Rozdział 23

1.3K 86 19
                                    

1147 słów, niesprawdzony, AUTODISS

Spanikowana wybiegłam z budynku i pobiegłam w stronę uczelni. Nie czułam zmęczenia, a kac powoli ustępował, nogi same mnie prowadziły, a w tamtym momencie gardzące spojrzenia ludzi mnie nie obchodziły. Ponad dwadzieścia minut biegu i byłam na miejscu. Weszłam do parku i wzrokiem zaczęłam szukać dilera, który miał w zwyczaju się tam kręcić. Nagle w głębszej części parku dostrzegłam jego białą czapkę. Podbiegłam do niego, na co ten się zdziwił, w sumie też bym byłabym zaskoczona.

-Czego tu szukasz?-zaśmiał się, a ja zdyszana oparłam dłonie na swoich kolanach i spojrzałam na niego z dołu.

-Szukam LL, widziałeś go gdzieś?-wydusiłam, a on spojrzał na mnie ze zdziwieniem.-Halo?-powiedziałam, a ten spojrzał na sygnety. Zapomniałam je zdjąć przed wyjściem.

-Pewnie jest przy starych blokowiskach.-powiedział, a ja podniosłam się momentalnie i położyłam dłoń na jego ramieniu.

-Zaprowadź mnie tam.-poprosiłam, a on spojrzał na mnie niedowierzająco.-Zapłacę ci, ile chcesz? Stówkę?-zapytałam, a ten parsknął śmiechem.

-Trzysta.-powiedział, a ja spojrzałam na niego wściekle.

-Dwieście i wieziesz mnie tam teraz.-powiedziałam wyciągając pieniądze, a ten z początku niechętnie, ale wziął pieniądze. Potem poszliśmy do jego samochodu, który swoją drogą chyba dawno powinien trafić na złomowisko. Po około trzydziestu minutach byliśmy na miejscu, gdy wychodziłam z samochodu okazało się, że niezły z niego dżentelmen. Stwierdził, że mnie tam zaprowadzi i dopilnuje, aby nic mi się nie stało.

-Chodź.-poprowadził mnie między blokami, a moim oczom ukazał się w połowie zawalony blok, a przed nim czarny mustang. Podbiegłam do samochodu, ale w środku nikogo nie było.

-Cholera.-syknęłam, po czym zbliżyłam się do wejścia. gdy otworzyłam drzwi do moich nozdrzy dotarł nieprzyjemny zapach potu i brudu. Na ścianach było pełno graffiti, a wszędzie było pełno ludzi. Każdy z nich wyglądał nie najlepiej, jeśli tak mogę opisać naćpanych i brudnych ludzi. W kątach leżały jakieś stare materace, a idąc deptało się po strzykawkach, zepsutym jedzeniu, a nawet zużytych prezerwatywach.

Przechodziłam z pomieszczenia do pomieszczenia, a mój wzrok błądził po nieznanych mi twarzach. Szukałam wszędzie Bugajczyka, lecz w takim gąszczu ciężko było go dostrzec. Błądziłam po budynku, a gdzieś w tyle słyszałam kroki mężczyzny, który mnie tu zaprowadził. Przechodziłam nad głowami leżących ludzi, aż w kącie dojrzałam stary niebieskawy materac, a na nim leżącego szatyna.

Zaczęło mi szumieć w głowie, aż po chwili, żadne odgłosy z zewnątrz do mnie nie dochodziły. Powoli podeszłam do materaca, na którym leżał Bugajczyk. Miał brudną twarz, podwinięty rękaw i ślady po strzykawce. Obok niego leżała strzykawka, dziwna zapalniczka, przypalona łyżka i na szczęście opakowanie po strzykawce i waciki do dezynfekcji. Przynajmniej zrobił to higienicznie, dzięki czemu raczej nie złapał żadnego syfu.

Kucnęłam obok niego i zaczęłam nim potrząsać, jednak chłopak był jak martwy. Jego mięśnie były rozluźnione i nie kontaktował. W moich oczach zaczęły zbierać się łzy, a po chwili opadłam obok niego i mocno go przytuliłam, przy tym płacząc. Czułam jego spokojny oddech na swojej szyi, co lekko podnosiło mnie na duchu.

-Igor, błagam cię... Obudź się...-wyszlochałam, a po chwili poczułam rękę mężczyzny na ramieniu.

-Diana, nie obudzisz go teraz. Musisz poczekać.-powiedział, a ja spojrzałam na niego załzawionymi oczami.

-Jak ty się w ogóle nazywasz?-zapytałam, a ten uśmiechnął się do mnie lekko.

-Pitt. Dobra, idziemy stąd.-powiedział, a ja spojrzałam na niego niedowierzająco i przytuliłam się do ciała Igora.

Ten InnyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz