Kolejny dzień w Chicago przepełniony był deszczem i przygnębieniem, dotykającym srebrzystymi łzami brudnych chodników i zagubionych w przestrzeni miasta przechodniów.
Praktycznie cały poranek spędziłam na rozkładaniu płyt i zastanawianiu się nad tym co robić z własnym, rozwalającym się życiem.
Byłam kompletnie zagubiona.
Bałam się otaczającego mnie świata, który wypełniała tak wielka ilość dziwnych, nieznanych mi ludzi.
Dobrze wiedziałam, że każdy z nich mógł być moim prześladowcą.
Każdy z nich mógł chcieć zrobić mi krzywdę.
A ja coraz bardziej bałam się o życie swoje i swoich przyjaciół – bo mimo tego, że słowa na karteczkach mogły wydawać się jedynie cytatami - dobrze wiedziałam, że były czymś znacznie poważniejszym.
Wchodząc do mieszkania, gwałtownie odrzuciłam w bok przemoczony parasol i zdjęłam z siebie kilka warstw również nieszczególnie suchych ubrań.
-Alice?
Odwróciłam wzroku w kierunku, stojącej w przedpokoju Cassie.
Mruknęłam szybkie 'hej', po chwili zwracając uwagę na kopertę, którą trzymała w dłoni.
-Przyszedł do ciebie jakiś list ale...nie ma na nim wypisanej osoby adresującej – Powiedziała, lekko zaniepokojonym głosem.
Wzięłam od niej korespondencję i bez zastanowienia rozerwałam ją, chcąc jak najszybciej przeczytać kolejne słowa prześladującej nas osoby.
Nerwowo przełknęłam ślinę, wyciągając list i szybko przebiegając wzrokiem po jego treści.
-Spokojnie – Szepnęłam, uśmiechając się z ulgą – To tylko Jesse.
Cassie spojrzała na mnie dziwnym wzrokiem, widocznie oczekując wyjaśnień.
Po przeczytaniu kilku zdań zawartych w kopercie, westchnęłam.
-Zaprasza mnie dzisiaj na kolację. Przyjedzie o ósmej – Zaśmiałam się, czując w sercu przyjemne, gwałtownie rosnące, ciepło.
-Ale...kim on jest? - Zapytała, nieco nieśmiało Cassie.
Spojrzałam na nią, niezręcznie przypominając sobie o tym, że zapomniałam jej wspomnieć o chłopaku, który jakiś czas temu pojawił się w sklepie muzycznym.
-Opowiem ci wszystko po tym jak wezmę gorący prysznic – Uśmiechnęłam się lekko.
-
O punkt dwudziestej w mieszkaniu rozbrzmiał głośny, wyrywający z zamyśleń, dzwonek do drzwi.
Zakładając na siebie płaszcz i biorąc w dłoń małą torebkę, przytuliłam lekko Cassie i otworzyłam drzwi.
-Witaj.
Już od progu, jego uśmiech niemal zniewalał.
Wpatrywał się we mnie uważnie, kłaniając się lekko i składając na mojej dłoni delikatny pocałunek.
-Cześć.
Uśmiechnęłam się do niego szeroko, zamykając drzwi przed ciekawsko wpatrującą się w nas współlokatorką.
CZYTASZ
Ambivalence
RomanceSpokój. Tak dobrze znane jej wcześniej słowo. Obecnie zapomniała co tak naprawdę oznacza w rzeczywistości. Gdy doszło do morderstwa jej współlokatorki, zwyczajny, poukładany świat Alice przestał być taki jak dawniej. Od tego momentu, ktoś kogo wyją...