Rozdział 20

1.1K 93 11
                                    

Szczęśliwego Nowego Roku, kochani! Jakie są Wasze postanowienia? Jestem bardzo ciekawa, bo o dziwo sama kilka mam i jak na te trzy pierwsze dni, nieźle sobie z nimi radzę. Haha, zobaczymy co będzie dalej...

♠ Jak spędziliście Sylwestra?

♦ Chciałabym zmienić tytuł tej książki. Fenomen... powiedzmy, że przestał mi odpowiadać. Jakie macie pomysły na inny tytuł? #POMOCWYMAGANA

Rozdział miał się pojawić jeszcze w 2017, ale wyszło, jak wyszło.

Mam nadzieję, że się spodoba,

enjoy ♥





Ostatni dzień pobytu na Bahamach minął o wiele szybciej niż jego poprzednicy. Zapewne dlatego, że miałam świadomość nieuchronnego powrotu do Nowego Jorku. Przyłapałam sama siebie na myśli, że wcale nie chcę tam wracać. Ciepły piasek każdego ranka i szum oceanu potrafiły rozkochać w sobie człowieka. Nie musiałam ubierać na siebie kilku warstw ubrań i malować, by zakryć sińce pod oczami. To miejsce było jak panaceum, które Harry podstawił mi pod nos.

Jednak było coś jeszcze, w zakamarkach mojej głowy, co wzmagało moją chęć pozostania w tym raju. Doszłam bowiem do wniosku, że z łatwością mogłabym przyzwyczaić się do utopijnego życia z Harrym. W pierwszej chwili chciałam wyśmiać samą siebie. Jednak nie zmieniało to faktu, że w tym domu, odłączonym od cywilizacji, Harry w istocie był ponad prawem. Miałam szansę dostrzec człowieka inteligentnego, z duszą, która mogłaby istnieć bez ciała. Nie był złodziejem, poszukiwanym fałszerzem, tylko malarzem, poświęcającym sen dla sztuki.

– Madame. – usłyszałam, a przed moimi oczami pojawiła się wysoka szklanka z zimną lemoniadą. Uniosłam się na łokciach, wbijając je w piasek ponad kocem na którym leżałam. Zadowolona i rozpieczona chwyciłam szklankę, od razu upijając łyk przez skręconą jakby z bólu słomkę.

– Niezmiernie dziękuję. – użyłam wyniosłego tonu, a Harry uśmiechnął się, układając na kocu po mojej prawej. Na jego nosie spoczywały ciemne okulary, a włosy spięte były w koka. Nie miał na sobie nic, oprócz kąpielówek, które sięgały mu ponad kolano.

Przez chwilę obserwowałam, jak oddycha powoli, z rękami założonymi za głową, po czym na powrót zanurzyłam się w zbiorze poezji, znalezionym w salonie. Słońce powoli chyliło się ku zachodowi, jednak nie rezygnowało z ogromnego żaru. Sącząc lemoniadę, czytałam słowo za słowem, co jakiś czas rzucając krótkie spojrzenie na Harry'ego. Plaża była pusta, tak jak mówił, od początku pobytu nie widziałam tu nikogo obcego. Kiedy napój skończył się, pustą szklankę odstawiłam na piasek.

W jednej chwili po mojej dłoni przebiegł pająk, który pojawił się znikąd. Wzdrygnęłam się lekko, bardziej zaskoczona niż przestraszona i obserwowałam jak wchodzi na odłożoną przeze mnie szklankę. Harty dostrzegając mój ruch, uniósł na niego swoje spojrzenie.

– Po Bahamach chodzi legenda, którą lata temu opowiedział Afrykański niewolnik. – zaczął po chwili, wystawiając w stronę pająka wskazujący palec. Stworzenie przeszło przez niego, jednak nie dało się unieść. – Anansi, mityczna kreatura, która pojawia się pod postacią pająka, czasami również człowieka. Ludzie wierzą, że ma on moc, by budzić w nich siłę do walki o wolność, jednocześnie może zmusić do buntu. Jest on więc bohaterem i naciągaczem. Gdyby tylko chciał, mógłby oszukać śmierć. – niski ton głosu Harry'ego sprawił, że po moim ciele rozniosły się ciarki. Pająk uciekł w stronę lądu, a brunet uniósł na mnie swoje rozbawione spojrzenie.

– Fascynujące, czyż nie?

Kiwnęłam głową, po czym uderzyłam go lekko w ramię za ten groźny ton. On wykorzystał okazję i chwycił mój nadgarstek, przyciągając mnie do siebie. Tom poezji zamknął się z szelestem, gdy nasze klatki piersiowe złączyły się. Dłonie ułożyłam po dwóch stronach jego szyi, a on uniósł swoje okulary, obejmując mnie pod łopatkami.

Fenomen - Harry Styles FanfictionWhere stories live. Discover now