Rozdział 4

1.7K 116 36
                                    

Przywlokłam się do domu razem z Adrianem, ponieważ ten narzekał, że nie chce siedzieć przed drzwiami oczekując na koniec rozgrywającego się w sypialni pornola.

-Ile jeszcze!?-zawył, a ja pociągnęłam go za rękę w stronę mojego mieszkania.-Nogi mi odpadają!

-Nie jęcz tyle! Jeszcze kilka minut!-próbowałam go pocieszyć, lecz ten usiadł na środku chodnika. Czemu? Bo może.-Czyli, że nie chcesz jeść?-zapytałam, a ten pokiwał przecząco głową, więc zaczęłam ciągnąć go za nogi, bo przecież jeans jest wytrzymały...

-Zostaw mnie! To jedwab! Plebsie puszczaj!-śmiał się udając kobiecy głos, a ja mu wtórowałam.

-Nie narzekaj kobieto.-powiedziałam udając mężczyznę, lecz wyszło mi to tak żałośnie, że Adrian zaczął tarzać się ze śmiechu na chodniku.-Och, błagam... Nie było tak źle!-zarechotałam ciągnąc go na trawnik.

-Było gorzej!-zarechotał i chwycił mnie za rękę, przez co upadłam centralnie na niego.- Połamałaś mi chyba wszystkie żebra! Powiedz mamie, że ją kocham!-zaśmiał się, a ja usiadłam na nim okrakiem i udałam,że robię mu masaż serca.

-Żyj! Adrian, żyj!-mówiłam do niego, a ten udawał, że się dusi.

-Oddychanie usta-usta!-wydyszał, a ja założyłam ręce na piersiach.

-Zdychaj w cierpieniach.-powiedziałam, a on zaczął się śmiać.

-Jakaś ty miłosierna...-powiedział z sarkazmem, a do moich uszu dotarł warkot silnika. Zresztą nie dziwne, bo leżeliśmy na trawniku przy blokach.-Swoją drogą, fajnie patrzeć na twoje cycki z tej perspektywy... Daje to wyobraźni duże pole do popisu...-powiedział, a ja załamana odchyliłam głowę do tyłu.

-Jeśli się nie mylę to Glonek siedzi w aucie naprzeciwko nas.-powiedziałam, a ten wytrzeszczył oczy.

-O kurwa! My tu bara bara, a za chwilę mogę zginąć!-zaśmiał się, a ja rzuciłam się na trawę obok niego.

-Powiedzieć ci coś przed śmiercią?-zapytałam, a ten kiwnął głową.-Jak dzisiaj rano cię poznałam, to miałam cię za kretyna i osobę do której nie chcę się zbliżać. Teraz mam cie za przyjaciela.-powiedziałam poważnie, a on uśmiechnął się.- Przyjaciela z korzyściami.-dodałam i zaczęliśmy się śmiać.

-Ok, jestem gotowy by umrzeć.-powiedział, po czym wstał i pomógł mi zrobić to samo. W samochodzie siedział palący papierosy Igor, a sądząc po petach przy szybie,wypalił połowę paczki.

Powolnym krokiem wróciliśmy na chodnik, a ja cały czas czułam na sobie świdrujący wzrok Igora. Adrian ciągle wycierał swoje dłonie w spodnie, z czego wnioskuję, że cholernie się stresował.

-Umm, pomyślałem, że przyjadę po ciebie...-powiedział szatyn pocierając skroń. Brunet spojrzał na mnie wyraźnie zdziwiony zachowaniem Igora. Był inny.

-A co z Molly?-zapytał, a ten wypuścił dym z ust.

-Tylko ją odwiozłem, zaczyna mnie wkurwiać.-powiedział patrząc speszony w ziemię.-Nie zdajesz sobie sprawy jak chujowo się zmywa szminka...-mruknął, a ja przygryzłam wargę i momentalnie zrobiło mi się cieplej na sercu.

-Aha.-mruknął Adrian klepiąc się po udach z nudów. Rozmowa się nie kleiła, ni chuja.

-To wsiadaj, odwiozę cię...-powiedział, a Adrian zmarszczył nos z niezadowolenia.

-Ale ja idę do Diany...-powiedział, a Igor zamknął oczy. Nie wiedział jak się wykręcić.

-Może też wpadniesz... Zrobimy potrawkę z kurczaka...-powiedziałam niepewnie, zaś on przełknął głośno ślinę. Chyba go onieśmielam, heh.

-Nie będę robił kłopotu, zresztą jestem... ummm.... umówiony...-powiedział, a brunet stanął pomiędzy nami.

-Pierdolenie o Chopinie! Diana się stresuje, bo taka już jest, ale ty stary!? No kurwa błagam, taki macho, a boi się drobnej brunetki... No już, kluczyki do kieszeni i za rączkę z Dianą!-powiedział stanowczo, a szatyn spojrzał na niego z lekką obrazą, po czym zamknął auto i doszedł do nas.

-Może pojedziemy autem?-zapytał lekko poirytowany, jednak gdy przyjaciel spiorunował go wzrokiem uniósł tylko dłonie w geście poddania, po czym przyłączył się do wędrówki.


Ten InnyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz