07

410 36 7
                                    


Odgłosy delikatnego pochrapywania i promienie słońca, dotykające mojej odsłoniętej, nagrzanej skóry zupełnie wybudziły mnie z przyjemnego snu.

Westchnęłam głęboko, przecierając dłońmi zaspane oczy.

Po chwili ocknęłam się, zdając sobie sprawę, że coś się zmieniło.

Coś tutaj nie pasowało.

Okno z którego docierało do mnie słońce, nie było tym oknem, w które patrzyłam codziennie.


Gwałtownie podniosłam się do pozycji siedzącej i ku mojej wielkiej uldze, ujrzałam pogrążoną w śnie Elizabeth.

Jej krótkie, blond włosy na srebrnej, jedwabnej pościeli kojarzyły mi się z dziełem sztuki.

Dzieło sztuki zamknięte w pełnym słońca poranku.


Opadłam na poduszki, przejeżdżając wzrokiem po wnętrzu bogato urządzonej sypialni.

W głowie miałam zupełną pustkę.

Skąd wzięłam się w tej sypialni u boku mojej dawnej przyjaciółki?


Jednak im dłużej bezmyślnie wpatrywałam się w złotą, idealnie wykończoną ścianę, tym szybciej przypominałam sobie wydarzenia poprzedniego wieczora.


Bankiet u Elizabeth.

Jesse.

Całujący mnie Jesse.


A...co było później?


Spojrzałam na leżącą obok mnie Elizabeth, momentalnie przypominając sobie wszystko.

Elizabeth nakryła mnie i Jessego za jedną z kolumn na piętrze.

Zabrała mnie na lampkę szampana, która zamieniła się w wiele, wiele więcej.

Rozmawiałyśmy, śmiałyśmy się i popijałyśmy to wszystko winem do momentu w którym zasnęłyśmy w jej łóżku.

Uśmiechnęłam się lekko, przypominając sobie nasze pijackie dialogi i zagadywanie bankietowych gości.


To wszystko byłoby naprawdę zabawne ale...

Jak to możliwe, że całowałam się z Jessem?

Znałam go od naprawdę niedawna i szczerze mówiąc, trochę mnie przerażał.

Ale coś... coś sprawiało, że był też niezwykle pociągający.

Był idealnym przykładem kogoś, kto przyciąga tym, że mrozi krew w żyłach i zabija wzrokiem. 

Dlaczego więc, nawet nie chciałam przestać o nim myśleć?


-Aliceee - Usłyszałam spod jednej z poduszek zmęczony głos Elizabeth.

Mruknęła przeciągle, po czym ściągnęła z twarzy nakrycie i westchnęła.

-Zawołaj Caroline.

Spojrzałam na nią pytająco, po chwili przypominając sobie, że na pewno ma na myśli jej gosposię.

Widząc moje zdezorientowanie, lekko naburmuszona wygramoliła się z łóżka i otworzyła drzwi, po chwili krzycząc imię pomocy domowej.

Wróciła z powrotem pod jedwabną pościel, a gdy w progu pojawiła się pani w starszym wieku, kazała jej przynieść nam syte śniadanie, kawę i aspirynę.

AmbivalenceOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz