Ogień i woda nie zejdą się razem,
nie dadzą się połączyć, nie są czymś pokrewnym
Stoję w płomieniach, otoczony chmurą iskier
I spalam się w wodzie
(Rammstein, „Feuer und Wasser")Rozdział dwudziesty drugi
Dopiero w obliczu śmierci pojmiemy,
jaki charakter miały uczucia,
do których nie chcieliśmy się przyznać.Gnany wewnętrznym niepokojem, godzinami błądził bez celu po ciemnych, prawie całkowicie wyludnionych londyńskich ulicach. Bicie dzwonów ucichło już dawno temu. Lodowaty, bezlitosny wiatr hulał wśród kamienic. Harry nie czuł jego zimnych ukąszeń, pochłonięty przez własne myśli.
Szalejące w nim sprzeczne emocje nie dawały się w żaden sposób uporządkować. Zbyt wiele wydarzyło się tego wieczoru, padło zbyt wiele pytań, na które nadal nie było odpowiedzi. Próbował nie przypominać sobie pocałunku Dracona ani tego, jak sam na niego zareagował. Namiętność nie była doznaniem, które mogłoby okazać się pomocne w poszukiwaniu rozsądnego rozwiązania.
Musiało być już sporo po północy, gdy zdołał się wreszcie zmusić do stawienia czoła pierwszej wielkiej przeszkodzie.
Czuł nerwowe skurcze w brzuchu, gdy trzask zakończonej aportacji wyrzucił go niezbyt łagodnie na zamarzniętą ziemię ogródka obok Nory. Dom tonął w ciemności i absolutnym spokoju. Harry doznał przez chwilę złudnej nadziei, że jego mieszkańcy pogrążeni są już od dawna we śnie. Stara latarnia zawieszona nad drzwiami wejściowymi poskrzypywała cicho, kołysząc się na wietrze.
Gdy na palcach przemykał do salonu Weasleyów, starając się uniknąć najmniejszego hałasu, zrozumiał, że nadzieja ta rzeczywiście była płonna. Mimo później pory w kominku nadal płonął ogień. Molly Weasley, otulona kocem, siedziała w wielkim fotelu i wpatrywała się w płomienie. Harry zobaczył fałdę zmartwienia wokół jej ust i serce w nim zamarło.
Miał wrażenie, że instynktownie wyczuła jego obecność. Uniosła głowę, napotykając jego wzrok. Nie mógł nie zauważyć wyrazu ulgi, który przez chwilę zagościł w jej spojrzeniu.
- Harry! - Energicznie podniosła się z fotela i podeszła do niego pospiesznym krokiem, zatrzymując się przed nim na odległość wyciągniętego ramienia i przypatrując mu się intensywnie. - Wszystko w porządku?
Ile razy słyszał już to pytanie w ciągu ostatnich dni?, przemknęło mu przez głowę, zanim nie przytaknął krótkim, dziwnie mechanicznym gestem. Nie był zdolny do wyjaśnienia jej, że wraz z chwilą, w której Knot wysłał ich na tę dramatyczną misję do Zakazanego Lasu, w jego życiu nic już nie miało swego porządku.
- Ginny wróciła jeszcze przed północą. Była dość zdenerwowana. Zamknęła się w swoim pokoju. - Jej oczy zdawały się przenikać go na wskroś. - Pokłóciliście się?
Czuł się okropnie. Niczego nie życzył sobie bardziej niż uniknięcia jej pytań i spojrzeń.
- Na pewno jutro rano o wszystkim ci opowie - zmusił się do odpowiedzi.
- Ale może wolę usłyszeć to od ciebie? - Jej głos tchnął czułością i zarazem troską. Właśnie tak, jak powinien brzmieć głos matki. Poczuł wewnętrzne odrętwienie. - Może strasznie się o ciebie martwię?
- Nie musisz się martwić - odparł dziwnie skrzeczącym głosem. Pozwolił jej położyć łagodnie dłoń na swoim ramieniu. Powoli zwrócił do niej głowę, spoglądając jej w oczy. Widział wyglądający z nich lęk i ogarnęło go nieskończone poczucie winy. - To, co powiedziałem Ginny, było już wystarczająco straszne. - Dotknął palcami jej dłoni i uścisnął krótko. - W żadnym wypadku nie chcę ranić i ciebie.
Stary zegar, stojący w kącie, odziedziczony przez Artura po dziadku, wydał z siebie trzy głośne, głębokie uderzenia, które zdawały się zderzać ze sobą, wprawiając całe wnętrze Harry'ego w wibrację.
Odczekał, aż ucichnie echo ostatniego tonu, po czym oderwał się od Molly i ruszył powoli w stronę schodów, prowadzących do położonych na piętrze sypialni.
- Co chcesz teraz zrobić? - zapytała drżącym lekko głosem. Znała go. Znała go na wylot.
Odwrócił się do niej. Była nadzwyczaj silną kobietą, lecz w tym momencie sprawiała bardzo kruche wrażenie, stojąc tak pośrodku pokoju w starym, spranym szlafroku, owinięta kocem zwisającym z ramion. Przypominała mu Ginny. Pod wieloma względami były do siebie tak podobne.
- Pójdę po moje rzeczy - wyjaśnił z ciężkim sercem.
Widział ból, przemykający przez jej twarz, choć najwyraźniej starała się go ukryć.
- Odchodzisz? - wyszeptała. - Nie zaczekasz przynajmniej do rana?
Harry potrząsnął głową.
- Będzie lepiej, jeśli Ginny nie zobaczy mnie tu przy śniadaniu - odpowiedział głucho.
Nie czekając na jej reakcję, po cichu wspiął się po schodach do sypialni Rona. Wystarczyło parę chwil, by wrzucić kilka porozrzucanych dokoła drobiazgów do walizki, prawie nie rozpakowanej od czasu jego przybycia do Nory. Unikał przy tym rozglądania się po pokoju i spoglądnia na plakaty z drużynami quidditcha, ciągle jeszcze wiszące na ścianach. Harry nie chciał myśleć w tej chwili o Ronie.
Gdy zszedł na dół, Molly czekała na niego przy drzwiach. Jej wzrok i wyprostowana sylwetka tchnęły spokojem.
- Wszystko będzie dobrze - powiedział, nie wiedząc, skąd bierze tę pewność, ale w tej chwili niemal sam uwierzył we własne słowa.
Molly skinęła tylko głową, prawie tak samo mechanicznie, jak przedtem on.
- Uważaj na siebie - poprosiła, obejmując go na pożegnanie.
- Obiecuję - odparł zachrypniętym głosem. W tej samej sekundzie przypomniał sobie, że Molly nie była jedyną osobą, której to przyrzekł.
CZYTASZ
Czarne Zwierciadło [DRARRY]
FanfictionCzarne zwierciadło, nie rozpoznaję siebie w twej toni. Jedyne, co widzę, to jego oczy: bramę wiodącą w otchłań jego duszy. A w niej okrucieństwo, którego zaznał za moją przyczyną. Spalam się więc w piekielnym ogniu winy [Nie ja napisalam ten tekst...