XI

450 54 11
                                    

UWAGA!!!
Drastyczna scena! Nie chcesz-nie czytaj!
Sytuacja nie miała miejsca w rzeczywistości. Prawdą jest jedynie, że podobnego konia trzeba było uśpić. Był stary i naprawdę stał cały czas w boksie na pasach. Jednak został uśpiony i "pochowany"  Na SMĘTAŻU DLA ZWIEŻĄT (nazwa zaczerpnięta przeze mnie i Karolinę z horroru.)
Ok, to tyle. Ostrzegałam.

Mia

TEJ SAMEJ NOCY

Nie wiem, po co ja się zgodziłam na ten szalony pomysł. Na pewno ktoś nas nakryje, albo coś pójdzie nie tak. Na przykład ktoś zginie. A tym kimś będę oczywiście ja. Z takimi myślami wygrzebałam się z ciepłego łóżka i po cichu zaczęłam ubierać. Po cichu wyszłam przez okno, żeby mama nie usłyszała. Jeszcze tylko zabezpieczyłam je, żeby się nie zamknęło. Ruszyłam na koniec sadu. Tam już czekała na mnie Caroline. Razem ruszyłyśmy w kierunku stajni. Na miejscu zauważyłyśmy jakiś samochód z przyczepą dla koni. Pan Jack i jeszcze jeden gruby, mały facet, z trudem prowadzili Samsona w kierunku przyczepy.
-Mówiłaś, że już co sprzedał.-szepnęłam do koleżanki.
-Tak myślałam. Ale słyszałam tylko jak rozmawiali przez telefon, mogłam coś pomylić.-odparła takim samym tonem.
Nagle wielki koń się przewrócił. Mężczyźni daremnie próbowali go podnieść.
-Czekaj Pan.-powiedział ten gruby.-Tak nic nie zdziałamy. Czekaj chwilę.
Po czym poszedł do samochodu. W jego ręku ujrzałam... siekierę.
-Carla? Po co mu to? Co on chce zrobić?-pytałam, choć domyślałam się.
Nie chciałam na to patrzeć, jednak nie mogłam oderwać wzroku od tej sceny.
Mężczyzna podszedł do leżącego zwierzęcia i z całej siły uderzył go tępą stroną narzędzia w łeb. Naprawdę mocno. Nawet z tej odległości widziałyśmy jak u konia wyprostowały się nogi, napinają wszystkie mięśnie, a potem bezwładnie opada na ziemię. W tym momencie odeszłam w krzaki i zwymiotowałam całą kolację. Że łzami w oczach podeszłam do Carli. Przytuliła mnie.
-Nie mogli go po prostu uśpić? Przecież to jedno i to samo.-zapytałam że łzami w oczach.
-Jeśli koń jest przeznaczony na mięso, to nie. Po uśpieniu nie można go jeść. To jest właśnie ta różnica.
Mężczyźni wyprowadzili jakiegoś konia, którego nie znałam. Martwemu koniowi założyli sznury na przednie kopyta. Przywiązali drugi koniec do drugiego i wprowadzili go do przyczepy.
-Na pewno nie może Pan wziąść dzisiaj dwóch koni?
-Panie już mówiłem, że nic z tego. Z tym zrobiłem wyjątek. Zobacz Pan jaka mała przyczepa. Nie zmieściłbym go, choćbym chciał. Po czym zdążyli konia, dopełnili formalności i handlarz odjechał. Jack poszedł do domu. Poczekałyśmy, jak pogasną wszystkie światła i pędem pobiegłyśmy do stajni.

Na grzbiecie wiatru. Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz