Rozdział 15

147 6 0
                                    

Parę sekund później w samochodzie pojawiła się przemoczona Łakotka. Włosy miała całe mokre. Z jej ubrań kapała woda a ona sama wyglądała dosyć przerażająco. Louis przesunął się, robiąc jej miejsce.

- Nie damy rady, go popchnąć. Koła po prostu są zatopione w błocie – wydyszała.

- Widzicie? Musimy się stąd ruszyć! – powiedział Liam.

- Dobra – odparł Lou.

Otworzyła drzwi i wypadła na zewnątrz. Automatycznie została stłamszona, przez rozszalały wiatr. Szatyn niepewnie ruszył w ślady dziewczyny. Po paru sekundach, wszyscy stali na środku polnej drogi, cali mokrzy i straszeni przez grzmoty i pioruny.

Oczami Louisa:

- Gdzie idziemy? – Harry starał się przekrzyczeć odgłosy nawałnicy.

Liam bez słowa ruszył przed siebie. Po chwili stała przy nim cała grupa.

- Musimy znaleźć jakieś schronienie – krzyknął.

Nie myśląc za wiele, zaczęliśmy biec po szczerym polu. Harry po drodze się wywalił, więc musieliśmy go podnosić. Pierwsza do tej czynności, rzuciła się Łakotka, która jak widziałem, bała się coraz bardziej, za każdym uderzeniem pioruna. Niestety miała zbyt mało siły, więc wylądowała na chłopaku, który najwyraźniej się z tego ucieszył. Westchnąłem ciężko, podchodząc do nich. Chwyciłem Collins za nadgarstek i pociągnąłem do góry. Zayn zajął się Stylsem.

- Hej, znalazłem jakąś szopę – wrzasnął Niall, pokazując w kierunku czegoś drewnianego. Nie puszczając ręki dziewczyny, ruszyłem w tamto miejsce. Kiedy weszliśmy do środka, poczuliśmy pewnego rodzaju ulgę. Nie padało na nas. Spojrzałem na wszystkich obecnych. Zayn odgarniał do tyłu mokre włosy, Liam przecierał twarz, rozglądając się po pomieszczeniu, Niall próbował ogarnąć swoje buty i spodnie, które były mega ubrudzone, Harry wyzymał wodę z ubrań a Łakotka trzęsła się cała z zimna. Dałbym jej swoją bluzę, ale to w niczym by jej nie pomogło, ponieważ jest cała mokra. Jedyne co mogłem zrobić, aby było jej cieplej, to ją przytulić. Podszedłem do jej drobniutkiego ciała. Spojrzała na mnie niepewnie, pytającym wzrokiem. Nie czekając na nic, mocno ją objąłem.

- Lou... - zaczęła, ale jej przerwałem.

- Tak będzie ci cieplej – szepnąłem jej do ucha. Po paru chwilach, mięśnie anielicy nieco się rozluźniły. Napotkałem wkurzone spojrzenie Hazzy. Nie wiem o co mu chodzi. Kiedy ostatnio zapytałem się go, czy czuję coś do niej, odpowiedział mi, że nie, ale nie ma odwagi przyznać jej się do tego i powiedzieć, że to tylko gra. Uwierzyłem mu, bo on nigdy nie kryje się ze swoimi uczuciami. Mógł mnie okłamać?

- Dobra, teraz wystarczy, że przeczekamy tutaj burze i będzie po problemie – powiedział Liam.

- Jest problem – zaskomlał Niall.

- Jaki? – zapytał krótkowłosy ze znudzeniem w głosie.

- Po pierwsze, jestem głodny a pod drugie, chcę do Marceli – zawył.

- Ty zawsze jesteś głodny – skwitował lokowaty.

W pomieszczeniu, w którym się znajdowaliśmy nie było nic, oprócz słomy, pościelonej na całej powierzchni. Więc przynajmniej było sucho. Zrezygnowani, usiedliśmy na ziemi i oparliśmy się o drewniane ściany szopy. Zebraliśmy się w kupce, aby było nam cieplej. Liam siedział od brzegu, do niego był przytulony zziębnięty Zayn, tuż obok niego zajmował miejsce Harold, który objął Łakotkę ramieniem, która zaś była przyklejona do mnie a na końcu Niall, próbujący dodzwonić się do swojej dziewczyny. Kiedy w końcu ogarnął, że mu się to nie uda, spuścił głowę niepocieszony.

Piękne istoty || Louis Tomlinson ~ One DirectionOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz