Rozdział 11

1.8K 192 20
                                    


Kiedy okazało się, że talent Harry'ego sięga również malarstwa, byłam zaskoczona. Nie dlatego, że mnie okłamał, ale ponieważ portret wykonany przez niego był piękny. Każdy artysta mimo nauki wykształcał swój własny styl, być może dlatego prace Percy'ego zawsze podobały mi się bardziej od moich własnych. Ten należący do Harry'ego nie był ani trochę amatorski, a fakt, że studiował on na tym samym uniwersytecie co ja był podniecający. Portret zawisł nad komodą z małą pomocą Violet, które nie ukrywała zaciekawienia. Wytłumaczyłam jej, że jest to prezent, od znajomego z mojego wydziału.

Mimo wszystko wciąż nie mogłam zrozumieć co podkusiło Harry'ego do porzucenia swojego życia. Jeśli opowieści przy dziękczynnej kolacji były prawdziwe, miał on duże szanse by odziedziczyć fortunę i żyć w dostatku. Zamiast tego chował się po kątach, fałszując obrazy i uciekając przed policją.

Rozmyślałam o tym dość często wracając do domu, czy usypiając w ciepłym łóżku. Jednak tym razem z moich przemyśleń wyrwał mnie niespodziewany gość.

– Panno Lennox. – kiedy tylko przekroczyłam próg apartamentu podbiegła do mnie Violet, ze zmartwionym wyrazem twarzy. – Ma pani gościa, naprawdę próbowałam go zatrzymać w salonie, ale nie dałam rady.

Zmarszczyłam brwi, a moje serce przyspieszyło bicia. Zaczęłam zastanawiać się kogo tu przywiało, odpychając od siebie myśli o brunecie.

– Kto to, Violet? – spytałam, pozbywając się wierzchniego ubioru.

– Agent Lewis. – powiedziała, pocierając dłonie.

W mojej głowie od razu pojawiła się twarz przystojnego mężczyzny w płaszczu. To on zajmował się sprawą obrazu Howarda Greena, jednak kiedy ten się odnalazł, byłam pewna, że już nigdy nie doznam zaszczytu spotkania z nim.

– Jeśli nie ma go w salonie, to gdzie jest? – spytałam, jednak Violet nie musiała odpowiadać.

Obie spojrzałyśmy w stronę schodów, a ja szybko ruszyłam do swojego pokoju. Zdecydowanie znajdowały się tam rzeczy, z których nie chciałam się tłumaczyć. Portret, wiszący nad komodą, lub pudełko z farbami, które dostałam od Harry'ego.

Wparowałam do pokoju i od razu dostrzegłam, stojącego przed komodą mężczyznę. Miał na sobie koszulę i krawat, przykryty beżowym płaszczem. Dłonie splótł za plecami, a oczy wlepił w ostatnią rzecz, na której chciałam by się skupił.

– Idealne odzwierciedlenie. – powiedział, po czym spojrzał na mnie i uśmiechnął się krzywo.

Wzięłam głęboki wdech i odłożyłam swoje rzeczy na łóżko.

– Na dole byłoby panu wygodniej. – zignorowałam jego słowa, prostując się. – Violet robi niesamowitą kawę.

– Nie wątpię. – przeniósł całą swoją uwagę na mnie, po czym przejechał wzrokiem od góry do dołu. Skrzywiłam się nieznacznie, starając się opanować nerwy.

– Zapraszam. – na mojej twarzy pojawił się szeroki uśmiech, kiedy otworzyłam drzwi, wypraszając go z pokoju. – Zdawało mi się, że ma pan więcej kultury.

Nie odpowiedział, mijając mnie i schodząc od salonu. Poprosiłam Violet o przygotowanie kawy, kiedy zajęliśmy miejsca naprzeciwko siebie. On usiadł na kanapie, ja na fotelu. Z wyćwiczonym wdziękiem założyłam nogę na nogę i wyprostowałam się, powstrzymując tym samym niepotrzebne ruchy.

– Czemu zawdzięczam tę przyjemność? – spytałam, nie spuszczając z niego wzroku. – Zdawało mi się, że sprawa obrazu już dawno została wyjaśniona.

Fenomen - Harry Styles FanfictionWhere stories live. Discover now