Rozdział dziewiąty

5.4K 458 82
                                    

Uspokój się, me serce, uspokój swój rytm.
Nie obawiaj się choć raz w życiu.
Nie udaję, że cię kocham
i tym razem się ciebie nie boję
(Wolfsheim, „Once In A Lifetime")

Rozdział dziewiąty

Czy widzisz to samo, co ja?
I czy też nie pozwala ci to zasnąć?

Po tym, jak Draco uciekł od stołu i zniknął w głębi domu, pogrążony w zadumie Harry zaczął zbierać naczynia i zanosić je do kuchni. W efekcie natychmiast zjawił się Paddy, skrzat domowy, energicznie protestujący przeciwko takim działaniom. Bezskutecznie, gdyż Harry nie dał się zbić z tropu, bo dobrze znane mu rutynowe czynności ze świata mugoli pomagały ochłonąć i pozbierać myśli.
Nadal nie mógł zrozumieć, dlaczego Draco tak spokojnie zareagował na jego szczerość. Właściwie sam nie miał pojęcia, z jaką reakcją się liczył, z pewnością jednak nie z taką. Wyglądało na to, że Malfoy nie uważał go za kompletnego zboczeńca o chorym umyśle, co sprawiło mu jakąś dziwną ulgę.
Podnosząc z ziemi szczątki rozbitej filiżanki ponownie zastanowił się nad tym, co właśnie przemilczał były Ślizgon. Co takiego sprawiło, że otchłań pod hogwarcką wieżą północną była łatwiejszym wyborem niż otwarte wyznanie?
Wrzucił skorupy do kosza na odpadki, po czym przez chwilę niepewnie postał w kuchni, słuchając cichego tykania zegara z kukułką. Nie miał nic do roboty. A przecież Dumbledore wspominał, że powinien wspierać Zakon poza frontem jego działań. Gdzież więc podziewały się obiecane mu zadania?
Przez moment zastanawiał się, czy nie wrócić do swego pokoju, jednak, gdy był już w korytarzu na piętrze, rozmyślił się. Nadszedł czas, aby przeprowadzić dokładniejszą inspekcję domu. Miękki dywan tłumił echo jego kroków. Wszystko zdawało mu się takie odmienne niż wówczas, na początku piątego roku nauki, gdy spędzał tu resztę wakacji. Nie potrafił teraz określić, czy niektóre z mijanych drzwi były nowe, czy też znajdowały się tu już od dawna.
Bezszelestnie prześlizgnął się obok pokoju, zamieszkiwanego przez Dracona. Nie dobiegał stamtąd żaden dźwięk. Ciemny korytarz wypełniała niemal zastraszająca cisza. I nic poza sąsiadującymi ze sobą ciężkimi, dębowymi drzwiami.
Jedna z głupawych dziecięcych wyliczanek, która pojawiła się nagle w jego umyśle, zadecydowała, którą klamkę nacisnął pierwszą. Jękliwy pisk ostrożnie otwieranych drzwi wypełnił mu uszy, a w twarz uderzyła ostra woń skóry i starego papieru. Rozejrzał się zdziwiony. W pomieszczeniu znajdowała się biblioteka: jego oczom ukazały się spiętrzone, niezliczone półki wypełnione księgami.
Czy była tu od zawsze? Pytanie to dręczyło go nadal, gdy z ciekawością zapuszczał się w głąb pomieszczenia. Wędrował spojrzeniem po tytułach woluminów, stwierdzając ze zdumieniem, że nie były to księgi czarodziejskie, ale zwykła mugolska literatura. Co to mogło oznaczać?
Na chybił trafił sięgnął do stojącego najbliżej regału i wyjął powieść fantastyczną H.G. Wellsa, delikatnie zdmuchując z okładki cienką powłokę kurzu. Nigdy dużo nie czytał. Wuj Vernon i ciotka Petunia nie posiadali wielu książek. Później, gdy przygotowywał się i trenował do zawodu aurora, nie miał kiedy poświęcić się lekturze. Teraz jednak każda metoda zabicia czasu wydała mu się dobra, zanim Dumbledore nie zdecyduje się wreszcie go stąd wyciągnąć.
Jaskrawy blask słońca oślepił go na chwilę, gdy z książką pod pachą wyszedł przed dom na taras. Na pewno nie wytrzyma tu długo, wystawiony na działanie palących promieni. Szukającym spojrzeniem ogarnął ogród, po czym wolnym krokiem pokonał strome stopnie, z zamiarem znalezienia sobie jakiegoś przytulnego miejsca w cieniu jednego z drzew.
Nie musiał iść daleko, by dotrzeć do jeziora, które okazało się być większe, niż się spodziewał. W dole, na drobnym piasku plaży, pod starym, purpurowym bukiem stał Malfoy, nieruchomy jak posąg i wpatrzony w drobne fale na powierzchni wody. Dłonie trzymał wbite głęboko w kieszenie spodni i zdawał się nie zauważyć obecności Harry'ego. Rękawy jego koszuli były wysoko podwinięte i po raz pierwszy Harry mógł w całej okazałości ujrzeć Mroczny Znak na jego lewym przedramieniu.
Niemalże nie mógł oderwać od niego wzroku. Symbol Czarnego Pana zdawał się go hipnotyzować. Ciemne linie odcinały się wręcz nieprzyzwoitym kontrastem od jasnej skóry. Na kilka sekund rzeczywistość rozmazała mu się przed oczyma. A potem Malfoy drgnął mocno i odwrócił się w jego stronę.

Czarne Zwierciadło [DRARRY]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz