Rozdział piąty

6.1K 486 121
                                    

Nie zawsze będzie padać
Niebo nie zawsze będzie zachmurzone
A choć noc zdaje się nie mieć końca
Nie zawsze będziesz wylewać łzy
(Jane Siberry, „It Can't Rain All The Time")

Rozdział piąty

Zdaje ci się, że możesz wybaczyć mi gwałt, który ci zadałem.
A ja ci mówię, że mi nie wybaczysz.
Nie wtedy, gdy zrozumiesz, że każda chwila twego cierpienia sprawiła mi rozkosz.

- Panie Malfoy?
Dźwięk dobrze znanego głosu dotarł do jego uszu, nie odnajdując jednak do końca drogi w głąb świadomości. Draco zmusił się do oderwania spojrzenia od okna, za którym niebo pyszniło się bezchmurnym lazurem, i przeniósł je na starego, siwowłosego mężczyznę, zajmującego miejsce naprzeciwko.
Albus Dumbledore splótł palce opartych o blat biurka dłoni i patrzył na niego nieprzerwanie przenikliwymi oczami, których kolor był tak samo jaskrawy jak błękit za oknem.
- Nie wolno panu winić się za to, co się stało. Nie miał pan innego wyjścia. No chyba że wolał pan wybrać śmierć.
Żołądek Dracona skurczył się na samo brzmienie tych słów. Oparł czoło o dłoń, wspominając, jak kusząca była wczoraj otchłań widoczna ze szczytu wieży północnej.
- Może tak byłoby lepiej dla nas wszystkich. - W jego głosie pobrzmiewała czysta rezygnacja, której sam się przestraszył.
- Niech pan nie wygaduje bzdur - zrugał go Dumbledore ostro. Pochylił się do przodu i przyszpilił spojrzeniem.- To nie pomogłoby nikomu. Jak mielibyśmy wygrać tę wojnę, gdyby pan zdecydował się umrzeć?
W normalnych warunkach poczułby dumę, słysząc, że jest aż tak ważny dla powodzenia misji Zakonu. Ale teraz nic już nie było normalne. Postanowił potraktować wypowiedź dyrektora jako pytanie retoryczne.
- Voldemort nadal jest osłabiony po ostatniej bitwie - zaczął zmęczonym tonem. - Czy to nie korzystny moment, by zaatakować go ponownie?
- Możliwe, że Voldemort jest osłabiony. - Dumbledore powoli potrząsnął głową, nie odrywając od Dracona świdrującego spojrzenia. - Ale jego śmierciożercy nadal są zbyt silni. Sam miał pan okazję niedawno o tym przekonać.
Draco przymknął oczy w udręce. Pod jego powiekami ponownie zatańczyły wizje, o których najchętniej by zapomniał. Żądza we wzroku Dołohowa. Mięsista ręka Rookwooda na nagiej skórze Harry'ego. I każdy, najdrobniejszy detal jego własnego, okrutnego czynu. Mocno zagryzł wargi, pozwalając, by ból przywrócił go do rzeczywistości.
- Ilu z nich udało się uciec? - zapytał.
- Niestety większości - odparł dyrektor z cichym westchnieniem. - Na korzyść Tonks i jej grupy przemawiało wprawdzie zaskoczenie, ale tamci mieli przewagę liczebną. Dwóch śmierciożerców zginęło, pięciu zatrzymaliśmy. Wśród nich nie ma ani Dołohowa, ani Rookwooda - dodał, jakby odgadując myśli Dracona.
Draco opuścił wzrok.
- Co zamierza pan zrobić teraz? Jakie ma pan plany? Kiedy dostanę kolejne zadanie? - zapytał.
- Czas pana zadań jako szpiega dobiegł końca - odpowiedział łagodnie stary czarodziej po chwili zwłoki.
- Ale ja... - Draco gapił się na niego w zdumieniu. Tysiąc pytań naraz pchało mu się do głowy. - Dlaczego? - Mocno zacisnął palce na poręczy krzesła, czując narastające zdenerwowanie.
- Draco... - Głos Dumbledore'a brzmiał cierpliwie, jak u ojca próbującego przekonać uparte dziecko. - Oni nabrali wobec pana podejrzeń. Widzieli, jak przeniósł pan Harry'ego w bezpieczne miejsce, gdy tylko zaczął się atak. Zauważyli pana przerażenie. Gdybym wysłał pana z powrotem do tego gniazda węży, oznaczałoby to dla pana pewną śmierć. Zwolennicy Voldemorta nie okazują litości wobec zdrajców, o czym pan doskonale wie.
Draco zatrząsł się w duchu.
- Co się więc ze mną stanie? Mam zostać tu, w Hogwarcie?
- Nie - odrzekł Dumbledore rezolutnie. - Znam doskonałą kryjówkę, gdzie nikt nie będzie pana szukał. Tam będzie pan bezpieczny.
Sekundy przeciągały się w nieskończoność. Draco czuł, jak twarz zastyga mu w kamienną maskę. Coś w jego wnętrzu skurczyło się boleśnie.
- Nie wytrzymam tego - powiedział cicho lekko drżącym głosem. Słyszał w nim własną rozpacz, miał jednak nadzieję, że ucho Dumbledore'a jej nie wyłowi. - Nie mogę ukrywać się gdzieś miesiącami i bezczynnie czekać, aż coś się wydarzy. Zwariuję, gdy będę musiał siedzieć tam sam.
- To nie potrwa tak długo. - Wzrok Dumbledore'a był miękki i twardy zarazem. - Dokończymy naszego dzieła - dodał przejmującym szeptem. - Moment, w którym go pokonamy, jest niedaleki. Przepowiednia się wypełni. Na naszą korzyść.
Draco przezwyciężył suchość w gardle. Słowa dyrektora nie były w stanie wzbudzić w nim żadnych emocji, a już zupełnie nie przyniosły mu ulgi.
- Mam nadzieję, że przynajmniej nie obciąży pan zbytnio Harry'ego - powiedział, odsuwając krzesło i wstając powoli. Stara, drewniana podłoga zaskrzypiała pod jego stopami.
- Wszystko będzie dobrze. Rany się zagoją. - Znów to przenikliwe spojrzenie, które zdawało się rejestrować najmniejszy szczegół, nie zdradzając jednocześnie niczego. - Da pan sobie radę, Draco. Nawet, jeśli miałby pan to zrobić tylko dla Lucjusza.
Draco spróbował odegnać bolesne poczucie straty, które ogarniało go za każdym razem, gdy ktoś wspomniał imię jego ojca.
- Kiedy mam wyjechać? - zapytał głuchym tonem.
- Natychmiast. - Odpowiedź, która padła, została wypowiedziana głosem nieznoszącym najmniejszego sprzeciwu.

Czarne Zwierciadło [DRARRY]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz