12. Nie pozwalam ci już palić

268 32 7
                                    

- Dzień dobry! - Ethan wskoczył na łóżko, na którym spokojnie spałam i mnie obudził.

- Jak cię ciapnę... - wyjęczałam przez sen i zakryłam twarz kołdrą.

- Nie ma spania! - ryknął ze śmiechem i zrzucił cieplutką przykrywkę na podłogę.

- Chyba chcesz, żeby ktoś cię zabił! - pisnęłam, kiedy poczułam, że ciągnie mnie za nogę. - Ethan, przestań! Nie mam spodni! - wrzasnęłam, kiedy ogarnęłam sytuację.

- Dziękuję za widoki - zasalutował z szerokim uśmieszkiem dupka, a ja poczułam jeszcze większą chęć uderzenia go. Wstałam z łóżka, ubrałam się i weszłam do saloniku, w którym nudziarz już oglądał telewizję. Podeszłam do niego i stanęłam przodem, skutecznie zasłaniając jakiś głupi mecz koszykówki.

- Dziękuję za wrażenia - w połowie powtórzyłam jego wcześniejszą wypowiedź, a zanim on ogarnął o co mi chodzi, trzasnęłam go w podbródek. - Nie zaczynaj ze mną.

- Już się boję - prychnął, a ja pokręciłam głową w wyrazach współczucia dla jego przyszłej żony i wyszłam do kuchni.

Zrobiłam sobie zupkę chińską i zjadłam ją ze smakiem, po czym poszłam do salonu coś obejrzeć.

- Wyśrodkujmy nasze wybory i wybierzemy, co oglądamy. Co ty na to? - zapytał z pilotem w ręce, a ja się zgodziłam. Cóż, bardziej chciałam obejrzeć jakieś telewizyjne pranki, ale nie chciałam znów toczyć wojny o pilota.
- Więc... Za niecałą godzinę zacznie się mecz, który chciałbym obejrzeć.

- Właśnie o tej porze są telewizyjne pranki - dodałam.

- Czyli najpierw pranki, a później mecz. Okej? - zapytał.

- Okej - przystałam, a on przełączył na kanał CCTV5.

Przez okrągłą godzinę śmialiśmy się z tego, jak okropnie wkręcani byli ludzie, albo z ich głupoty, kiedy prowadząca zapowiedziała "kącik pechowców", którzy na przykład chcieli się popisać, ale coś im nie wyszło. Kiedy program się skończył, Ethan zgodnie z umową przełączył na mecz Borussi Dortmund z Realem Madryt.

- Serio?! - wrzasnęłam. - Ronaldo trafił pierwszą bramkę?! To chyba jakieś nieporozumienie!

- Boże, jak on grać nie umie! - rzucił mój rozjuszony towarzysz.

- I pomyśleć, że otworzył wynik meczu... - westchnęłam i złapałam się za głowę.

- Borussia im jeszcze da radę, zobaczysz - wskazał na mnie palcem i obydwoje wróciliśmy do oglądania rozgrywki.

I jak powiedział, tak się stało. Jeszcze przed zakończeniem pierwszej połowy, zawodnik Dortmundu strzelił gola. Kilka minut później była przerwa, więc razem z blondynkiem poszłam do kuchni i przygotowałam małe przekąski typu chipsy, popcorn i tak dalej (wiedział, co kupować).

Druga połowa rozpoczęła się żółtą kartką dla zawodnika klubu, któremu kibicowaliśmy. Przez chwilę były akcje od bramki do bramki, niestety nieskuteczne. W końcu Varane z Realu strzelił bramkę z głupim fartem. Siedzieliśmy jak na szpilkach, zupełnie przerażeni przewagą nielubianego klubu (Ethan przyznał, że lubi tylko Bale'a). Minuty mijały, było coraz więcej zmian i żółtych kartek.

- Oni to przegrają - rzucił przerażony blondynek.

- Ja... Ja wciąż w nich wierzę - urwałam widząc faul na zawodniku Borussi, którego nie spostrzegł arbiter.

Również miałam rację, gdyż trzy minuty przed końcem podstawowego czasu, Borussia Dortmund zremisowała z Realem. Odetchnęliśmy z ulgą i stwierdziliśmy, że mecz był tak wyczerpujący, iż musimy iść spać.

***

Przebudziłam się i spojrzałam w telefon-zero kontaktów, wiadomości, brak portalów społecznościowych. Może był nowy, ale nienawidziłam go z całego serca. Pomyślałam o moim bracie, z którym od tygodnia nie miałam kontaktu. Nawet nie wiedziałam, czy wciąż żyje, bo nie mogłam narażać samej siebie na niebezpieczeństwo.

Wpakowaliśmy się w takie gówno, że nie mieliśmy możliwości wyjścia z niego. Marzyłam o tym, żeby zamknąć oczy i otworzyć je, spoglądając na Nate'a i uświadamiając sobie, że to wszystko było najgłupszym snem w historii.

Zaczęłam drżeć, a po chwili moje ciało trzęsło się mocniej i bardziej. Postanowiłam wyjść i zapalić. Był już wieczór, więc usiadłam na ławce, odpaliłam mentolową fajkę i zaciągnęłam się nią. Cały czas patrzyłam na buty, żeby powstrzymać łzy. Skończyłam jednego papierosa i odpaliłam drugiego. Wierzyłam, że któryś przyniesie mi ukojenie i spokój.
Po tym kolejnego i kolejnego, aż w końcu tak mocno zakręciło mi się w głowie, że nie mogłam wstać. Poczułam jeszcze nudności, więc ostatkiem sił podniosłam się z ławeczki. Szłam jak pijana, ale wiedziałam, że powinnam iść do mieszkania. Wpadłam w drzwi i nie mogłam poradzić sobie z otworzeniem ich. Po kilku chwilach się udało, a ja poczułam, jak moje wnętrzności podchodzą mi do gardła. Wpadłam do łazienki i zwymiotowałam.

- Boże, Sophie, co ci się dzieje? - znikąd pojawił się Ethan, który zgarnął moje włosy i je przytrzymał.

- Nie... Wiem - tak mocno mnie pociągnęło, że jednocześnie poczułam ból brzucha i gardła. Kiedy skończyłam, lekko się odchyliłam i złapałam powietrze. - Chyba za dużo wypaliłam - przyznałam.

- Zwariowałaś?! - krzyknął na mnie. Spojrzałam na niego, po czym znów poczułam odruch wymiotny.

- Po prostu coś zrób! - wrzasnęłam.

- Jadę do jakiejś apteki, a ty mi się nie udław własnymi rzygami - pożegnał mnie, po czym wybiegł z mieszkania jak poparzony. Wrócił szybciej niż się spodziewałam.

- I jak? - zapytał, kiedy zwisałam nad sedesem.

- Coraz lepiej - rzuciłam ostatkiem sił.

- Słuchaj, mam tutaj jakieś dziwne leki, a ty musisz je wziąć. I pić dużo wody, to oczyszcza. I kawy zbożowej - zaczął wyliczać na palcach, a ja wstałam.

- Daj mi cokolwiek - przymknęłam oczy i złapałam się za brzuch. Podał mi jakieś tabletki, po czym skierował się do kuchni i wrócił ze szklanką wody. Wzięłam dwie, popiłam i zostałam poprowadzona przez niego do salonu. Ułożył mnie na sofie i kazał niczego nie uwalić wymiotami. Usiadł na podłodze i oparł się tak, że widziałam jedynie jego blond włosy.

- Nie pozwalam ci już więcej palić, zrozumiano? - rozkazał, a ja jedynie pokiwałam głową.

- Ethan? Kiedy dowiem się, co z Nate'm? - zapytałam, a łza spłynęła po moim policzku.

- Nie wiem, ale nie przejmuj się tym, okej? - poprosił wpatrując się w moje oczy.

- A jeśli coś mu się stanie? Zostanę na tym świecie całkiem sama - załkałam.

- Nic mu się nie stanie, obiecuję - mówił, chociaż nie mógł mi obiecać niczego. - A nawet jeśli, to nie zostaniesz sama, jeśli teraz moim obowiązkiem jest chronienie ciebie, to już zawsze będę próbował cię chronić.

Calm My LifeOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz