VII

484 66 5
                                    

Wind

Od tygodnia stoję cały czas w boksie. Choć cały czas podrzucają mi smakołyki i świeżą trawę, nie czuję się dobrze. A wręcz przeciwnie. Wolałbym już nawet ćwiczenia z Caroline i bieganie po wybiegu z innymi końmi. Oprócz mnie są tu jeszcze dwa: wiekowy Samson i półtoraroczna Fabienne. Nigdy ich nie wiedziałem, więc byłem ciekaw ich historii. Wyglądały mniej więcej tak:
Samson był 23 letnim wałachem, całe życie spędził na tej stadninie, pomagając w pracach polowych. Potem chodził w bryczce, biorąc udział w różnych pokazach. Starsze lata spędzał na zasłużonej emeryturze, na łąkach. Jednak niedawno jego nogi odmówiły posłuszeństwa i teraz podtrzymywały go specjalne pasy.
-A teraz czekam na handlarza. Nie mam żalu do właścicieli. Moje nogi już nigdy nie uniosą mojego ciężaru. Jeśli chcieliby mnie zostawić do naturalnego końca życia, wyglądałoby tak jak teraz. A to naprawdę...nieciekawe.
Cóż...W pewnym stopniu go rozumiem. Takie życie... to nie życie.
Natomiast Fabienne:
Była półtoraroczną klaczą arabską. Jej maść była biała. Historię miała podobną do mojej. Ludzie szkolili ją do wyścigów. Jednak nie osiągała zadowalających wyników, pomimo ćwiczeń i pracy. Jej marzeniem były skoki. Kochała wysokie przeszkody. Ludzie jednak widzieli ją tylko w wyścigach. A że nie znaleźli na nią kupca za cenę jakiej oczekiwali, postanowili sprzedać ją handlarzowi.
Oczywiście te decyzje podejmował Jack. Jej akurat było mi żal. Nie zasługiwała na taki koniec. Była silną i zdrową klaczą. Mogła trafić na dobrych i kochających ludzi.
Na dworze było już ciemno. Zapewne już po północy. Nagle do naszej stajni ktoś wszedł.

Tak jak informowałam w innej książce, odwieszam to opowiadanie. Mam nadzieję, że będziecie je czytać. Rozdziały nie będą pojawiać się codziennie, chyba że znajdą się jego fani, którym będzie na tym zależeć.

Na grzbiecie wiatru. Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz