16

323 34 7
                                    

'Cassie,

Nie byłam w stanie powiedzieć Ci tego w oczy... chyba za bardzo bałam się Twojej reakcji.
Za co ogromnie przepraszam.
Wyjeżdżam na dłuższy urlop, muszę trochę odpocząć. Prawdopodobnie lecę do Kalifornii.
Nie mam pojęcia dokąd dokładnie, ani kiedy wrócę - ale proszę Cię, żebyś się o mnie nie martwiła.
Urlop w pracy zmieniłam w wypowiedzenie, raczej nie wrócę już do tego sklepu.
Pieniądze za dwa najbliższe czynsze już przelałam na Twoje konto.

Kocham Cię,
Alice'


Wciąż drżącymi od emocji dłońmi, odłożyłam na stół różowy długopis.
Ostatni raz przebiegłam wzrokiem po nakreślonych na kartce, koślawych słowach.
Założyłam na siebie lekki płaszcz, po czym spojrzałam na stojącego w progu z rękoma pełnymi moich bagaży, Jessego.

Na jego ustach malował się szeroki, pełen prawdziwej nadziei, uśmiech.
Ja z kolei, byłam w stanie odpowiedzieć mu jedynie tym rodzajem uśmiechu, który przepełniony był ogromnym strachem.

Jesse przerażał mnie w najgorszy z możliwych sposobów.

Mimo tego, wyszłam z domu, zamykając drzwi na klucz i nigdy już nie oglądając się za siebie.


-


Rześki wiatr, swoją siłą rozwiewał moje włosy i przymykał mi oczy.
Uśmiechnęłam się lekko, mocniej wyciągając rękę za samochodowe okno.
Bawiłam się wiatrem, zupełnie tak, jakby nic innego się nie liczyło.

Za kilkanaście minut mieliśmy być na lotnisku, a ja czułam, jak mój żołądek coraz ciaśniej wiąże się w bolesny supeł.

-Wracam tam, skąd przybyłem - Nagle odezwał się Jesse, nie odrywając wzroku od drogi.

Odwróciłam się w jego stronę, patrząc na niego wyczekująco.

-Od zawsze mieszkałem w Newbury Park - Zaczął, krzywiąc się lekko - Szczerze mówiąc, całe moje dzieciństwo właśnie w tamtym miejscu, kojarzy mi się głównie z moją okropną ciotką - Przerwał.

Wzięłam głęboki oddech, patrząc na to, jak jego szczęka nerwowo zaciska się, na wspomnienie o krzywdzącej go, kobiecie.

-Ale były tam też osoby, które sprawiały, że jakoś sobie z tym wszystkim radziłem. Miałem świetnych przyjaciół - Uśmiechnął się smutno, rzucając mi przelotne spojrzenie.

Przytaknęłam, patrząc na rozciągającą się przed nami, szeroką autostradę.

-Moim najlepszym przyjacielem był Marcus - Jego twarz rozjaśniła się lekko, na wspomnienie dawnej, bliskiej mu osoby - Jako jeden z niewielu zawsze mnie rozumiał... wspierał.
Gdy mieliśmy po osiemnaście lat, wyprowadziliśmy się razem do Los Angeles. Świat stał przed nami otworem, było naprawdę świetnie.

Odwzajemniłam jego uśmiech. Wydawał się być taki szczęśliwy.

-Ale potem... zrobiłem coś... - Zawahał się, widocznie gubiąc się we własnych słowach.

Spojrzałam na niego uważnie.
Czyżby miał na myśli to, o co tak bardzo bałam się zapytać?

-Czy to właśnie wtedy wszystko się zaczęło? - Zapytałam, wyrzucając z siebie słowa chłodne niczym lód.

Zwolnił, odwracając głowę w moją stronę.
W jego oczach widać było głębokie wyrzuty sumienia. I...strach?

-Tak - Powiedział cicho, zagryzając wargę - To wtedy pierwszy raz...zabiłem.

AmbivalenceOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz