18

294 31 6
                                    


Otworzyłam oczy, biorąc głęboki oddech.

Moje ciało przeszywał niezwykły chłód, a umysł nie był w stanie funkcjonować w swoim naturalnym rytmie.

Podniosłam się lekko, mając wrażenie, że moja głowa wybuchnie z wszechobecnego bólu.

Wciąż czułam na języku cierpki posmak śmiercionośnej trucizny, którą przez całą noc piłam, wciąż umierając na nowo.

Cholerne koszmary.

Powstrzymywałam się od płaczu, patrząc na rozmywającą się w ciemności postać Jessego.

Oddychał spokojnie, a jego twarz przypominała zatrzymaną w idealnym spokoju, rzeźbę.

Wydawał się tak bardzo daleki.

Niesamowicie odległy od wszystkich przyziemnych zmartwień.

Wstałam z łóżka, czując jak załamują się pode mną nogi.

Nie byłam w stanie utrzymać w sobie tak wielkiego, rzucającego się na mnie z każdej strony, niepokoju.

Niemal zapomniałam jak wstrząsnąć potrafią mną senne koszmary, które myślałam, że odeszły, kilkanaście dni wcześniej.

Stanęłam przed oknem, wpatrując się w granatowe, ozdobione tysiącami gwiazd, niebo.

W oddali szumiał ocean, a jego fale zalewały delikatną, piaszczystą plażę.

Dlaczego otoczona tak pięknym spokojem, śniłam o czymś tak niezwykle przerażającym?


-


-Jedziemy dzisiaj na wycieczkę! Wypożyczyłem samochód - Uśmiechnął się Jesse, kładąc na stole talerz ze swoim śniadaniem.

Przytaknęłam lekko, patrząc na to, jak zaczyna kroić naleśniki.

-Na pewno nie jesteś głodna? - zapytał.

W jego głosie słychać było wyraźną troskę.

Pokręciłam przecząco głową, uśmiechając się sztucznie.

Czułam wyraźne mdłości, a samo patrzenie na jedzenie dodatkowo je potęgowało.

-Źle się czujesz? - odezwał się, oblizując usta z czekolady.

Westchnęłam, odwracając wzrok.

-Nie za dobrze spałam - odpowiedziałam wymijająco, patrząc na wschodzące coraz wyżej, słońce.

Jesse spojrzał na mnie uważnie, odkładając sztućce na talerz.

-Skoro się nie wyspałaś to może przynajmniej zrobię ci kawy? - zapytał, wyraźnie próbując poprawić mi humor.

Podziękowałam, wstając od stołu.

-Skoro chcesz mnie gdzieś dzisiaj zabrać to pójdę się ogarnąć - powiedziałam, bez większego entuzjazmu - Myślę, że gorąca kąpiel mi pomoże.

Przytaknął, wciąż patrząc na mnie z wyraźnym zmartwieniem.

-Chcę zabrać cię dzisiaj do mojego rodzinnego Newbury Park - Uśmiechnął się słabo.

Przystanęłam, wpatrując się w niego przez kilka przydługich sekund.

-Nie... nie musisz - powiedziałam, czując, że nie wiem czy dam radę znieść cierpiącego przez bolesne wspomnienia Jessego.

AmbivalenceOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz