Przechadzaliśmy się szarymi ulicami Chicago, uważnie przyglądając się ludziom, którzy żyli właśnie dla takich nocy, jak tamta.
Kolorowe witryny pełne świecących neonów, głośna muzyka, hektolitry alkoholu i dusze zagubione w wirze błyszczących sukienek.
Jesse w ciągu kilku dni, zabrał mnie w wiele bardziej jak i mniej ciekawych miejsc, ukazując mi choć część tego jakim był człowiekiem i pozwalając mi zobaczyć co tak naprawdę skrywało się w jego sercu.
Skręciliśmy w jedną z przecznic, w której kupił nam po butelce cytrynowej lemoniady i chwytając mnie za rękę, zaprowadził w głąb rozległych uliczek.
-Chciałbym zabrać cię tam, gdzie zawsze myślę nad światem. Nad tym co mnie otacza – Wyznał, mocniej ściskając moją dłoń.
Przytaknęłam lekko, zastanawiając się nad tym, gdzie myśli tak skomplikowany człowiek?
Czy jest dla niego w ogóle właściwe miejsce?Za jednym z budynków, dotarliśmy do przejścia dla pieszych, gdzie po znalezieniu się po drugiej stronie ulicy, szybko przeszliśmy do ciemnego, wypełnionego wysokimi drzewami, parku.
-Przerażające miejsce – Uśmiechnęłam się, czując jak moje ciało przechodzą dreszcze.
Za dnia, przepełniony słońcem i radosnymi dziećmi park, nocą przypominał rozległy las, prowadzący donikąd.
-Przerażające, więc piękne – Wyszeptał Jesse, mierząc mnie przenikliwym spojrzeniem.
-Przerażające, więc przerażające – Zaśmiałam się, mocniej ściskając jego chłodną dłoń.
Przytaknął, również uśmiechając się lekko na moje pozbawione sensu słowa.
Przysiedliśmy na jednej z ławek, na którą padały ostre promienie srebrnego księżyca a niebo było idealnie widoczne.
Ukazywało prawdopodobnie wszystkie rozrzucone na niebie gwiazdy.-Wznieśmy toast za tę chwilę – Uśmiechnął się do mnie promiennie Jesse, unosząc w górę szklaną butelkę lemoniady.
-Dlaczego akurat za tę chwilę? - Zapytałam, również podnosząc napój.
Jesse przez chwilę milczał, po czym odezwał się głosem, pełnym melancholii.
-Za gwiazdy, które wydają się być nieśmiertelne, a umarły już dawno temu. Za szumiące drzewa, granatowe niebo, księżyc w pełni i beznadziejnie przesłodzoną lemoniadę.
Uśmiechnęłam się do niego, czując rozlewające się gdzieś w głębi mojego serca rozczulenie.
Niesamowite było, że dostrzegał właśnie takie, na pozór nic nieznaczące szczegóły.-Masz rację, to naprawdę wyjątkowa chwila – Szepnęłam, stukając swoją butelkę razem z jego własną.
Przytaknął, popijając napój i krzywiąc się nieznacznie.
Przez chwilę wpatrywaliśmy się w niebo, zupełnie nie zwracając uwagi na wypełniającą przestrzeń, ciszę.
-Jak wyglądało twoje dzieciństwo? - Zapytałam, delikatnie odwracając głowę w jego stronę.
Na jego szczupłej twarzy nagle pojawił się wyraz bólu i złości.
-To nie ma znaczenia, Alice – Mruknął, patrząc na etykietę na butelce lemoniady – Nie warto nawet o tym całym gównie wspominać.
Przyjrzałam mu się uważnie, czując, że nie mogę dać za wygraną.
Chciałam wiedzieć o nim cokolwiek.
Więcej niż tajemniczość jego oczu i słów.
Więcej niż miejsca w których lubi myśleć i jeść.
Więcej niż to jak smakują jego pocałunki.
CZYTASZ
Ambivalence
RomanceSpokój. Tak dobrze znane jej wcześniej słowo. Obecnie zapomniała co tak naprawdę oznacza w rzeczywistości. Gdy doszło do morderstwa jej współlokatorki, zwyczajny, poukładany świat Alice przestał być taki jak dawniej. Od tego momentu, ktoś kogo wyją...