XX

384 51 1
                                    

Mia

Około 20:00 usłyszałam pukanie do drzwi. Nie odpowiedziałam, byłam zła. Leżałam na łóżku, tyłem do drzwi. Jednak one się uchyliły. Do pokoju ktoś wszedł.
-Mia? Możemy porozmawiać?-to był głos...Pana Stanley'a!
Wstałam szybko z łóżka.
-Dobry wieczór! Co Pan tu robi?-zapytałam, ale na szczęście, mój gość nie odebrał tego źle.
-Przyszedłem porozmawiać z Twoją mamą. Tom mi wszystko powiedział. Chodź na dół.
Poszłam za nim. Usiedliśmy w kuchni przy stole. Była tam też mama.
-A więc tak...-zaczął starszy Pan.-Nikt na Was nie naśle policji, ani nikogo takiego. To już powiedziałem Twojej mamie. O to jest spokojna. Teraz sprawdzimy twoje oceny i obecności.
Mama otworzyła na laptopie Internetowy dziennik. Oceny były nienaganne, nawet matma dosyć dobrze mi szła. Dzięki Caroline.
-Jak na moje oko, to jest co najmniej dobrze. A Pani co o tym myśli?
-No cóż... Z tym muszę się zgodzić.-przyznała mama.
-A więc moja propozycja jest taka. Po szkole biegniesz do domu, uczysz się i odrabiasz lekcje, a jak starczy czasu, przyjeżdżasz do nas. Jeśli tego czasu nie będziesz miała, Tom zajmie się treningiem Winda. Oczywiście na zawodach Ty na nim pojedziesz.
-Ale ja nie potrafię skakać...-zasmuciłam się.
-Jeśli nie będziesz miała czasu w tygodniu, nadrobicie to w weekend. Widziałem jak Tom dziś na nim jeździ. Koń bardzo to lubi i myślę, że dasz radę się nauczyć na czas. Co Pani na to?-zwrócił się do mamy.
-No cóż... jeśli Pan tak mówi... Jak ona radzi sobie z końmi? No i tym jej ulubionym...
-Dziewczyna naprawdę ma talent do jazdy i świetnie się dogaduje ze zwierzętami. Jak na początkującą, bardzo dobrze.
-A więc... Niech będzie. Zgadzam się.
Zaczęłam piszczeć ze szczęścia. Rzuciłam się mamie na szyję, a potem panu Stanley'owi. Byłam bardzo szczęśliwa.

Wind

Tego dnia trenowałem tylko z Tomem. Nie widziałem nigdzie Mii. Martwiłem się. Codziennie przychodziła do mnie. Z chłopakiem zacząłem trenować już do zawodów, czyli skoki. Może nie jestem takim ich fanem jak Fabienne, ale podobało mi się. Zaliczyłem kilka zrzutek, ale robiłem postępy.
Następnego dnia po południu, już z daleka zobaczyłem pędzącą na rowerze Mię. Pobiegłem jej naprzeciw. Ucieszyła się na mój widok. Z resztą ja też. Po powitaniu znów wsiadła na rower i pojechała do stadniny. Po kilku minutach przyszła po mnie w towarzystwie Toma. Dziś to ona uczyła się skakać. Przy pierwszym skoku jak zwykle się stresowała, więc przed samym skokiem zatrzymałem się nagle, a ona poleciała przez przeszkodę na piach. Zrobiłem to specjalnie, ale tak, aby nic jej się nie stało. Na szczęście wyszło idealnie. Dziewczyna podniosła się, rozmasowując lekko obolały bok. Jednak po chwili znów siedziała w siodle. Tym razem pewnie pokonaliśmy pierwszą przeszkodę. Chyba się czegoś nauczyła. Jeździliśmy tak ponad godzinę. Byłem już zmęczony, z resztą Mia też. Odprowadziła mnie do boksu, częstując przy okazji marchewką. Wyczyściła kopyta, pożegnała ze mną i Fab, która też niedawno wróciła z treningu z Caroline. Po czym wyszła ze stajni.

Mia

Treningi były coraz bardziej męczące. Zarówno dla mnie, jak i Winda. Podziękowałam Tomowi i panu Stanley'owi, że wstawili się za mną. Było już ciemno.
-Zostaw rower tutaj, odbierzesz go jutro. Już późno i ciemno. Na pewno jesteś też zmęczona. Odwiozę Cię do domu.-zaproponował Tom.
-Ok. Dzięki.-odpowiedziałam, po chwili sadowiąc się na przednim siedzeniu.
-Serio dobrze sobie radzisz z końmi. A jeśli mówię to ja, to znaczy, że bardzo dobrze.-powiedział, kiedy dojeżdżaliśmy.
-Miło mi. Jeszcze trzy miesiące temu, nie sądziłam, że kiedykolwiek znajdę się w siodle.-po czym zatrzymał samochód przed moim domem.
-Może wejdziesz na chwilę?-zaproponowałam.
-Chętnie, ale innym razem. Dziś uciekaj już do domu. Jest późno, nie chcę, żebyś miała potem kłopoty.
-Ok. No to narka.
-Na razie.
Odjechał z piskiem opon.^^
Uważam ten dzień za bardzo udany.

Na grzbiecie wiatru. Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz