kompletnie zapomniałam o egzystencji jeszcze jednego wkurzającego robaka.

Zrezygnowana opuściłam ręce i wznosząc wzrok ku niebu, jęknęłam zniesmaczona. Z irytacją wymalowaną na twarzy, odwróciłam się w stronę przemądrzałej małpy.

- Jezu Claire, ty wciąż istniejesz... - wymamrotałam, obrzucając czarnowłosą najbardziej pogardliwym spojrzeniem na jakie było mnie stać.

Nie było jej w szkole parę miesięcy i prawie zapomniałam jak wkurzającą można mieć twarz. Ledwo wytrzymywałam patrzenie jej w oczy, które wyraźnie chciały mnie uśmiercić. Dziewczyna nie uraczyła mnie odpowiedzią i poprawiając swoje czerwone oprawki, ruszyła w moim kierunku, stawiając zdecydowanie za wolne i zbyt przerysowane kroki. Od razu wywróciłam oczami, mając ochotę zwymiotować.

- Profesor Montoya będzie zachwycona, gdy dowie się, że jej „ulubienica" ucieka z zajęć. Co za brak szacunku... Ale śmiało, idź. Chętnie zajmę twoje miejsce w sztuce.

Spojrzałam na nią i nie wytrzymałam. Po prostu roześmiałam się, nie wierząc w to co słyszę. Drwiący uśmieszek zniknął z twarzy Claire, a gniew zapłonął w jej oczach. Śmiech działał na nią jeszcze gorzej niż moje docinki, a to tylko rozbawiało mnie jeszcze bardziej.

- Czy ty mi właśnie grozisz skargą jak w podstawówce? Dziewczyno, co oni ci zrobili w tym szpitalu, cofnęli w rozwoju?

- Śmiej się póki możesz, Tier! – warknęła i odeszła, roznosząc za sobą głośny stukot obcasów. Moment stałam jeszcze w szoku, nie mogąc uwierzyć jak żałosne było to zachowanie.

Nie wiedziałam za co Claire tak mnie nienawidzi, ale nie interesowała mnie to na tyle, by cokolwiek z tym zrobić. Przynajmniej na chwilę oderwała mnie od problemów sercowych, za co nawet mogłabym jej podziękować.
W nieco lepszym humorze opuściłam budynek szkoły i pobiegłam na autobus, aby móc jak najszybciej spotkać się z Nicole i rozwiązać swoje wątpliwości. 



A oto i nastąpił wielki powrót xD Może nie taki wielki, bo muszę się rozkręcić, ale doczekaliście się kontynuacji. 

Dziwnie jest tu wrócić po takiej przerwie, ale mam tak nudne studia, że postaram się w miarę regularnie dla Was publikować.

Miłego czytania życzę i wytrwałości ze mną <3



I'm idiot you adore ||L.H. Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz