12

352 32 3
                                    

To, co wydarzyło się po odnalezieniu przeze mnie kolekcji  noży Jessego, pamiętam jak przez gestą, rozlewającą się w mojej pamięci, mgłę.
Być może nerwy i zbyt wielkie emocje, sprawiły, że zupełnie otępiałam, nie zwracając większej uwagi na to co robię.

Prawdopodobnie rzuciłam wszystko, biorąc w dłoń jedynie, prawie wyładowany już, telefon.

Pamiętam jego ciemne, pełne fascynacji moim zachowaniem, oczy.
Błądził po mojej twarzy, w poszukiwaniu oznak jakiegokolwiek zrozumienia, chęci wysłuchania jego tłumaczeń czy zwykłej ciekawości jego niezwykle niecodzienną kolekcją.

Nie potrafił jednak tego odnaleźć.

Całym swoim ciałem, sercem i zapłakanymi oczyma - pokazywałam mu swoją głęboką nienawiść.
Nie potrafiłam zdobyć się na jakiekolwiek inne uczucia oraz
jakiekolwiek inne słowa niż 'zostaw mnie w świętym spokoju' wypowiedziane w momencie w którym w samym ręczniku wybiegałam z jego mieszkania.

Czułam się głęboko zraniona.
Osaczona przez wszystkie zupełnie przerażające i wykańczające mnie fakty i przede wszystkim - mała, zagubiona i bezbronna.

Stałam w holu eleganckiego apartamentowca, opatulona jedynie w mokry ręcznik i z wciąż dzwoniącym do Cassie, telefonem.
Czułam się kompletnie żałośnie.

-Co się dzieje, Al?
Zaspany głos Cassie, był dla mnie niczym prawdziwe wybawienie.

-Przyjedź po mnie po mnie i przywieź mi jakieś ubrania, błagam. Jestem w krytycznej sytuacji.
Nie wiem...nie wiem co robić - Mówiłam, próbując powstrzymać kolejne, natrętne łzy.

-Boże, już wychodzę.
Alice... czy on ci zrobił jakąś krzywdę?


-

Siedziałam w salonie, bawiąc się mokrą od łez chusteczką i wpatrując się w głośne, wolno przesuwające się wskazówki zegara.
Czekałam.

Nie musiałam na nią patrzeć by wiedzieć jak bardzo wstrząsnęły nią moje słowa.

W końcu, czy można mieć większego pecha ode mnie?
Zakochać się w seryjnym mordercy, który był również winny śmierci mojej ukochanej współlokatorki i byłego chłopaka?

Co za popieprzona, zupełnie surrealistyczna sytuacja.

-Nie-niemożliwe...

Spojrzałam na jej skuloną, pozbawioną całej siły do życia, postać.
Trzymała w ramionach poduszkę, tępo wpatrując się w ścianę i przełykając ślinę.
Miała martwy, pusty wzrok i boleśnie zagryzione wargi.

Nie wiedziała co powiedzieć.
Lecz kto tak naprawdę wiedziałby co powiedzieć w tak chorej sytuacji?

-Musimy jechać na policję - Wydusiła słabym głosem.

Spojrzałam na nią uważnie, nie wiedząc czy tak naprawdę chcę przyznać jej rację.

-On zabije kolejne osoby, Alice - Szepnęła Cassie, widząc moje głębokie wahanie.

-Jest cholernie niebezpieczny.  Nie możesz o tym zapominać tylko dlatego, że dobrze całował.

Przytaknęłam wolno, czując znowu napływające do moich oczu, nieprzyjemne łzy.

Byłam kompletnie rozbita psychicznie a myśl o wydaniu na policji kogoś z kim kilkanaście godzin wcześniej spędziłam upojną noc, zupełnie mi tego nie ułatwiała.

-Idziemy na komisariat - Zakomunikowała Cassie, szybkim ruchem podnosząc się z kanapy.

Wydawała się być wręcz pobita słowami a właściwie faktami, które dotarły do niej kilkanaście minut wcześniej.

-Boję się, Cass - Wyszeptałam, gwałtownie kręcąc głową i wycierając dłońmi zapłakane policzki.

Dziewczyna spojrzała na mnie z wyraźnym grymasem bólu, po chwili nabierając powietrza i przysiadając obok mnie.

Chwyciła mnie w ramiona, szczelnie otulając swoim, wszechobecnym ciepłem i dając mi do zrozumienia, że mimo tego jak trudna jest cała ta sytuacja, poradzimy sobie.
Razem.

-Nie możesz bać się iść na policję, Alice - Spojrzała mi w oczy, lekko kręcąc głową - Jedyną rzeczą, a właściwie osobą, której powinnaś się bać, jest on sam.

Słysząc jej słowa, ponownie zakrztusiłam się łzami.

-Właśnie Cassie. 
Najgorsze... najgorsze jest to,  że ja nie chcę się go bać.

-

Komisariat powitał nas nieprzyjemnym zapachem stęchlizny, wymieszanym ze świeżo zaparzoną kawą.
Przysiadłam na krzesełku w poczekalni, nerwowo stukając palcami o plastik i powstrzymując się od krzyku z rozpaczy.

Nie zdziwił mnie fakt, że samo głośne zakomunikowanie przez Cassie, jednemu z policjantów, że znamy tożsamość mordercy z Chicago, wzbudziła niemałą sensację.

Zostałyśmy niemal momentalnie zaprowadzone do jednego z pokoi, w którym szybko pojawił się również głodny informacji, policjant.

-Moja przyjaciółka zna... wie kim jest morderca z Chicago - Powiedziała Cassie, patrząc na policjanta z głębokim zaniepokojeniem.

-W takim razie, słucham? - Zakomunikował wyczekująco, poprawiając się na widocznie przymałym dla osoby z jego posturą, krzesełku.

Wzięłam głęboki oddech, patrząc w duże, podkrążone oczy policjanta o okrągłej, pulchnej twarzy.

Właśnie w tym momencie, w którym nabierałam powietrza aby wyrzucić z siebie całą prawdę, zamarłam.

Z ogromną siłą, uderzyły we mnie wszystkie wspomnienia, pocałunki,  słowa i uśmiechy.

Jego szczupłe, chłodne dłonie, które w tak prosty sposób, zwykłym dotykiem, wywoływały na całym moim ciele przeszywające mnie, dreszcze.

Pamiętałam jego roześmiane, ciemne niczym gwieździsta noc, oczy, gdy żartował.
Dobrze widziałam również te, przepełnione niesamowicie przejrzystym pożądaniem gdy całował mnie tak głęboko, że zapominałam o całym, otaczającym nas, świecie.

W głowie szumiały mi jego słowa.
Rozmowy o wszystkim co ważne, jak i o wszystkim co nieistotne.
Jego przemyślenia, ukazujące to jak pełną ciekawości światem, miał głowę.

I...coś czego nie potrafię wytłumaczyć.

Jego czar.

Ilekroć go spotkałam, czułam cudownie zakręcającą mi w głowie, aurę tajemniczości.

Właśnie taki był. Tajemniczy.
Oprócz tego cholernie trudny, sprzeczny i skomplikowany.

I mordował ludzi.
Czego nie potrafiłam przyznać przed samą sobą.

Pokochałam jakąś cząstkę jego serca, zupełnie oddzielając się od tego, jakim człowiekiem był tak naprawdę.

To wszystko sprawiło, że mimo tego jak bardzo bałam się o kolejne, potencjalne ofiary  - przymknęłam usta, gwałtownie kręcąc głową.

Znienawidziłam go, odkrywając to, co robił tak naprawdę.
Nie potrafiłam jednak wydusić z siebie jego nazwiska.
Mimo tego,  jak proste mogłoby się wydawać wypowiedzenie dwóch słów - w tamtym momencie wydawało mi  się to kompletnie nieosiągalne.

-Przepraszam, chyba coś mi się pomyliło - Szepnęłam.

Po chwili, czując kolejne, rozrywające moje serce, łzy, podniosłam się z krzesła i nie patrząc na siedzącego przede mną policjanta, opuściłam pokój przesłuchań.
Naciskając na metalową klamkę,  wciąż słyszałam w głowie piosenkę, która wypełniała waniliowe powietrze gdy Jesse ściągał ze mnie ubrania.

'Ta noc otworzyła mi oczy
I nigdy więcej nie zaznam snu'*


-

*The Smiths -  This Night Has Opened My Eyes

AmbivalenceOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz