Rozdział dwudziesty ósmy

3.5K 256 29
                                    

Widzisz wszystko, widzisz każdy szczegół,
znasz całe moje światło i kochasz moją ciemność.
Wynajdujesz wszystko, co mnie zawstydza,
nie ma żadnej rzeczy, której byś nie poznał.
I mimo tego ciągle tu jesteś.
(Alanis Morissette, „Everything")

Rozdział dwudziesty ósmy

Nadejdzie chwila, w której będę musiał się przyznać,
że jestem gotów sprzedać duszę diabłu,
byłebyś tylko wrócił do mnie cały i zdrowy.

Widok, który ujrzał, z jakiegoś powodu wprawił Zabiniego w rozbawienie.
Ginny siedziała na ławie przed płonącym kominkiem, pochylona nad stosem starych egzemplarzy „Proroka", kartkując je beznamiętnie. Włosy związała w wysoki koński ogon. Choć do wiosny było jeszcze daleko, całe tuziny piegów pokrywały bladą skórę na jej odsłoniętym karku.
Blaise wahał się przez moment, zanim delikatnie położył obie ręce na jej ramionach. Nie drgnęła, co oznaczało, że już dawno wyczuła jego obecność.
- Nadal tak bardzo lubisz zachodzić mnie po cichu od tyłu? - zapytała z subtelną drwiną, a kąciki jej ust zadygotały wesoło. Gazeta, którą trzymała w dłoni, zatoczyła łuk, lądując w trzaskającym ogniu, żarłocznie pochłaniającym suchy papier.
Przykucnął obok niej bezszelestnie.
- Dziś lubię to szczególnie - szepnął, cały uśmiechnięty, niby przypadkiem muskając ustami płatek jej ucha. Poczuł, jak zadrżała pod jego dotykiem. - Co tu robisz? Odprawiasz okultystyczne rytuały z ogniem?
Wzruszyła ramionami, zwracając ku niemu górną połowę ciała.
- Nie, próbuję tylko zająć czymś uwagę. Bezskutecznie - wyznała wreszcie i zacisnęła wargi. W jej oczach widniała troska. - Harry na pewno nie da się przekonać do porzucenia tego wariackiego planu, mam rację?
Wykrzywił usta w zamyśleniu, automatycznie sięgając po drobną, spoczywającą swobodnie na kolanach dłoń Ginny.
- Z pewnością nie znam go tak dobrze jak ty - zauważył. - Ale, na ile potrafię go ocenić, to nie, nie zrezygnuje.
- I co zrobimy? - Ginny zmarszczyła czoło.
- A jak myślisz? - Blaise uniósł brew. - Oczywiście pójdziemy razem z nim.
Zmrużonymi oczami wpartywała się w jego twarz, jakby chcąc w niej coś odnaleźć.
- Nie sprawiał wrażenia, że chce, abyśmy z nim poszli.
Uśmiechnął się lekko i złożył delikatny pocałunek na zimnej ręce dziewczyny.
- A my nie sprawiamy wrażenia takich, którzy spytają go o zdanie.

***

Minęło sporo czasu, odkąd ostatni raz widział Thomasa Avery'ego. Osiem, może dziewięć lat. Śmierciożerca zdążył się mocno postarzeć. Liczne siwe pasma przecinały jego ciemne włosy. W jasnych oczach migotał cień niepewności, który zdawał się w ogóle do niego nie pasować.
Blaise cicho wypuścił powietrze przez nos.
- Upierasz się więc przy swoim zamiarze. - Nie zabrzmiało to jak pytanie, lecz jak stwierdzenie. - Dlaczego już teraz zażyłeś eliksir wielosokowy?
Harry niespiesznie odwrócił się do wysokiego lustra na ścianie i krytycznym wzrokiem zmierzył widoczne w nim odbicie.
- Chcę mieć dosyć czasu na przyzwyczajenie się do tego ciała - wyjaśnił powoli, krzywiąc twarz. W jego głosie pobrzmiewało coś pogardliwego.
Na kilka sekund między nimi zapanowała cisza. Uważny wzrok Zabiniego powędrował wzdłuż szczupłej sylwetki Avery'ego.
- Jak ci się udało go w ogóle przekonać, żeby zdradził położenie kryjówki? - odezwał się po chwili, z trudem ukrywając ciekawość. Dumbledore poskąpił im bliższych szczegółów w trakcie niedawnej kolacji.
Były Gryfon zapatrzył się w przestrzeń. Z jakiejś przyczyny odpowiedź nie przychodziła mu łatwo.
- Zagroziłem, że skrzywdzę Pandorę.
Wyznanie to zaskoczyło Blaise'a w dziwny sposób: odkryło bowiem przed nim zimnego, wyrachowanego Harry'ego, którego do tej pory nie znał.
- A zrobiłbyś to, gdyby nadal milczał?
Harry obrócił się ku niemu gwałtownie. Jego oczy rozbłysły gniewem.
- Naprawdę ci się wydaje, że byłbym do tego zdolny? Do cholery, Zabini, zazwyczaj należę do tych dobrych!
Blaise z wysiłkiem powstrzymał cisnący mu się na usta uśmieszek.
- Jeśli chodzi o tych złych, to zwykle można założyć, że to, co robią, przeważnie bywa tak samo złe - wyjaśnił rozbawionym tonem. - To ci dobrzy bywają nieobliczalni.
- Czy to właśnie z tego powodu nie umiałeś opowiedzieć się po żadnej ze stron? - Niski głos aurora, nie będący jego własnym, brzmiał jadowicie.
Tym razem nie udało mu się stłumić uśmiechu.
- Od zawsze preferowałem miejsce pomiędzy krzesłami - odparł swobodnie, mierząc wzrokiem twarz Avery'ego, oszpeconą raną na lewym policzku. - Kto właściwie zdradził ciemnej stronie informacje uzyskane w ministerstwie? I, przede wszystkim, jak?
Harry przeszedł nieco sztywnym krokiem do okna i wyjrzał w rozciągający się za nim mętny mrok.
- Pandora była szpiegiem - zaczął cicho, delikatnie przesuwając palcami po parapecie z ciemnego marmuru. - Dedalusowi nie udało się przejrzeć jej kamuflażu. Przez cały czas nosił ją tam i z powrotem między swoim domem a ministerstwem. Mieszkał na wsi, w Essex. Pandora musiała wymykać się nocą z jego mieszkania i spotykać w gdzieś w pobliżu z ojcem, który następnie przekazywał zdobyte wiadomości Voldemortowi. - Spojrzał na Blaise'a przenikliwie. - Ostatniej nocy Avery czekał na Pandorę w ogrodzie Dedalusa. Dlatego wpadł prosto w zasadzkę Dumbledore'a, Remusa i Hestii.
Zabini patrzył na niego w milczeniu przez dłuższy czas. Niezwykłe było oglądanie tylu różnych emocji, odbijających się w oczach Avery'ego. Po raz pierwszy naprawdę uświadomił sobie, co to wszystko musiało znaczyć dla Harry'ego. Pandora i Avery zdradzili go, przyczyniając się do tego, że został złapany, poddany torturom i zgwałcony. Jak mógł czuć się teraz, gdy ujęto sprawców tych zdarzeń?
Wykonał niejasny gest dłonią, odnoszący się do wszystkiego: zniknięcia Dracona, planu Harry'ego, eliksiru wielosokowego.
- Robisz to tylko z zemsty? - zapytał głosem dziwnie beznamiętnym.
Młody auror parsknął pod nosem. Długie, ciemne pasmo włosów Avery'ego opadło mu na czoło. Ponownie odwrócił się do lustra i zapatrzył w obcą twarz.
- Myślałem, że poczuję satysfakcję, gdy zobaczę strach i mękę w ich oczach. - Słowa z trudem przechodziły mu przez usta. Zaciśnięte szczęki uwydatniły zarys kości. - Albo i ulgę. Być może tryumf. Ale nic takiego nie nastąpiło. Nie czułem zupełnie niczego. - Jego lustrzane odbicie wbiło wzrok w oczy Blaise'a. - Jeśli tam pójdę, to zrobię to tylko dla Dracona. - Potrząsnął głową, dziwnie spięty, tak jakby to nagłe wyznanie sprawiało mu trudność.
Słowa Harry'ego trafiły Zabiniego silniej, niż chciałby się do tego przyznać. Nawet jeśli nie byli przyjaciółmi i pewnie nigdy nimi nie zostaną, nie potrafił obronić się przed ogarniającą go falą lekkiej sympatii. Zanim zdążył pomyśleć, co robi, zbliżył się do Pottera, łagodnie dotykając pięścią jego pleców.
- Trzymaj się możliwie prosto - mruknął, analizując postawę Harry'ego spod przymrużonych powiek, odruchowo naciskając mu na kręgosłup. - A przede wszystkim głowę. Avery nigdy nie spuszcza wzroku, chyba że staje przed samym Czarnym Panem. - Niespiesznie cofnął się o krok, nie zdejmując spojrzenia z aurora. - Nie zna współczucia ani litości. Miejsce, w które go trafiłeś, jest przypuszczalnie jedynym podatnym na zranienie. - Zmarszczył czoło w zamyśleniu, wyszkując w pamięci kolejnych, ważnych szczegółów. - Swego czasu miał słabość do Narcyzy Malfoy. Wielbił ją i nie ukrywał tego faktu. Możliwe, że uda ci się dzięki temu łatwiej do niej dotrzeć.
Oczy Harry'ego rozszerzały się coraz bardziej, w miarę tego, jak Blaise kontynuował.
- Znasz Avery'ego? - zapytał, wstrzymując oddech.
Zabini westchnął i lekko wzruszył ramionami.
- Był jednym z tych, którzy uniknęli Azkabanu po upadku Voldemorta, ponieważ udało im się przekonać Wizengamot, że działali pod wpływem Imperiusa. Przez jakiś czas miał sporo do czynienia z moim ojcem, robili razem interesy. Bywał u nas często. Ale uwierz mi, nigdy nie nazwałbym jego towarzystwa miłym. - Rysy Harry'ego stwardniały na dźwięk ostatnich słów. Blaise'owi nietrudno było wyobrazić sobie, co działo się w jego głowie. Zacisnął usta. - Uważaj na siebie i wyciągnij stamtąd Dracona w jednym kawałku - powiedział stanowczym tonem. - Nawet jeśli szanse powodzenia stoją jeden do tysiąca. Zadbamy o to, byście mieli wolną drogę odwrotu.
Potter wpatrzył się w podłogę, najwyraźniej zbyt otępiały, by zaprotestować.
- Dlaczego to robisz? - zapytał. - Dlaczego nam pomagasz?
Spodziewał się tego pytania, dlatego z łatwościł udzielił Harry'emu odpowiedzi.
- Gdy znajdziesz się już w tym gnieździe węży, to wtedy każde z nas będzie miało tam przynajmniej jedną osobę, na której mu bardzo zależy - wytłumaczył łagodnie. - A ja nie stanowię wyjątku. Poza tym z pewnością nie chcę patrzeć na łzy Ginny. - Czuł na plecach pałający wzrok Harry'ego, gdy, odwróciwszy się, podążył do drzwi. Na progu ostatni raz spojrzał za siebie. - Powodzenia - powiedział zwięźle. A potem dodał coś, co przyszło mu nieskończenie ciężko: - Jesteś odważnym facetem, Potter.

Czarne Zwierciadło [DRARRY]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz