XV

458 52 2
                                    

Caroline

Następnego dnia wieczorem ojciec wyjechał na tygodniową delegację. Nie będziemy musieli trenować po nocach. Ale był jeden problem. Mianowicie nie dostałam jednoznacznej odpowiedzi od chłopaków.

Mia

Nareszcie piątek! Po szkole od razu odrobiłam lekcje, nauczyłam się na nadchodzący szkolny tydzień i po 20 wsiadłam na rower i popędziłam na stadninę. Mama była wniebowzięta, że w końcu mam przyjaciół.
Po przywitaniu z Carlą i końmi, dziewczyna powiedziała, że nie ma dobrych wieści. Jeśli jej kuzyni nie przyjadą, jeden z koni, niestety, podzieli los Samsona.
Jednak nie poddawałyśmy się tak łatwo. Jeszcze tego samego wieczoru odbyłyśmy z naszymi końmi półgidzinny trening. Wind dał się namówić wreszcie na kłus. Byłam z niego dumna. Oczywiście, jak to ja, musiałam zaliczyć upadek, na szczęście jednak, jak zwykle bezkontuzyjny.

Wind

Kolejnego wieczora dziewczyny znów po nas przyszły. Polubiłem Mię. Nie była ani zła, ani zbyt mi nie ciążyła. Może nie była wytrawnym jeźdźcem, przez co nieraz obijała mi grzbiet i nerki, ale robiła to rzadko. Jednym słowem, coraz lepiej sobie radziła. Jednak znowu, kiedy chciała, żebym przyspieszył, nie wiadomo dlaczego się przestraszyła, czego skutkiem wylądowała na piachu. Jak poprzedniego dnia, poczekałem, aż wdrapie się z powrotem na siodło. W trakcie następnej próby wreszcie wyzbyła się tego uczucia. Nie miałem wątpliwości, że jest pewna tego, że mam przyspieszyć, więc spokojnie ruszyłem kłusem. Jedyne co od niej poczułem, to radość z jazdy i przyjazne pogłaskanie po szyi. Zarżałem cicho, żeby oznajmić jej, iż mi też leży taki układ. Fabienne z Caroline trenowały skoki. Widziałem, że dziewczyny dobrze się dogadają. Dzisiejszy trening skończył się szybciej niż wczorajszy, z czego oboje z Fab, byliśmy niezadowoleni. Jednak widać było, że Caroline i Mia są już zmęczone.

Caroline

Po treningu wyczysciłyśmy konie i odprowadziłyśmy do boksów. Dalej nie miałam żadnych wiadomości od chłopaków. Wzięłyśmy szybki prysznic i udałyśmy się w objęcia Morfeusza. Następnego dnia, obudził mnie zapach jajecznicy z warzywami. Nie na słoninie, jak to mają w zwyczaju robić Tata czy dziadek (A takiej nienawidzę, z resztą Mia tak samo), a na domowym maśle. Spojrzałam na miejsce obok. Mia spała w najlepsze. Więc kto? Wstałam po cichu, żeby nie obudzić młodej. Zeszłam do kuchni. A tam...
-NIESPODZIANKA!!!-krzyknęli równocześnie bracia.

Mia

Obudziłam się o 10:30. Jejku, nie lubię tak długo spać! Dla mnie to marnotrawienie czasu. Carli już nie było. Szybko się ogarnęłam, uczesałam i ubrałam. Potem udałam się na dół do kuchni, aby było szybciej, zjechałam po poręczy i pędem wbiegłam do pomieszczenia, zderzając się z kimś w drzwiach.
-Aua! Uważaj jak chodzisz?-usłyszałam męski głos, kiedy podnosiłam się z podłogi.
-Ja bardzo przepraszam. Jestem koleżanką...-nie dokończyłam, spoglądając na swojego rozmówcę.
-O MÓJ BOŻE!!! TY JESTEŚ TOM KAULITZ!!!

Tom

Razem z moim bratem Billem i resztą zespołu, mieliśmy przerwę w koncertach. Nudziły nas już dyskoteki i siedzenie w domu. Nie było co robić. Pewnego wieczora, do mojego pokoju wparował brat, mówiąc, że odezwała się Caroline. Streścił mi przebieg rozmowy.
-I co o tym myślisz? Jedziemy? I tak nie ma co robić. Ja bym pomógł w polu, a Ty dziewczynom przy koniach. Ja się na tym nie znam.
-Znów jakaś małolata się do nas przyczepi. Wiesz jakie są nastolatki.-powiedziałem, ale i tak już podjąłem decyzję. Caroline była dla nas jak siostra. Znaliśmy się od dziecka, mieszkała z mamą naprzeciw nas. Po jej śmierci przeprowadziła się do ojca, do Polski. Jednak i tak utrzymywaliśmy kontakt, często się odwiedzając. Wszystko zmieniło się, gdy założyliśmy z Billem zespół. Zaczęły się koncerty, wyjazdy, wywiady... Nie było już czasu na spotkania. Kontakt się ograniczył do coraz rzadszych rozmów telefonicznych. Doszło do tego, że kontaktowaliśmy się tylko na święta. Przerwałem swoje rozmyślania, po czym powiedziałem:
-Nie mów jej nic. Jutro pojedziemy na zakupy, a w nocy wyjedziemy do Polski. Tak też zrobiliśmy. Na miejscu byliśmy o 5 z rana. Wyszedłem przez otwarte okno (ah, dzieciństwo się przypomniało), otwierając drzwi od środka, wpuszczając brata. Nikogo jeszcze nie było na dole, więc sam zrobiłem kawę i jajecznicę na śniadanie. Po godzinie zeszła Carla, rzucając się na szyję najpierw Billowi, potem mnie. Chwilę porozmawialiśmy, po czym zachciało mi się do toalety. Już wychodziłem z kuchni, gdy ktoś z nienacka na mnie wpadł. W mig znalazłem się na podłodze.
Po chwili przekonałem się, że koleżanka Caroline to kolejna fangirl. Tego się najbardziej obawiałem.

Hah... Macie tu rozdzialik. Proszę mnie nie zlinczować za tych chłopaków.

Na grzbiecie wiatru. Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz