Rozdział 12

1.7K 182 20
                                    

Wsiadanie do auta obcego należało do tych głupich i nieprzemyślanych pomysłów. Byłam dorosła, a ten fakt dotarł do mnie kiedy już zapinałam pasy siedząc na miejscu pasażera. Michael milczał, a ja też nie miałam zamiaru się odzywać. On nie lubił mnie i nie byłam specjalnie przejęta brakiem uwagi z jego strony.

Im ciemniej się robiło, tym bardziej miasto stawało się rozświetlone przez wciąż tętniące w nim życie. Tak było, dopóki nie pokonaliśmy długiego tunelu, który wyprowadził nas w nieco bardziej opuszczone miejsce. Kamienice nie sięgały nieba, a jedyne światło rzucały latarnie ciągnące się przy drodze. Nie mogłam rozpoznać miejsca w którym się znajdowaliśmy, a jeszcze chwilę temu byłam pewna, że Nowy Jork znam jak własną kieszeń.

Podróż nie dłużyła się, pokonaliśmy ostatni odcinek po zakręcie i samochód zatrzymał się. Znajdowaliśmy się w szczelinie między dwoma budynkami, wysiadłam podążając za brunetem, który nawet na mnie nie spojrzał.

Po skrzypiących, metalowych stopniach weszliśmy do jednej z kamienic przez tylne drzwi. Klatka schodowa była rozświetlona ledwo działającymi jarzeniówkami, ze ścian schodziła farba, a ja mogłam poczuć zapach stęchlizny. Do moich uszu od razu dotarły dźwięki kłótni. Im wyżej wspinaliśmy się po schodach tym głośniejsza się stawała.

Dotarliśmy na czwarte piętro, gdzie dostrzegłam niską, czarnoskórą kobietę. Miała dużo krągłości, włosy spięte w koka i rozzłoszczona stała w progu mieszkania. Przed nią prostował się chudy i wysoki chłopak o tym samym kolorze skóry, który na oko wyglądał na młodszego ode mnie. Kiedy nas dostrzegła, zmierzyła Michaela ostrożnym spojrzeniem, nagle zaprzestając słowotoku. Chłopak, najprawdopodobniej jej syn, wykorzystał ten moment i przepchał się obok niej do wnętrza mieszkania. Minęliśmy ją, a ona zdążyła jeszcze przenieść swój wzrok na mnie, po czym zniknęła, zatrzaskując drzwi.

Michael zatrzymał się przy ostatnich drzwiach na korytarzu, po czym po raz pierwszy od dłuższego czasu na mnie spojrzał. Wyciągnął pęk kluczy z kieszeni swoich spodni i wsadził je do zamka, jednak nie przekręcił.

– Jeden fałszywy ruch... – zaczął, a ja spojrzałam na niego zirytowana i sięgnęłam dłonią by przekręcić ten przeklęty klucz i w końcu zobaczyć Harry'ego. Przez głowę zdążyło przelecieć mi pełno myśli dotyczących Michaela, który sprowadził mnie do pustego mieszkania ze złymi zamiarami. Jednak nie bałam się, byłam zbyt przejęta poranną wizytą agenta Lewisa.

Przedpokój wyłożony był czerwonym dywanem, na którym można było dostrzec odciski butów. Był zbyt szeroki i lekko podwijał się przy ścianach. Korytarz nie był długi, oświetlała go lampa wisząca nad naszymi głowami. Po prawej stronie znajdowały się drzwi, lekko uchylone, dzięki czemu dostrzegłam elementy łazienki znajdujące się w środku. Michael minął mnie i skierował się do samego końca korytarzyka, gdzie skręcił w prawo i zniknął z moich oczu.

Wciąż wolnym tempem kierowałam się przed siebie, minęłam jeszcze jedne drzwi po czym tak jak brunet, skręciłam w prawo.

Znalazłam się w salonie, choć on zdecydowanie różnił się od tych zwyczajnych. Był połączony z kuchnią, która utrzymana była w drewnianym stylu. W salonie znajdowała się skórzana kanapa, przykryta kilkoma kocami. Przed nią znajdował się mały stoliczek i telewizor. Ściany pokryte były beżową tapetą, a każde okno zasłonięte zostało zasłonami. Jednak całe pomieszczenie było doskonale oświetlone.

Z lekkim obrzydzeniem dostrzegłam stos śmieci w rogu kuchni i stare opakowania po jedzeniu walające się po blatach. W drugiej części salonu znajdowały się natomiast te niezwyczajne rzeczy. Drewniana podłoga zamiast być przykrytą dywanem, została ukryta pod białym prześcieradłem. Stara sztaluga stała pod ścianą, a wszędzie mogłam dostrzec znane mi już pudła wypełnione farbami. W drewnianych skrzynkach ustawionych pod oknem rozpoznałam różnego rodzaju pędzle, choć niektóre wydawały mi się dość dziwaczne. Dostrzegłam również inne narzędzia w osobnym opakowaniu, a także kilka stołków i przyborów do malarstwa, ale nie tylko. Kiedy zaczęłam zastanawiać się do czego służą niektóre z nich, dostrzegłam Harry'ego i Michaela, stali pod przeciwległą ścianą. Harry miał na sobie stare, dziurawe i znoszone dżinsy, które wisiały luźno na jego biodrach. Ubrudzone były różnymi kolorami, tak samo jak jego szara koszulka. W dłoniach trzymał ścierkę w którą wycierał ręce, co chwila unosił ją również do swojej twarzy by zmazać plamy również z niej. Jego włosy były spięte, a stopy bose i nie jestem pewna dlaczego, ale ten widok robił na mnie wrażenie.

Fenomen - Harry Styles FanfictionWhere stories live. Discover now