#Wojtek
Termin drugiego meczu fazy grupowej na Euro, zbliża się wielkimi krokami. Niestety, moje zderzenie z Łukaszem podczas meczu z Irlandią, zaowocowało w poważną kontuzję, i nie stanę na bramce. Nie czuję się z tym dobrze, bo mam wrażenie, że zawiodłem drużynę i kibiców. Zawiodłem sam siebie. Jestem bezsilny, ale będę wspierał chłopaków i pomagał trenerowi, żeby na coś się przydać. Najdziwniejsze jest to, że Piszczu czuje się bardzo dobrze... No cóż, kontuzja nie wybiera.
Viola nadal się do mnie nie odzywa, chociaż próbowałem nawiązać z nią kontakt. Sądzę, że jej nagłe zniknięcie, miało związek z naszą kłótnią, ale blondynka nic nie chce nikomu powiedzieć, tłumacząc, że zrobiła to, bo poniosły ją nerwy. Podejrzewam, że to wszystko ma drugie dno, i chodzi tu o coś poważniejszego. Próbowałem podpytać Krychę, ale ten nic nie wie, a Kasia zbyła mnie jednym "Nie ma czasu, spierdalaj". Ona też jest na mnie zła, że obraziłem Vi.
- Co tam stary? - nagle gdzieś z tyłu pojawił się Grzesiek, klepiąc mnie w plecy.
- Myślę sobie. - Krychowiak był moim przyjacielem, więc nie było sensu kłamać. Zauważyłem zdziwienie na twarzy piłkarza. W myślach przestudiowałem pod różnym kątem moją odpowiedź, sprawdzając, czy powiedziałem coś nie tak, ale niczego takiego sobie nie przypominałem. Może powiedziałem zupełnie co innego niż sądziłem, że powiedziałem?
- Od kiedy Ty myślisz? - zapytał piskliwym głosikiem. Przewróciłem oczami, przyśpieszając, żeby zostawić bruneta w tyle. Nie wiem dlaczego mnie to zirytowało, w końcu to Krycha, i po nim mogłem się czegoś takiego spodziewać. Po nim i po Violi. W takich momentach jak ten, widać było u nich rodzinne podobieństwo. W ich wypadku nie polega on na wyglądzie, tylko właśnie na charakterze, poczuciu humoru, sposobie bycia. Jeśli patrzyć pod kątem wzrokowym, nigdy nie powiedziałbym, że są rodziną, ale jeśli wziąć pod uwagę ich zachowanie, to tak, zdecydowanie rodzinka. Powiem więcej, jak brat i siostra, tacy bliźniaki.
- No ej, obraziłeś się, czy co? - nie doceniłem możliwości przyjaciela, i już po chwili szliśmy łeb w łeb, korytarzem do stołówki. Westchnąłem i wbiłem wzrok z buty. Nie chciałem przyznawać się do tego, że nie wiem jak to wszystko naprawić. Zawaliłem po całości, ale nie chciałbym stracić Violetty.
- Myślę o Violi. - powiedziałem to tak cicho, że miałem nadzieję, iż Krychowiak tego nie usłyszy. Myliłem się jednak również co do słuchu mojego przyjaciela. Krycha był jak sokół. Nie koniecznie tak bystry ja ptak, ale miał wyczulone zmysły.
- I co ciekawego wymyśliłeś? - ton piłkarza pozostawał beztroski, ale jego spojrzenie wskazywało ogromne skupienie i troskę. Widziałem ten wzrok już nie raz. Zawsze tak patrzył na Violę. Skupiał na niej całą uwagę. Opiekował się nią. Na kilometr widać było, że jest dla niego ważna.
- Chciałbym to wszystko naprawić. Tylko nie wiem jak. - zbliżaliśmy się powoli do wejścia na stołówkę. Nadal gapiłem się w czubki moich adidasów, bojąc się spojrzeć przyjacielowi w oczy, żeby nie zobaczył w nich tej rozpaczy, która się tam rozprzestrzeniała.
Weszliśmy na salę, gdzie znajdowała się już ponad połowa kadry. Ona też tam była. Siedziała przy stoliku z Lewandowskimi, i śmiała się z nieśmiesznych żartów Roberta. Ubrana w jeansy i czarny sweter, białe włosy miała przerzucone na jedno ramię. Wyglądała pięknie. Zawsze taka była. Silna, ale delikatna. Wesoła, ale smutna.
- Korzenia puściłeś, czy jak? - zaśmiał się Krycha, omijając mnie. Ocknąłem się z transu, w jaki wprowadził mnie widok młodej, i ruszyłem za przyjacielem. Po odebraniu jakże ciekawego dania z przepisu Ani, nadal depcząc Krychowiakowi po piętach, wyruszyliśmy na poszukiwanie stolika. Niespodziewanie Grzesiek zatrzymał się, przez co omal na niego nie wpadłem. Krychowiak usiadł na jednym z dwóch wolnych krzeseł, witając się z obecnymi przy stole. Uniosłem głowę, napotykając lodowate spojrzenie niebieskich oczu blondynki. Gdy nasze spojrzenia skrzyżowały się, dziewczyna szybko odwróciła wzrok, ponownie skupiając go na swoim talerzu.
- Wojtek dobrze się czujesz? - dobiegł do mnie zatroskany głos Ani. Nie wiem ile czasu tam stałem, tępo wgapiając się w Violettę, ale gdy ponownie wróciłem do świata żywych, jej juz tam nie było.
Usiadłem na miejscu Zimmermann, posyłając obecnym przy stole przepraszające spojrzenie. Skupiłem się na "dobrym daniu", sponsorowanym przez Lewandowską, i uprzejmie potakiwałem, gdy zadano mi jakieś pytania. Ciągle myślałem nad sposobem naprawienia wszystkiego, ale nic nie przychodziło mi do głowy. Im dłużej tak myślalem, tym bardziej odpływałem. W pewnym momencie przestałem cokolwiek słyszeć. W głowie cały czas widziałem Violę. Odgłosy naszej ostatniej rozmowy huczały mi w głowie, a przed oczami ciągle miałem jej spojrzenie... To pełne bólu, i te lodowate.
- Wojtek? Halo Wojtek? Ziemia do Szczeny! - wzdrygnąłem się, słysząc wkurzony głos Lewego. Nie mam pojęcia, ile razy on mnie wołał, i w sumie mało mnie to obchodziło.
- Zwiecha życiowa. - skwitował moją "nieobecność" Krychowiak. Wstałem od stołu, nie odzywając się do nikogo, i w milczeniu odniosłem nietknięty obiad, po czym wyszedłem ze stołówki. Miałem zamiar od razu iść do pokoju, i myśleć nad moim kretynizmem. Ruszyłem do windy, gdzyż byłem zbyt leniwy, aby poruszać się schodami. Nacisnąłem czerwony guziczek, i już po chwili, metalowe wrota stały przede mną otworem.
Gdy miałem nacisnąć guzik z numerem jeden, czyjaś smukła ręka wsunęła się w szparę w drzwiach, i te ponownie się otworzyły. Do środka, z totalnie obojętną miną, weszła Violetta. Bez słowa nacisnęła guzik z jedynką i oparła się o ścianę, nie obdarzając mnie nawet małym sporzeniem. Próbowałem zachować spokój, ale trudno było mi się kontrolować. Była taka piękna, tak blisko mnie. Dosłownie na wyciągnięcie ręki. Ja jednak nie mogłem jej dotknąć, bo jak zwykle wszystko spieprzyłem.
Nagle zgasło światło. A potem winda stanęła.
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Cześć i czołem! :)
Dziś trochę przemyśleń Wojtka :)
Jak wam się podobał rozdział?
Dziękuję i do następnego :*
CZYTASZ
Gówniara | Wojtek Szczęsny ✔
FanfictionNigdy nie baw się uczuciami innych, bo przyjdzie czas, że ktoś zabawi się Twoimi uczuciami, i nie będzie Ci już do śmiechu...