WIND
Po akcji, jaką odstawiłem ostatnio-mianowicie całym swym ciężarem stanąłem Jackowi na nogę, długo nie pokazywał się w stajni. Codziennie zajmowała się mną Caroline. Polubiłem ją nawet. Nie była ostra i zła jak ojciec. Powoli przyzwyczajała mnie do ogłowia i wędzidła, które w końcu przestało mi tak bardzo przeszkadzać. Zacząłem pracować na lonży. Nic strasznego-bieganie lub chłodzenie w tę i wewtę (nie wiem,czy dobrze to napisałam-przyp. Autorki). Nie forsowała mnie bardzo. Ćwiczyłem z nią po kilka minut dziennie, stopniowo wydłużając czas. Po kilku dniach zaniechała używania bata. Służył jej tylko jako pomoc. Nigdy mnie nim nie uderzyła. Zauważyłem, że w naszej stadninie pokazuje się coraz więcej młodych ludzi. Siwy Armagedon, z którym byłem zaprzyjaźniony, powiedział mi, iż przychodzą tutaj w ramach ćwiczeń ze szkoły. Był starszy ode mnie i brał udział w lekcjach.
Minął miesiąc. Z rana, zamiast Caroline, do stajni znów przyszedł Jack, w towarzystwie starszego Pana. Był to Stanley, ojciec Jacka. Ostatnio wprowadził się do domu moich właścicieli. Oglądał konie. Widać było, że się na nich zna. Nie wyglądał na takiego, co lubi się znęcać nad zwierzętami. Podszedł do mojego boksu.
-Piękny koń. To ten, który urodził się od dzikiej klaczy?
-Tak. Diabeł jakich mało.
-Znając twoje metody, synu, na pewno. Ale według mnie jest za wysoki na czystego mustanga. Powiedziałbym, że miał pociągowego przodka.
-W stadzie z rezerwatu podobno jest kilka Shire'ów, które uciekły z pokazu 6 lat temu i nie wyłapano ich.-zakończył młodszy z mężczyzn, wyprowadzając mnie z boksu. Zaprowadził mnie na zewnątrz i przyniósł mój worek z narzędziami do czyszczenia. Zaczął czekać moją grzywę, szarpiąc niemiłosiernie. Szarpałem łbem.
-Stój głupie bydlę!-krzyknął.
Po tej czynności, zrobił to samo z ogonem.
"Czy on musi tak szarpać? To jest nie do wytrzymania!"-pomyślałem.
W końcu czyszczenie się skończyło. Poszedłem za nim na wybieg do lonżowania. Starałem się słuchać go, aby nie sprawiał mi już bólu. Szło mi znakomicie, gdy nagle poczułem kłucie w zad. Najprawdopodobniej była to osa. Przestraszony rzuciłem tylnymi nogami.
-Szatan, nie koń!-krzyknął Jack. Potem spadł na mnie grad uderzeń. Na szczęście przebiegła Caroline.
-Tato, co robisz? Zostaw go!-zawołała.-Naprawdę dobrze mi się z nim pracuje. Zostaw go mnie!
-To zwierzę nadaje się tylko na żarcie dla kundli! Za dwa miesiące przyjeżdża handlarz. To duży, ciężki koń. Zwróci mi się jego utrzymanie! Zaprowadź go do stajni. Ma nie wychodzić na łąkę. Będziemy go tuczyć. Im cięższy, tym więcej pieniędzy za niego dostanę!
Dziewczyna odebrała mnie ojcu. Wychodząc zobaczyłem, że przy ogrodzeniu ktoś stoi.

CZYTASZ
Na grzbiecie wiatru.
Short StoryGłównymi bohaterami książki jest 16 letnia Mia, 20 letnia Caroline i kary koń o imieniu Wind. Opowiadanie o miłości do koni i pasji jeździeckiej. Zapraszam do przeczytania.