~Min YoonGi~
Totalnie nie spodziewałem się tego, co Jungkook mi powie. Strasznie mu współczuję, nikt nie powinien tak żyć. To, co się dzieje u niego w domu nie jest normalne. Mam straszną ochotę coś zrobić, ale co ja mogę? Zabrać go do siebie? Nie, on na pewno by się nie zgodził - za krótko się znamy. Choć z drugiej strony... powiedział mi o tym. To znaczy, że mi ufa.
Ehh... strasznie chcę wiedzieć co mam teraz zrobić...
Z moich rozmyśleń wyrwał mnie telefon.
-Halo? - odezwałem się od razu.
-Cześć Suga, tu Jungkook - usłyszałem w słuchawce.
-Cześć! Coś się stało? - spytałem lekko zmartwiony.
-Nie nic się nie stało, chciałem tylko z tobą pogadać, a mam 2% baterii i brak jakiejkolwiek ładowarki.
-Cieszę się, że nic ci się nie stało. Cholernie się martwiłem. Powiedz co się działo, jak przyszedłeś do domu... Jungkook?- Najwidoczniej padł mu telefon... Aish- powiedziałem sam do siebie padając na łóżko. Sięgnąłem do kieszeni po paczkę papierosów, ale znalazłem tylko parę monet.
-Idioto, dałeś je Kookowi - powiedziałem na głos uderzając się w czoło. Powolnym krokiem podniosłem się z łóżka i podszedłem do biurka. Na szczęście zawsze miałem zapas. Wziąłem do ręki paczkę i ruszyłem na balkon.
Na dworze było cholernie zimno i do tego wiał straszny wiatr.
-Brawo, wychodzić na taką pogodę w bokserkach - skarciłem sam siebie - Suga ty to jednak jesteś debilem.Włożyłem do ust losowego szluga i odpaliłem go. Moje myśli tym razem przepełnione były Jungkookiem. Ciągle szukałem dobrego sposobu, żeby mu pomóc. Wymyślałem najróżniejsze scenariusze przyszłych wydarzeń. Zdałem sobie sprawę z tego jak bardzo poniosła mnie fantazja, kiedy w moich myślach byłem bohaterem z nadprzyrodzonymi mocami.
-Jeden dziś ci wystarczy - westchnąłem gasząc kiepa w popielniczce.
Rzuciłem się z powrotem na łóżko i szybko zasnąłem.
Rano obudził mnie dźwięk telefonu. Wstałem od razu mając dużą nadzieję, że to znowu Jungkook. Jednak pomyliłem się.
-Halo? - odebrałem.
-Joł stary, słuchaj. Przyszedłbyś na kamień, co? Mamy tu mały problem - usłyszałem głos Hoseoka.
-Niech ci będzie. Już idę - powiedziałem niechętnie, ale skoro coś się dzieje to wypadałoby chłopakom pomóc.W dosłownie w dwie minuty byłem gotowy do wyjścia, a w kolejne pięć przebyłem wyznaczoną drogę.
Moim oczom ukazał się dobrze spodziewany obraz. Do moich kumpli przystawiali się jacyś kolesie. To ta sama dwójka, która ostatnio zaczepiła Jungkooka wtedy pod sklepem.
Ruszyłem prosto do Hoseoka, Rapmona, Jina i Jimina. Brakowało jedynie Jungkooka i Tae, ale nie to było teraz problemem.
- Myślisz, że jak sprowadzisz sobie tu kumpli to sobie pójdziemy? - zawołał jeden z nich na mój widok.
-My tu byliśmy pierwsi cioty, musicie się z tym pogodzić - zaśmiał się drugi.-Ostatni raz mówię, to nasza miejscówka. Wypierdalać mi stąd, albo przestanę być miły - warknął Rapmon podchodząc bliżej nich.
Kiedy tak stał piorunując ich wzrokiem jeden z nich splunął na twarz Namjoona. Na prawdę, nie chciałbym być teraz na ich miejscu.
Zanim zarejestrowałem co się stało Rapmon poczęstował tego gościa idealnym lewym sierpowym. Hoseok i Jin w tym momencie rzucili się na drugiego.
Ich przepychanka trwała dosłownie chwilę, bo kiedy zauważyłem, że Rapmon obrywa szybko do nich dołączyłem.
Nie tak planowałem rozpocząć ten dzień. Widziałem kątem oka, jak Jimin stoi z boku i kompletnie nie wie co robić. W sumie, nie dziwię mu się.
Tą sytuacja mogłaby się dłużyć w nieskończoność, gdyby nie V. Ten idiota chyba zapomniał użyć mózgu, bo rzucił petardę bardzo blisko nas. Niby nic się takiego nie stało - ale huk był nie do wytrzymania.
Wszyscy padli na ziemię zasłaniając rękoma uszy. Taehyung podszedł do tych typów i wycelował pistolet w jednego z nich.
-Wypierdalać, albo sam was stąd usunę - warknął. Jeszcze nigdy nie słyszałem tyle jadu w jego głosie.Zebrali się najszybciej jak potrafili i biegiem uciekali od niego. Jednak on nadal miał wycelowaną broń w jednego z nich. Kiedy zwolnili kroku, on wystrzelił. Rozległ się kolejny huk, a tamci spierdolili na dobre.
-Nie trafiłeś - zaśmiał się Rapmon.Taehyung z poważną miną odwrócił się do nas i wycelował prosto w klatkę piersiową Namjoona.
-Wowowow, ej - powiedział Rapmon podnosząc ręce do góry, a my wszyscy cofneliśmy się panicznie.V uśmiechnął się lekko upiornie i bez mrugnięcia okiem znowu pociągnął za spust. Nigdy w życiu bym się nie spodziewał, że Tae zrobi coś takiego. Czekałem w przerażeniu jak Rapmon padnie na ziemię cały zalany krwią.
Jednak tak się nie stało. Za to V zaczął się strasznie śmiać. Myślałem, że zaraz tam się udusi. Złapał się za brzuch i upadł na kolana dalej zwijając się ze śmiechu.
- Żałujcie, że nie widzicie ... swoich ... min ... To zabawka - ledwo zdołał wypowiedzieć te słowa. I rzucił "broń" na trawę.Wziąłem ją do rąk i faktycznie - była plastikowa oraz miała spory napis "Made in China". Momentalnie wszyscy zaczęliśmy się śmiać, nawet Rapmon.
-Ty chuju, na zawał bym zszedł - zaśmiał się Namjoon.
-Wybacz - odpowiedział równie wesoło Tae.
-Jesteś mi winien za to cały wagon - powiedział Rapmon uspokajając się i odpalając papierosa.
-Okej.Resztę dnia spędziliśmy już tam. Parę razy próbowałem dodzwonić się do Kooka, ale od razu włączała się sekretarka. Chłopaki jak zwykle wlewali w siebie litry piwa, robiąc przerwy jedynie na papierosa. Pamiętałem, co Jungkook mi powiedział, kiedy byliśmy sami. Przez niego piwo zaczęło tracić dla mnie smak. Przez cały dzień wypiłem może trzy butelki, gdzie reszta co najmniej osiem.
To nie wiarygodne, jak szybko ten dzieciak wpłynął na moje zachowanie.
CZYTASZ
Let Us Live || Yoonkook
FanfictionPozwólcie Nam Żyć. | Let Us Live. Opowiadanie pisane z dwóch perspektyw: Min YoonGi oraz Jeon JeongGuk -Gdzie on się szlaja!? -krzyknął Rapmon będąc już na granicy swojej cierpliwości. -Ktoś idzie -powiedziałem słysząc czyjeś kroki zza krzaków. -Moż...