Dni w Kalifornii upływały spokojnie, zatracając mnie w swojej własnej, zupełnie unikatowej harmonii.
Przepełnione były słońcem, długimi spacerami i rozmowami o wszystkim tym, nad czym dotąd nie mieliśmy czasu nawet się zastanowić.Dni te, utwierdzały mnie w błogim przekonaniu, że Jesse pragnie zmienić to, jak wiele krzywdy wyrządził w ciągu ostatnich, kilku lat.
Wielokrotnie poruszał temat głębokich wyrzutów sumienia i smutku, który dotykał go za każdym razem, gdy przypominał sobie o tym, że nie jest w stanie przywrócić życia tak wielu, niewinnym osobom.Ciężko było mi przyzwyczaić się do myśli, że człowiek tak mocno zaburzony - z dnia na dzień, zupełnie wychodzi ze wszystkiego tego, co boleśnie więziło go, praktycznie od zawsze.
Widziałam jednak na własne oczy jego łzy pełne skruchy, gdy tłumaczył mi jak wielką ulgę poczuł zabijając po raz kolejny.
Widziałam jego uśmiech i wesołe, przepełnione nadzieją oczy na wspomnienie o tym, jak wyplątał się z sideł wiążącej go, chorej duszy.
Wspomnienie tego, jak pokonał samego siebie.Jesse wydawał się być pogrążony w odnajdywaniu nowej, dobrej odmiany swojego wnętrza i w zakopywaniu w najgłębszej z możliwych przepaści, tego co było w nim dotychczas.
Ja jednak… ciągle czułam coś w rodzaju głębokiego niepokoju.
Mimo owego, narastającego, nieprzyjemnego uczucia w sercu, byłam pewna, że Jesse był ze mną szczery.
Nie widziałam innej możliwości.Dlaczego więc, chwilami wciąż bałam się jego kroków, mimo tego, że miały one jedynie doprowadzić do czułego pocałunku?
Dlaczego czułam, że coś jest... nie tak, jak być powinno?-
Pocałowałam jego gorące od słońca usta, zatapiajac się w ich słonym posmaku i idealnej miękkości.
-Smakujesz oceanem - Uśmiechnęłam się lekko, wygodniej rozsiadając się na piasku.Jesse odwzajemnił uśmiech, jedną ręką mocniej przytulając mnie do swojego ciała.
-To piękny komplement - odpowiedział.Zaśmiałam się wesoło, wpatrując się w jego emanujące radością i niezwykle wyraźnym zadowoleniem, oczy.
W tej samej chwili on, złożył na moich ustach jeszcze jeden pocałunek. Długi i namiętny. Pełen ostrych ugryzień moich, spragnionych go na sobie nieustannie, warg.
-Chodźmy coś zjeść, bo zaraz nie wytrzymam i zjem twoje usta - Szepnął.
Przytaknęłam, śmiejąc się delikatnie.
Po krótkiej chwili, leniwie podniosłam się z ziemi otrzepując, brudną od tysięcy drobinek piasku, sukienkę.Jesse w ciągu kilkunastu sekund wstał, szybko chwytając mnie za rękę i prowadząc w stronę jednego ze stojących w małej odległości od plaży, barów.
Wszystko dookoła wydawało się być pogrążone w idealnym spokoju.
Chłodny wiatr delikatnie rozwiewał liście okolicznych roślin, przy okazji muskając również moją skórę.
Cichy odgłos szumiących fal, oddalał się wraz z naszymi kolejnymi krokami w stronę promenady.-Frytki? Czy może chesseburger? - zapytał Jesse, otwierając przede mną drzwi niedużego, stylizowanego na lata osiemdziesiąte, baru.
Już od progu uderzył mnie przyjemny zapach podsmażanych przysmaków i czarnej kawy.
Przysiadłam na obitej czerwoną skórą ławie, przyciągając do siebie skromną kartę dań, leżącą na stoliku tuż obok.-Wszystko - mruknęłam, napawając się cudownym, wyraźnym aromatem świeżych posiłków, dochodzącym prosto z tamtejszej kuchni.
Jesse usiadł po drugiej stronie stołu, patrząc na mnie z wesoło malujacym się na jego twarzy, rozbawieniem.
CZYTASZ
Ambivalence
RomanceSpokój. Tak dobrze znane jej wcześniej słowo. Obecnie zapomniała co tak naprawdę oznacza w rzeczywistości. Gdy doszło do morderstwa jej współlokatorki, zwyczajny, poukładany świat Alice przestał być taki jak dawniej. Od tego momentu, ktoś kogo wyją...