08

372 37 8
                                    

Kolejny dzień w Chicago przepełniony był deszczem i przygnębieniem, dotykającym srebrzystymi łzami brudnych chodników i zagubionych w przestrzeni miasta przechodniów.

Praktycznie cały poranek spędziłam na rozkładaniu płyt i zastanawianiu się nad tym co robić z własnym, rozwalającym się życiem.

Byłam kompletnie zagubiona.

Bałam się otaczającego mnie świata, który wypełniała tak wielka ilość dziwnych, nieznanych mi ludzi.

Dobrze wiedziałam, że każdy z nich mógł być moim prześladowcą.

Każdy z nich mógł chcieć zrobić mi krzywdę.

A ja coraz bardziej bałam się o życie swoje i swoich przyjaciół – bo mimo tego, że słowa na karteczkach mogły wydawać się jedynie cytatami - dobrze wiedziałam, że były czymś znacznie poważniejszym.


Wchodząc do mieszkania, gwałtownie odrzuciłam w bok przemoczony parasol i zdjęłam z siebie kilka warstw również nieszczególnie suchych ubrań.

-Alice?


Odwróciłam wzroku w kierunku, stojącej w przedpokoju Cassie.

Mruknęłam szybkie 'hej', po chwili zwracając uwagę na kopertę, którą trzymała w dłoni.


-Przyszedł do ciebie jakiś list ale...nie ma na nim wypisanej osoby adresującej – Powiedziała, lekko zaniepokojonym głosem.

Wzięłam od niej korespondencję i bez zastanowienia rozerwałam ją, chcąc jak najszybciej przeczytać kolejne słowa prześladującej nas osoby.


Nerwowo przełknęłam ślinę, wyciągając list i szybko przebiegając wzrokiem po jego treści.

-Spokojnie – Szepnęłam, uśmiechając się z ulgą – To tylko Jesse.


Cassie spojrzała na mnie dziwnym wzrokiem, widocznie oczekując wyjaśnień.


Po przeczytaniu kilku zdań zawartych w kopercie, westchnęłam.

-Zaprasza mnie dzisiaj na kolację. Przyjedzie o ósmej – Zaśmiałam się, czując w sercu przyjemne, gwałtownie rosnące, ciepło.


-Ale...kim on jest? - Zapytała, nieco nieśmiało Cassie.

Spojrzałam na nią, niezręcznie przypominając sobie o tym, że zapomniałam jej wspomnieć o chłopaku, który jakiś czas temu pojawił się w sklepie muzycznym.

-Opowiem ci wszystko po tym jak wezmę gorący prysznic – Uśmiechnęłam się lekko.

-



O punkt dwudziestej w mieszkaniu rozbrzmiał głośny, wyrywający z zamyśleń, dzwonek do drzwi.

Zakładając na siebie płaszcz i biorąc w dłoń małą torebkę, przytuliłam lekko Cassie i otworzyłam drzwi.


-Witaj.

Już od progu, jego uśmiech niemal zniewalał.

Wpatrywał się we mnie uważnie, kłaniając się lekko i składając na mojej dłoni delikatny pocałunek.

-Cześć.

Uśmiechnęłam się do niego szeroko, zamykając drzwi przed ciekawsko wpatrującą się w nas współlokatorką.

AmbivalenceOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz