Rozdział 26

1.3K 83 13
                                    

981 słów, niesprawdzony, AUTODISS, nie będzie drugiego dzisiaj!

Przepraszam, ale nie dałam rady nadrobić rozdziału. Szkoła wyssała ze mnie całą energię, przez to, że musiałam brać udział w akademii. Rozdziały będą pojawiały się minimum 3 razy w tygodniu. Mam nadzieję, że tyle wam odpowiada. Piszcie czy podoba wam się plan lekcji, który dostaliście, bo mój to porażka ;-;

-Nie splamiłem odznaki, gówniarzu.-splunął na szatyna i uśmiechnął się złośliwie. Siedziałam na mokrym betonie z głową Igora na kolanach, ciągle gładząc jego włosy.

-Jak to nie? Pobicie do nieprzytomności...-wykrztusił chłopak, na co tata uśmiechnął się i schował pałkę za pasek.

-Te kamery nie mają podsłuchu. Równe dobrze mogłem usłyszeć jak mruczysz coś pod nosem. Na przykład, że masz już gotową porcję i masz zamiar trochę podwędzić i opchnąć jakimś ćpunom.-powiedział, a Bugajczyk próbował wstać, lecz mu na to nie pozwoliłam.

-Tato! Powiedz mi tylko, o co ci chodzi!? Gdybym się chciała zabić, też byś go o to obwiniał!?-warknęłam, a on spojrzał na mnie zaskoczony, a równocześnie zły.

-Tak, bo ma na ciebie zły wpływ!-krzyknął, a ja przewróciłam oczami i wstałam z ziemi razem z szatynem. Światło księżyca odbijało się w łysinie mężczyzny.

-Skąd możesz to wiedzieć? A może to ja mam na niego zły wpływ? Zapomniałam, jesteś wszystkowiedzącym i wszystkomogącym agentem DEA. Przepraszam tatusiu, że przeszkodziłam. No śmiało! Zabij go tu i teraz, przecież oni cię uwielbiają i umyją ci rączki.-powiedziałam z sarkazmem, a nim się spostrzegłam ojciec uderzył mnie z całej siły w twarz, przez co upadłam na ziemię.

-No teraz to kurwa, miarka się przebrała.-warknął Igor i sięgnął do kieszeni, a do moich uszu doszedł głuchy brzęk metalu. Chłopak w mgnieniu oka założył sygnety, a zdezorientowany przeciwnik, już po chwili leżał na ziemi. Próbował zrzucić z siebie chłopaka, jednak ten pod wpływem złości, był nie do pokonania.

Próbowałam podnieść się na łokciach, jednak gdy już to zrobiłam, zaczęło szumieć mi w głowie i po prostu odpłynęłam. Widziałam cienie dzieci na placu zabaw i słyszałam ich śmiechy, jednak po chwili do moich uszu dotarł głos Bugajczyka.

-Diana... Obudź się, błagam cię,po prostu to zrób. Diana, otwórz te oczy...-jęknął chłopak, a po chwili poczułam jego głowę na klatce piersiowej, zaś potem cienie wróciły.

*

Otworzyłam oczy i spostrzegłam, że leżę w ciemnym pomieszczeniu, jednak na ścianach dominowała biel. Było ciemno, a do moich uszu dochodziło ciche mechaniczne pikanie. Podniosłam się do pozycji siedzącej i spostrzegłam multum sprzętu, do którego byłam podłączona. W kącie na krześle spał Bugajczyk, sprawiał wrażenie, jakby miał zaraz spaść na podłogę.

-Igor.-szepnęłam, lecz ten nie reagował.-Psssst... Igor...-szepnęłam głośniej, a ten obudził się i przetarł oczy.

-Ile razy mam gadać tym pielęgniarkom, że zajmę się osobiście układaniem jej!?-burknął do siebie, po czym wstał z krzesła i patrząc na ziemię podążał w moją stronę. Gdy stanął przed łóżkiem, podniósł na mnie wzrok i wzdrygnął się.-Wiedziałem, że ten jebany maraton dla pieprzonych satanistów, nie był dobrym pomysłem.-spojrzał na mnie z lekkim strachem, przez co się zaśmiałam.

-Tia, zjem cię.-zachichotałam, a ten niedowierzająco na mnie spojrzał, po czym usiadł na łóżko i posadził mnie na swoje kolana. Schował twarz w zagłębieniu mojej szyi mocno mnie przytulając.

-Dobrze, że już jesteś.-powiedział łamiącym się głosem, po czym po prostu odsunął się i spojrzał mi w oczy. Chłopak wpił się w moje usta, na co jęknęłam i opadłam na szpitalne łóżko wraz z nim.

-Ile byłam nieprzytomna?-zapytałam między pocałunkami, a ten oderwał się ode mnie i spojrzał na godzinę w telefonie.

-Trzydzieści cztery godziny i jakieś dwadzieścia minut.-odpowiedział po chwili, a ja spojrzałam na niego zdziwiona.

-Co się stało po tym jak się tam do mnie przytuliłeś?-zapytałam, a on zmarszczył brwi zastanawiając się.

-Przypierdoliłem jeszcze twojemu ojcu i zadzwoniłem po pogotowie. Okazało się, że masz mocne stłuczenie i niedowagę.-mruknął karcąco, a ja przybiłam sobie mentalną piątkę za wagę.-Co się cieszysz!? Ważysz czterdzieści cztery kilogramy, chyba nie myślisz, że to tak zostawię. Utuczę cię.-powiedział, a ja jęknęłam niezadowolona.

-Mam cycki, więc nie wiem o co ci się rozchodzi.-mruknęłam, a ten zaśmiał się i wstał.

-Po prostu chcę, żebyś była zdrowa, ja w porównaniu do ciebie, nie patrzę tylko na cycki.-zaśmiał się-Idę po pielęgniarkę.-powiadomił mnie i wyszedł z sali. Po kilkunastu minutach przyszedł do sali z ciemnoskórą kobietą, która uraczyła mnie promiennym uśmiechem.

-Jak się czujemy? Coś boli, cokolwiek?-zapytała, a ja poprawiłam się na łóżku i spojrzałam na kobietę.

-Lekko boli mnie głowa i brzuch, poza tym chyba nic.-powiedziałam, a ciemnoskóra zanotowała to i przysunęła mi wózek inwalidzki, na co Bugajczyk spojrzał na nią z politowaniem.

-Po co to, będę ją nosił.-powiedział poważnie, a ta zaśmiała się kręcąc przy tym głową z niedowierzaniem.

-Igor, już mi wystarczy twoich fochów...-zachichotała, po czym spojrzała na mnie rozbawiona.-Siedział oburzony, bo przesunęłam cię bardziej w prawo, potem obraził się o to, że masz zbyt cienką kołdrę i będzie ci zimno, potem...

-Wystarczy już.-burknął chłopak przerywając szatynce, która uśmiechnęła się tylko.

-Ile jesteście razem?-zapytała, a ja spuściłam głowę skłaniając do odpowiedzi ciemnookiego.

-Jesteśmy przyjaciółmi.-powiedział niechętnie, a kobieta poklepała go w ramię i wyszła z sali mówiąc "Nie rozumiem, na co czekasz?". Czekałam na pytanie, które miałoby wydobyć się z ust szatyna, jednak wiedziałam, że jego męskie ego, nie pozwoliłoby kierować się czyjąś radą, a przynajmniej w takiej sytuacji.

-Idziemy na stołówkę? Zgłodniałam.-cicho powiedziałam wstając z łóżka i siadając na wózek.
Gdy przemierzaliśmy korytarz, rozbrzmiał płacz jakiegoś dziecka. Igor zatrzymał się i przeprosił mnie, po czym wbiegł do jakiejś sali, zaś płacz dziecka ustał. Po kilku minutach szatyn wrócił do mnie trzymając się za rękę z jakimś chłopcem. Był na chemioterapii, o czym świadczyła jego łysina, poza tym miał śliczne niebieskie oczy. Na oko miał jakieś siedem lat.

-Kto to?-zapytał się chłopiec, a ciemnooki wziął go na ręce i szepnął mu coś do ucha, na co ten niezadowolony zmarszczył nos.

-To będziecie się kiedyś całować? Fuj!-jęknął niebieskooki, a Bugajczyk zaśmiał się i wziął dzieciaka na barana.-Co jej się stało?-zapytał ciekawy, a my ruszyliśmy na stołówkę.

-Przewróciła się i mocno uderzyła w głowę.-powiedział szatyn i zaczął odpowiadać na jakieś pytania chłopczyka, a po kilku minutach znaleźliśmy się na stołówce.

*

Siedzieliśmy pijąc gorącą czekoladę i zajadając się tostami. Dzieciak ciągle obserwował mnie z kolan Bugajczyka, który ciągle z nim o czymś rozmawiał.

-Jimmy, czemu znowu płakałeś? Znów przyszedł ten pan?-zapytał ciemnooki, a chłopczyk spojrzał na niego i lekko pokiwał głową.

-Szedł korytarzem i podszedł. Patrzał na mnie. Miał takie białe oczy i takie czarne wokół.-powiedział nieskładnie, a Igor pogłaskał go po plecach i uśmiechnął się do niego.

-Może chciał się przytulić? Wiesz Jimmy... Nawet najstraszniejszy potwór potrzebuje czułości.


Ten InnyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz