To kwestia pożądania
To kwestia zaufania
Kwestia tego, by to, co zbudowaliśmy
nie rozsypało się w pył
Oto niektóre z wielu rzeczy
trzymających nas razem
(Depeche Mode, „Question of Lust")Rozdział dwudziesty siódmy
Jak daleko się posuniesz,
by mnie uratować?Ogarnął go niewyjaśniony spokój. Spokój wojownika przygotowującego się do boju. Nawet jeśli w tej chwili jeszcze nie wiedział, gdzie przyjdzie mu stoczyć walkę. Jasne było tylko to, kim są jego przeciwnicy.
Związana postać Thomasa Avery'ego, unieruchomionego silnym zaklęciem paraliżującym, nie wzbudziła w nim żadnych emocji. Być może dlatego, że w głębi duszy przeczuwał już prawdę. A być może dlatego, że dotarł do punktu, w którym nic nie potrafiło nim naprawdę wstrząsnąć.
Dumbledore zdawał się być wyczerpany trudami minionych właśnie godzin. Jego pomarszczona dłoń dygotała, gdy napełniał herbatą filiżankę, którą po chwili podsunął Harry'emu. Okrągły pokój wypełniał szarawy, wpadający przez okno blask wczesnego świtu. Nadchodził kolejny poranek.
- Złapanie go nie nastręczyło nam większych trudności - stwierdził Dumbledore niegłośno, wskazując ruchem głowy Avery'ego. - Lęk jest czynnikiem, który niełatwo oszacować, zwłaszcza gdy boimy się o tych, których kochamy. Niektórym ludziom potrafi dodać sił. Innych z kolei obezwładnia.
Harry podążył za jego spojrzeniem. Twarz Avery'ego była blada, a lewy policzek przecinała otwarta, głęboka rana. Dumbledore sprawiał wrażenie spokojnego i opanowanego, ale Harry doskonale zdawał sobie sprawę z tego, że wraz z aurorami nie obszedł się ze śmierciożercą łagodnie.
- Naprawdę uważa pan, że jest zdolny do tego, by kochać swą córkę? - Głos Harry'ego brzmiał zadziwiająco beznamiętnie. - Po tym wszystkim, co jej zrobił?
- Oczywiście, że tak - odparł Dumbledore z półuśmiechem. - Bycie po ciemnej stronie nie oznacza automatycznie braku zdolności do kochania. Avery, podobnie jak Pandora, jest zaledwie małym trybikiem w maszynie sterowanej przez Voldemorta. Uważam, że tak samo jak ona nie miał wyboru.
Harry milczał, zamyślony. Z jakiegoś powodu trudno mu było pojąć słowa Dumbledore'a. Przeciw komu ma skierować swój gniew, drzemiący w jego wnętrzu, jeśli domniemani oprawcy również okazywali się być ofiarami?
- Ktoś go już przesłuchał? - zapytał w końcu. Powieki mu ciążyły. Może to właśnie zmęczenie sprawiało, że reagował na wszystko z niezwykłym spokojem. - Możliwe, że wyciągniemy z niego wskazówki dotyczące kryjówki śmierciożerców. Albo dowiemy się, co stało się z Draconem i jego matką. - Usiłował przepędzić myśl o Malfoyu w odległy zakątek świadomości, by nie dopuścić do siebie strachu. Udało mu się to tylko połowicznie.
Stary czarodziej potrząsnął głową.
- Przesłuchamy go, gdy minie działanie czaru paraliżującego. Niestety, obawiam się, że Veritaserum niewiele nam tu pomoże. Informacje o dostępie do kryjówki śmierciożerców są zakamuflowane w ten sposób, że nie reagują na eliksir prawdy.
Harry potrzebował jedynie kilku sekund na podjęcie decyzji.
- Chciałbym przeprowadzić przesłuchanie, jeśli mi pan zezwoli, panie dyrektorze - powiedział formalnie, patrząc z uśmiechem na Dumbledore'a. - Być może istnieją i inne sposoby na zmuszenie go do mówienia.
- Nie będę ci stał na przeszkodzie - odpowiedział Dumbledore ze spokojem. - Z pewnością wiesz, że nie stosujemy tortur jako metody nakłaniania naszych jeńców do powiedzenia prawdy. Właśnie to różni nas od strony przeciwnej.
Ciche prychnięcie Harry'ego mogło ujść za pełną wypowiedź.
- Niech pan się tym nie martwi - stwierdził, wyciągając różdżkę z kieszeni i kładąc ją ostrożnie na biurku dyrektora. - Z pewnością nie zamierzam łamać zasad.
Powoli, nie upiwszy ani łyka herbaty, podniósł się z miejsca i postąpił kilka kroków w kierunku drzwi. Zanim do nich doszedł, jeszcze raz obrócił się ku Dumbledore'owi.
- Od jak dawna wiedział pan, że Draco zniknął?
Gniew na dyrektora zdążył już dawno ustąpić, choć Harry nie potrafił wytłumaczyć, z jakiego powodu. Być może dlatego, że tamtej nocy w sypialni porwanej Narcyzy Malfoy po raz kolejny uświadomił sobie, iż Dumbledore nie był ani wszechmocny, ani nieomylny.
- Niedługo. - W twarzy Dumbledore'a nie drgnął ani jeden mięsień, a w oczach nie pojawił się najmniejszy ślad poczucia winy. - Dowiedziałem się o tym najwyżej kilka godzin wcześniej niż ty.
- I nie dowiedziałbym się o tym od pana, gdyby Blaise nie zapytał?
Dumbledore westchnął cicho i powędrował spojrzeniem za okno.
- Możliwe, że nie - rzekł, nieznacznie wzruszając ramionami, po czym obrócił głowę ku Harry'emu, patrząc na niego badawczo. - Przewidziałem sposób, w jaki przyjmiesz tę wiadomość. Z jednej strony obawiałem się twojej reakcji, ponieważ ostatnią rzeczą, której pragnę, jest ponowne narażenie cię na to, przez co już raz przeszedłeś w kapliczce. - Przez jego twarz przebiegł bolesny skurcz. Harry poczuł, jak coś w jego wnętrzu ściska się na ten widok.
- A z drugiej strony? - zapytał dziwnie ochrypłym głosem.
Wzrok dyrektora na ułamek sekundy przybrał nieodgadniony wyraz. Zamigotał w nim stary, tak dobrze znany Harry'emu ogień.
- Z drugiej strony pragnąłem, byś zareagował właśnie tak - odpowiedział, przybierając wręcz bojowy ton. - Nie wiem, kiedy i gdzie stoczymy walkę, która przesądzi o wszystkim. Nie wiem też, czy uda nam się ją wygrać. Jedyne, co do czego mam pewność, to fakt, że obaj odegracie w niej kluczową rolę. Ty i Draco, wspólnymi siłami.
Przez chwilę Harry jedynie wpatrywał się w niego w zdumieniu. Słowa Dumbledore'a zabrzmiały dwuznacznie. Mogły coś insynuować, ale być może nie kryły w sobie żadnego podtekstu. Jak wiele dyrektor się domyślał? I ile już o nich wiedział? A może od dawna nie było dla niego tajemnicą, co zaszło między nim a Draconem?
Błyszczące oczy Dumbledore'a nie dały mu żadnej wyraźnej odpowiedzi.
Harry powoli opuścił ręce. Dyrektor go sprowokował, wystawił na próbę. Nagle wszystko stało się absolutnie jasne.
- Pan wcale nie zamierzał rezygnować z uratowania Dracona, prawda? - Nie był nawet w stanie się rozzłościć. Wydawało mu się, że sprawy musiały potoczyć się właśnie tą drogą. - Ani przez sekundę nie pomyślał pan, że on dobrowolnie powrócił na ciemną stronę.
Stary czarodziej splótł spoczywające na kolanach dłonie.
- Nie - odparł łagodnie, nie uchylając się przed wzrokiem Harry'ego.
Potter głośno wypuścił powietrze. Spodziewał się właśnie takiej odpowiedzi. Przez moment poczuł się jak pionek na planszy, wystawiony na łaskę i niełaskę graczy, doskonale wiedząc, że kości decydujące o jego losie prawdopodobnie już dawno zostały rzucone.
- W holu wejściowym dworu Malfoyów po raz pierwszy zajrzałem do czarnego zwierciadła - powiedział, a jego zaciśnięte usta utworzyły wąską kreskę. Nie wiedział do końca, dlaczego w ogóle wspominał o tym dyrektorowi. Może dlatego, że nie miał pojęcia, z kim jeszcze mógłby się podzielić tym doświadczeniem.
- Naprawdę? - W głosie Dumbledore'a zabrzmiała ciekawość. Pochylił się lekko do przodu, patrząc na Harry'ego zwężonymi oczami. - I co w nim ujrzałeś?
- Początkowo tylko siebie samego. - Doznanie tonięcia w czarnym jeziorze powróciło z całą wyrazistością. Uniósł głowę, napotykając wzrok starego czarodzieja. - Ale coś było inaczej niż zwykle. Na chwilę, zanim się odwróciłem, oczy mojego odbicia nie należały już do mnie. Być może tylko mi się wydawało. Ale przez sekundę miałem wrażenie, że były to oczy... Dracona.
Dumbledore nie okazał zdziwienia. Wręcz przeciwnie. W jego minie pojawił się wyraz pewnej ulgi. Niespiesznie opadł na oparcie fotela, uśmiechając się subtelnie.
- A co to, twoim zdaniem, może oznaczać?
Harry zwlekał przez moment.
- Załóżmy, że dobrze mi się zdawało - zaczął ostrożnie. - Załóżmy ponadto, że zwierciadło rzeczywiście pokazuje prawdę. - Wyraźnie czuł na sobie oczekujące spojrzenie Dumbledore'a. Nadal przepełniał go głęboki spokój, całkowicie wypierający rozpacz, której doznał w sypialni Narcyzy Malfoy. Prawie automatycznie wyprostował ramiona i zacisnął dłonie w pięści. - Jeśli to wszystko jest prawdą, to wychodzę z założenia, że Draconowi nic się nie stało i że ciągle jeszcze żyje.
Z jakiejś przyczyny nie był w stanie spojrzeć Dumbledore'owi w oczy. Ogarnęło go przemożne pragnienie opuszczenia pokoju. Szybko skierował się ku drzwiom, otworzył je i wyszedł z gabinetu, nie czekając na odpowiedź dyrektora. Prawdopodobnie dlatego, iż obawiał się jakiejkolwiek formy skorygowania jego założenia.
Stał już u szczytu krętych, magicznych schodów, gdy do jego uszu dotarł szept, sprawiający, że zadrżał od stóp do głów:
- Być może znaczy to dużo więcej niż tylko to.
CZYTASZ
Czarne Zwierciadło [DRARRY]
ФанфикCzarne zwierciadło, nie rozpoznaję siebie w twej toni. Jedyne, co widzę, to jego oczy: bramę wiodącą w otchłań jego duszy. A w niej okrucieństwo, którego zaznał za moją przyczyną. Spalam się więc w piekielnym ogniu winy [Nie ja napisalam ten tekst...