#Viola
Z zaskoczenia potknęłam się o własne nogi, i mało brakowało, a wylądowałabym na podłodze, w spowitej ciemnością windzie. Serce zabiło mi szybciej, kiedy zdałam sobie sprawę, że jestem uwięziona z Wojtkiem, sam na sam w małej, ciemniej przestrzeni. I wcale nie było mi do śmiechu. Szczerze przyznam, że zaczynałam się bać. Nie dlatego, że bałam się ciemności, czy miałam klaustrofobię, bo nie miałam. Niepokoiła mnie obecność bramkarza, i moje własne zachowanie w jego obecności.
- Co jest do cholery? - odblokowałam telefon, włączając latarkę. Miałam zamiar zadzwonić do kogoś po pomoc, ale jak na złość, akurat w miejscu gdzie się znajdowałam musiało zabraknąć zasięgu.
- Winda się zatrzymała. Coś musiało się zepsuć. - podskoczyłam na dźwięk głosu Wojtka, który rozległ się echem po pomieszczeniu.
- No co Ty? Nie zauważyłam. - odowiedziałam zgryźliwie, ostrożnie przeszuwając się na przód, w poszukiwaniu tej magicznej kreseczki, łączącej mnie z cywilizajcą.
- Jesteśmy między piętrami, tu nie ma zasięgu. - po raz kolejny Szczęsny wygłosił swoją mądrą przemowę. Poświeciłam na niego latarką, chcąc sprawdzić czy on zamierza coś zrobić, czy będzie tak stał i czekał na cud. Szatyn zmrużył oczy, pod wpływem snopu światła i usiadł na ziemi, krzyżyjąc nogi w kolanach. Uniosłam brwi, posyłając mu wściekłe spojrzenie. Wojtek wzruszył ramionami, i wygodnie (jeżeli można mówić o wygodzie w hotelowej windzie) oparł się plecami o ścianę. Postałam tak jeszcze chwilę, rozważając wszystkie za i przeciw, po czym usiadłam naprzeciwko bruneta. Czułam się niezręcznie, gdy Wojciech uparcie wpatrywał się w moją twarz, tak samo jak robił to podczas obiadu, więc spuściłam wzrok, zaczynając bawić się palcami. Chłopak nie zrozumiał mojej aluzji, a ja nie miałam gdzie uciec, tak jak zrobiłam to w stołówce. Moje policzki stopniowo przybierały czerwony kolor, a myśl, że Szczęsny to wszystko widzi, wcale mi nie pomagała. Zgasiłam nasze źródło światła, ponownie pogrążając pomieszczenie w morku. Nadal odczuwałam przewiercające mnie na wylot spojrzenie Szczeny, jednak cieszyłam się, że on nie widzi już moich rumieńców. Nastała nieprzyjemna cisza, którą przerywały jedynie nasze ciche oddechy.
- Przepraszam. - ponownie podskoczyłam na dźwięk jego głosu. Powinnam się bardziej kontrolować. Spojrzałam na zarys sylwetki chłopaka. Siedział przygarbiony, ze skrzyżowanymi nogami, i spuszczoną głową.
- Za co?- niby wiedziałam, o co może chodzić Szczęsnemu, ale wolałam się jeszcze raz przekonać, że zrozumiał co zrobił nie tak.
- Za to, że nazwałem Cię gówniarą. - wyszeptał zdławionym głosem. Jednak coś do niego dotarło. Nie mogłam się powstrzymać, i przywróciłam nam światło, żeby zobaczyć minę bramkarza. Siedział tam sobie taki smutny, samotny, rozżalony. Chciałam podejść do niego i go przytulić, powiedzieć, że się nie gniewam, chociaż tak bardzo mnie zranił, zapewnić, że wszystko jest w porządku, że zawsze przy nim będę.
- W porządku. - to brzmiało tak banalnie, ale były to jedyne słowa na jakie w tej chwili mogłam się zdobyć. Byłam z siebie dumna, że nie rzuciłam się chłopakowi na szyję, prosząc abyśmy już na zawsze byli razem, tylko zachowałam całkowity poker face, a jedynym gestem jaki wykonałam, było leciutkie skinienie głową.
- Czyli między nami wszystko okay?! - rozpromienił się uradowany, i podniósł się na równe nogi. Poszułam ukłucie w sercu, że zaraz będę musiała zabrać mu ten jego promienny uśmiech.
- Nie dokońca. - po wypowiedzeniu przeze mnie tych słów, mina chłopaka zrzedła, i ten ponownie oparł się o ścianę, ale nie usiadł, tylko przyglądał się swoim czubkom butów.
- O co chodzi? - westchnął, ale nadal nie podniósł na mnie wzroku. Zastanawiałam się nad odpowiedzią przez dłuższą chwilę, co nie umknęło uwadze piłkarza, gdyż zaciekawiony moim milczeniem w końcu podniósł na mnie wzrok.
- Nie dam Ci mojego zaufania w pakiecie startowym, musisz sobie sam na nie zapracować. - kiedy patrzyłam tak w jego szare oczy, odpowiedź przyszła o wiele szybciej, niż kiedy nie mieliśmy konaktu wzrokowego.
- Dziękuję. - wyszeptał Szczęsny, mocno mnie to siebie przytulając. Nie byłam przygotowana na taki gest, nie lubię gdy ktoś dotyka mnie tak nagle, bez uprzedzenia, lecz po chwili niezdarnie poklepałam Wojtka po plecach, jednocześnie modląc się, aby przestał, to naprawdę było bardzo krępujące dla mnie.
Po krótkiej chwili, która dla mnie trwała wieczność, jak nie dłużej, bramkarz w końcu wypuścił mnie z objęć, i usiadł na swoim starym miejscu, teraz już jednak w o niebo lepszym humorze, niż jeszcze 10 minut temu. Włączyłam latarkę, ignorując powiadomienie o małej mocy baterii, po czym zaczęłam otwarcie przyglądać się Szczęsnemu. Brązowe włosy zaczesane na żel, klubowy dres, ten sam olśniewający uśmiech i przewiercające duszę na wylot, stalowo szare oczy. Wyglądał zwyczajnie, jak każdego dnia, jednak dziś emanowała od niego tak pozytywna enegria, że nawet mi udzielił się jego uśmiech.
Siedzieliśmy tak dłuższą chwilę, w ciszy przyglądając się sobie nawzajem. Bez skrępowania, bez zbędnych słów czy gestów, studiowaliśmy nasze twarze. Po raz pierwszy nie przeszkadzało mi takie nic nie robienie. Z Wojtkiem wszystko, nawet tępe gapienie się na siebie w ciemnej windzie, było magiczne i niezapomniane.
Idealną ciszę przerwał dzwonek mojego telefonu. Odebrałam nie patrząc na wyświetlacz.
- VIOLETTA GDZIE TY SIĘ PODZIEWASZ?! - rozległ się w słuchawce wściekły głos Krychy.
- Siedzę w windzie. - próbowałam się nie zaśmiać, jednocześnie włączając tryb głośnomówiący.
- JAK TO W WINDZIE?! CO TY TAM ROBISZ?! Z KIM TY TAM JESTEŚ?! - zasypywał mnie pytaniami kuzyn. Szczęsny parsknął niekontrolowanym śmiechem, na co zgromiłam go wzrokiem. Szatyn zasłonił usta dłonią, tłumiąc kolejny napad chichotu.
- Normalnie, w windzie. Siedzę sobie ze Szczeną. - próbowałam zachować kamienną twarz, ale było to niemożliwe, zważywaszy na zachowanie Wojtka, który turlał się po pdłodze, jedną ręką trzymając się za brzuch, a durgą przyciskając do ust.
- CO WY ROBICIE W WINDZIE?! - mogłam sobie wyobrazić jak Grzesiek biega w kółko, krzycząc do telefonu.
- No przecież mówię, że siedzimy. - zachichotałam pod nosem, wyobrażając sobie jak Krycha wywraca oczami.
- Muszę kończyć, Szczęsny się dusi! - rozłączyłam się, nie czekając na odpowiedź, gdyż bramkarz był już czerwony na twarzy, i starał się złapać powietrze. Odrzuciłam telefon na bok i sama zaczęłam śmiać się jak głupia, turlając się po zimnej podłodze.
Nie zauważyłam, że w windzie na nowo pali się światło. Mieliśmy totalną głupawkę, a łzy zamazywały mi pole widzenia. Nagle rozległ się charakterystyczny dzwonek, i drzwi windy stanęły otworem. W progu z szeroko otwartymi oczami stali wujek Adam i Robert Lewandowski. Ponownie parsknęłam śmiechem, na widok ich min. Szczęsny próbował się podnieść z podłogi, lecz marnie mu to wychodziło, gdyż sam cały czas śmiał się jak opętany.
- Czy chcemy wiedzieć, co tu się wydarzyło? - zapytał mnie wujek. Pokręciłam przecząco głową, podniosłam z podłogi telefon, przy czym się prawie nie wywróciłam, i ciągnąc Szczęsnego za rękę, pomaszerowałam do naszego pokoju, co chwilę przystając i łapiąc się za brzuch, z powodu niekontrolowanej wesołości.
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Witam, witam! :)
Jak wam się podobał rozdział? :)
Chcecie jeszcze więcej Krychy?
Dziękuję i do następnego :***
CZYTASZ
Gówniara | Wojtek Szczęsny ✔
FanfictionNigdy nie baw się uczuciami innych, bo przyjdzie czas, że ktoś zabawi się Twoimi uczuciami, i nie będzie Ci już do śmiechu...