Rozdział 6

201 9 0
                                    

Lekcje mijały dość szybko. Było bardzo zabawnie, ponieważ Marcela opowiadała o dawnej szkole newsy. Chłopaki spędzali z nimi każdą przerwę. Kiedy nadeszła pauza obiadowa, cała paczka weszła na stołówkę. Odebrali jedzenie i zajęli wolny stolik. Nagle do ich miejsca podeszły dwie dziewczyny. Były bardzo ładne. Jedna z nich była wysoką, długonogą blondynką o szarych oczach i pięknym uśmiechu. Druga zaś, brunetka, także wysoka z bursztynowymi oczami i malutkim znamieniem pod okiem.

- Cześć wszystkim – przywitała się blondyna siadając na kolanach Zayna a następnie go całując.

- Hej kochanie – mruknął Malik. Druga dziewczyna siadła na kolanach Liama.

- Dziewczyny – zwrócił się Niall do Collins i jej przyjaciółki – poznacie Livi – wskazał na blondynę – i Daniele – pokazał brunetkę.

- Cześć, ja jestem Marcela a to jest Łakotka – powiedziała z uśmiechem. Cała Marcelina, zawsze odważna i bez kompleksów. Lubiąca szaleństwo i wygłupy. Nigdy nie miała problemów z zawieraniem nowych znajomości. Nie to co Łakotka, która była dość nieśmiała i zawsze peszyła się przy obcych.

- Łakotka? – spytała z dziwna miną Livi – Ładne imię. Takie.... Takie. Słodkie. – powiedziała szybko.

- Tak, jej imię jest słodkie. Zresztą jak ona sama – wtrącił niespodziewanie Louis. Niebieskooka spiorunowała go wzrokiem. On tylko na to się łobuzersko uśmiechnął. Cały czas się na nią gapił. Nie lubiła być obserwowana. Czyjś wzrok powodował, że miała ochotę się schować.

- Hej Sweety – szepnął jej do ucha znany głos. Czyjaś ręka powędrowała na jej brzuch a druga, na jej ramię. Odwróciła się szybko. Przed nią stał Kastiel z Nathanielem, który ją dotykał.

- Ooo... Cześć wam – powiedziała i próbowała zdjąć ręce ze swojego ciała. Niespodziewanie między nią a Nathem, stanął Lou, pod pretekstem dosięgnięcia ze stolika soli. Dziewczyna była mu wdzięczna, że jej pomógł, chociaż wiedziała, że to był czysty przypadek. Kiedy anioł już dosięgnął upragnioną rzecz, usiadł sobie obok niej na wolnym miejscu, gdzie miał siedzieć Nathaniel. Blondyn był trochę zły, ale spoczął na wcześniej zajętym krześle Tomlinsona. Atmosfera wydawała się być napięta. Świetnie bawiły się tylko Marcela, Daniele i Livi, które zawzięcie o czymś dyskutowały i co chwila wybuchały śmiechem. Chłopaki od czasu do czasu coś tam mruknęli. Jedyną osobą która się w ogóle nie odzywała, była Łakotka. Siedziała tam, pomiędzy Harrym a Louisem i wlepiała wzrok w swój talerz. Było jej dziwnie nie dobrze i czuła, że ani trochę nie pasuję do tego towarzystwa. Zbierało jej się na płacz, ale przecież nie rozbeczy się tutaj. Przy wszystkich.

- Łakotka! – podniosła szybko głowę, słysząc swoje imię. Zdezorientowana popatrzyła na twarze swoich znajomych, nie wiedząc kto ja wezwał – Słyszysz mnie? – pomachała jej ręką przed twarzą Marcela.

- Yyy... Co? – zapytała.

- Był już dzwonek. Nie słyszałaś? – odpowiedział Kastiel.

- Mmm... Słyszałam, słyszałam – skłamała.

- No to chodź – powiedział Nathaniel. Jak zamroczona wstała z krzesła . Czuła na sobie wzrok wszystkich kolegów. To jej w niczym nie pomagało.

- Wszystko ok? – zapytał z troską Nath, łapiąc ją za rękę i prowadząc do wyjścia ze stołówki. Przed nimi szli Niall, Harry i Marcela. Nagle ich uścisk rąk został przerwany przez Louisa, który odepchnął Łakotkę w bok i sam zaczął iść obok blondyna. Jej niezdarność nie zna granic, więc to odepchnięcie skończyło się glebą dziewczyny na środku stołówki. Jej upadek obserwowały dziesiątki oczu. Po pomieszczeniu rozległy się głośne śmichy uczniów. Ona sama zaczęła się powoli podnosić. Kiedy wstała, zaczęła się śmiać sama z siebie i z uśmiechem wyszła ze stołówki. Jej przyjaciele stali jak wryci i nadal nie wiedzieli co się przed chwilą stało.

- Ona zawsze taka jest? – zapytała Livi.

- W jednej chwili smutna, w drugiej roześmiana? – spytała retorycznie Marcela.

- Dokładnie – odpowiedziała tamta.

- Zazwyczaj. Jej reakcji nie można przewidzieć – odparła – a w ogóle to co się stało? – zapytała patrząc na Louisa i Natha.

- Ja trzymałem ją za rękę, kiedy nagle ten idiota ją popchnął – zaskrzeczał blondyn.

- Zważaj na słowa – warknął szatyn – ja ją tylko lekko szturchnąłem.

- Yhy, tak lekko, że aż upadła – rzucił Kastiel.

- Oj, dajcie już spokój sadząc, po jej reakcji nic się nie stało.

- Daniele ma racje, ona nie przejmuje się gdy ktoś się z niej śmieje. Ma ogromny dystans do siebie i umie sama krytykować swoja osobę. A przede wszystkim nigdy się nie obraża i za to ją kocham – oznajmiła Marcela z uśmiechem.

- Ej! – zawołała Collins – profesor powiedział mi, że mamy łączone lekcje – wyglądała tak jak zwykle. Ciemne blond włosy były rozpuszczone i idealnie ułożone. Jej usta śmiały się, lecz oczy były smutne. – Mamy iść na dwór, na boisko – dokończyła po czym ruszyła w stronę wyjścia. Livi i Daniele chodziły do drugiej klasy więc poszły na swoje zajęcia. Gdy Łakotka dotarła na trybuny, usiadła na brzegu. Parę minut później, dołączyła do niej Stark wraz z chłopakami, którzy byli przebrani w sportowe stroje. O dziwo Marcelina także.

- Hej, Łakotka grasz? – zapytała przyjaciółka – Bo ja tak.

- Nie, ja dzisiaj nie – odparła. Marcelina, która kochała sport a zwłaszcza piłkę nożną pobiegła na boisko. Ona też bardzo, lubiła grać w nożną ale po incydencie w stołówce trochę bolała ja noga a po za tym nie miała ochoty. Zaczęła się rozgrzewka. Grało tylko kilka dziewczyn, bo większość woli patrzeć na spoconych aniołów. Po 15 minutowej rozgrzewce zaczął się mecz. Siły były wyrównane, dlatego żadna drożyna nie mogła zdobyć gola. Nagle do Łakotki podeszła Paula i jej koleżaneczki. Jak gdyby nigdy nic, rozsiadły się koło niej.

- Hej Sweety – wyszeptała jej do ucha – jaką miałyśmy umowę? Że nie będziesz się zbliżać do chłopców, tak? A ty co, nadal się z nimi zadajesz i jeszcze koleżaneczkę przyprowadziłaś – warknęła łapiąc ja za tył głowy i ciągnąc za włosy.- Słuchaj malutka – jej głos ociekał jadem – nie zbliżaj się do nich albo gorzko tego pożałujesz. Ty i twoja koleżaneczka, jasne – ostatni raz szarpnęła ją za włosy i odeszła. W oczach zebrały jej się łzy. Nie z bólu, spowodowanego ciągnięciem, lecz grożeniem przylepy, że zrobi coś Marceli. Nie wybaczyłaby sobie, gdyby coś jej się stało i to jeszcze z jej winy. Nawet nie poczuła, kiedy po policzkach zaczęły spływać jej łzy. Rozległ się gwizdek sygnalizujący przerwę w meczu. Marcelina i reszta bandy tych oszołomów zaczęła kierować się w jej stronę. Nie mogli zobaczyć, że płacze.


Piękne istoty || Louis Tomlinson ~ One DirectionOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz