10

381 34 17
                                    

Przechadzaliśmy się szarymi ulicami Chicago, uważnie przyglądając się ludziom, którzy żyli właśnie dla takich nocy, jak tamta.

Kolorowe witryny pełne świecących neonów, głośna muzyka, hektolitry alkoholu i dusze zagubione w wirze błyszczących sukienek.

Jesse w ciągu kilku dni, zabrał mnie w wiele bardziej jak i mniej ciekawych miejsc, ukazując mi choć część tego jakim był człowiekiem i pozwalając mi zobaczyć co tak naprawdę skrywało się w jego sercu.

Skręciliśmy w jedną z przecznic, w której kupił nam po butelce cytrynowej lemoniady i chwytając mnie za rękę, zaprowadził w głąb rozległych uliczek.

-Chciałbym zabrać cię tam, gdzie zawsze myślę nad światem. Nad tym co mnie otacza – Wyznał, mocniej ściskając moją dłoń.

Przytaknęłam lekko, zastanawiając się nad tym, gdzie myśli tak skomplikowany człowiek?
Czy jest dla niego w ogóle właściwe miejsce?

Za jednym z budynków, dotarliśmy do przejścia dla pieszych, gdzie po znalezieniu się po drugiej stronie ulicy, szybko przeszliśmy do ciemnego, wypełnionego wysokimi drzewami, parku.

-Przerażające miejsce – Uśmiechnęłam się, czując jak moje ciało przechodzą dreszcze.

Za dnia, przepełniony słońcem i radosnymi dziećmi park, nocą przypominał rozległy las, prowadzący donikąd.

-Przerażające, więc piękne – Wyszeptał Jesse, mierząc mnie przenikliwym spojrzeniem.

-Przerażające, więc przerażające – Zaśmiałam się, mocniej ściskając jego chłodną dłoń.

Przytaknął, również uśmiechając się lekko na moje pozbawione sensu słowa.

Przysiedliśmy na jednej z ławek, na którą padały ostre promienie srebrnego księżyca a niebo było idealnie widoczne.
Ukazywało prawdopodobnie wszystkie rozrzucone na niebie gwiazdy.

-Wznieśmy toast za tę chwilę – Uśmiechnął się do mnie promiennie Jesse, unosząc w górę szklaną butelkę lemoniady.

-Dlaczego akurat za tę chwilę? - Zapytałam, również podnosząc napój.

Jesse przez chwilę milczał, po czym odezwał się głosem, pełnym melancholii.

-Za gwiazdy, które wydają się być nieśmiertelne, a umarły już dawno temu. Za szumiące drzewa, granatowe niebo, księżyc w pełni i beznadziejnie przesłodzoną lemoniadę.

Uśmiechnęłam się do niego, czując rozlewające się gdzieś w głębi mojego serca rozczulenie.
Niesamowite było, że dostrzegał właśnie takie, na pozór nic nieznaczące szczegóły.

-Masz rację, to naprawdę wyjątkowa chwila – Szepnęłam, stukając swoją butelkę razem z jego własną.

Przytaknął, popijając napój i krzywiąc się nieznacznie.

Przez chwilę wpatrywaliśmy się w niebo, zupełnie nie zwracając uwagi na wypełniającą przestrzeń, ciszę.

-Jak wyglądało twoje dzieciństwo? - Zapytałam, delikatnie odwracając głowę w jego stronę.

Na jego szczupłej twarzy nagle pojawił się wyraz bólu i złości.

-To nie ma znaczenia, Alice – Mruknął, patrząc na etykietę na butelce lemoniady – Nie warto nawet o tym całym gównie wspominać.

Przyjrzałam mu się uważnie, czując, że nie mogę dać za wygraną.

Chciałam wiedzieć o nim cokolwiek.
Więcej niż tajemniczość jego oczu i słów.
Więcej niż miejsca w których lubi myśleć i jeść.
Więcej niż to jak smakują jego pocałunki.

AmbivalenceOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz