XXIII

356 43 0
                                    

Wind

Gdy wydostaliśmy się z płonącej stajni, dziewczyna osunęła się na ziemię i straciła przytomność. Stanąłem przy niej i zacząłem głośno rżeć. Niedługo potem zbiegli się ludzie. Caroline odprowadziła mnie do innej stajni. Były tam też inne konie z mojej byłej stajni. Zamknęła mnie w boksie i wybiegła na zewnątrz.

Caroline

Mia uratowała Winda, a on ją. Gdy wybiegłam ze stajni, właśnie przyjechali strażacy, policja i karetka pogotowia. Chwilę potem odjechali ba sygnale, zabierając dziewczynę do szpitala. Nadal była nieprzytomna.

Mia

Budziłam się. Zewsząd słyszałam miarowe pikanie maszyn szpitalnych. Skąd to wiedziałam? Otóż, czułam ten specyficzny zapach szpitalnych detergentów. Otworzyłam oczy. Nade mną pochylała się mama.
-Ilsphłm?-wybełkotałam.
-Co kochanie? Powiedz jeszcze raz. A Ty Caroline, zawołał pielęgniarkę.
-Ile spałam?-zapytałam już normalnie.
-Trzy dni.
-Co z Windem?
-Wszystko w porządku. Jak wyjdziesz, od razu zabiorę Cię do niego.-wymieniła dyskretnie spojrzenia z Carlą, która wróciła z pielęgniarką. Ja jednak to zauważyłam. Czekałam na moment, w którym zostanę z przyjaciółką sam na sam.
Po chwili przyszedł lekarz i zbadał mnie.
-Widzę, że już jest lepiej.
-Kiedy będę mogła wyjść?-zapytałam.
-Jak wszystko będzie w porządku, to za tydzień.-odpowiedział, po czym poszedł do innych pacjentów.
Mama poszła do toalety. Skorzystałam z okazji i wypytałam Carlę:
-Co się stało? Masz mi wszystko powiedzieć.

Caroline

Następnego dnia chciałam szybko oporządzić konie i jechać do szpitala. Kończyłam karmienie, został tylko Wind. Poszłam do jego boksu. Koń leżał na ściółce, cały spocony. Szybko pobiegłam po tatę i dziadka. Zawiadomili weterynarza, który zaraz przyjechał do stajni.
-Nie ma czasu do stracenia. Nie mogę nawet zabrać go do lecznicy. Tutaj podam kroplówkę i leki. Wygląda mi to na kolkę i zatrucie dymem. Nie daję mu większych szans. Ale spróbujemy.-powiedział, po czym zaczął działać.
Ja tymczasem pojechałam do Mii. Na miejscu dowiedziałam się, że jest w ciężkim stanie i nie odzyskała jeszcze przytomności. Pozwolili mi na chwilę do niej wejść. Nie powiedziałam jej nic o stanie Winda.
Po kilku minutach, wyprosili mnie z sali. Wieczorem koniowi się pogorszyło. Weterynarz powiedział, że jeśli do jutra gorączka nie spadnie, trzeba będzie go uśpić. Tata powiedział, że skontaktuje się z nim nazajutrz. Gdy tamten wyjechał, słyszałam, że znów rozmawia z handlarzem. Tym razem naprawdę nie miałam pomysłu, jak mu pomóc.

Wind

Kolejne godziny mijały w zwolnionym tempie. Walczyłem z zatruciem i kolką. Nie mogę jeszcze umrzeć. Nie wiem, co z Mią. Pokochałem ją. Nigdy nie zrobiła mi krzywdy i czułem, że i ona mnie kocha. Musiałem walczyć dla niej. No i dla Fabienne. Ona też potrzebowała mojej opieki. Czas mijał, a ja czułem się coraz gorzej. Jednak jakimś cudem, zasnąłem. Następnego dnia z rana przyszedł Jack i wyprowadził mnie na zewnątrz. Wprowadził na wagę, a potem do przyczepy. Czułem się trochę lepiej, jednak nie okazywałem tego. Ruszyliśmy. Kiedy przejeżdżaliśmy obok wybiegu, na którym przebywała Fab, usłyszałem jej wołanie:
-Wind! Natychmiast stamtąd uciekaj! Spróbuj wywarzyć drzwi! To handlarz! Jedziesz na stół rzeźnicki!
Nie miałem dużo siły. Spróbowałem się uwolnić, jednak na próżno. Powoli traciłem nadzieję na to, że zobaczę ukochane osoby w moim życiu. Nagle usłyszałem huk, po którym zarzuciło mocno przyczepą. Przechyliła się niebezpiecznie. Następne uderzenie trafiło w drzwi mojego więzienia. Jednak nie było takie mocne. Ale po nim... drzwi stanęły otworem. Byłem wolny. Zebrałem wszystkie siły, wyskoczyłem z przyczepy i pognałem przed siebie.

Przewiduję zakończenie tej książki. Będzie chyba jeszcze tylko jeden rozdział i prolog, które pojawią się dziś wieczorem.


Na grzbiecie wiatru. Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz