Rozdział 33

122 4 0
                                    

Jechali tak jakieś dwadzieścia minut. Louis zatrzymał samochód i szybko wysiadł. Obszedł go, aby otworzyć dziewczynie.

- Zdejmij mi już tę opaskę - niecierpliwiła się, choć musiała przyznać, że uważała to za romantyczne.

- Poczekaj jeszcze chwile – mówiąc to, chwycił ją za rękę i wyciągnął z samochodu. Objął ją tak, aby się nie przewróciła i powoli ruszyli przed siebie. Po drodze potknęła się ze trzy razy, ale mocny uścisk chłopaka nie pozwolił jej upaść. Dziwnie było jej się przyznać, ale czuła się przy nim bezpiecznie, mimo zasłoniętych oczu. Jego zapach ją uspokajał. Dodawał otuchy. Poczuła, że idą po trawie, a właściwie się wspinają.

- Dobra teraz uwaga. Zdejmuję ci ten materiał – ostrzegł szeptem. Poczuła, jak dotyka jej włosów, a po chwili mogła otworzyć oczy. To, co zobaczyła, zaparło jej dech w piersiach. Stali na trawiastym pagórku. Pośród ciemnej nocy, którą rozjaśniały tysiące gwiazd. Było to cudowne. Dziewczyna okręciła się powoli dookoła, podziwiając widoki. Nagle zobaczyła, jak jedna kometa przeszywa czarne niebo. Potem następna i jeszcze następna. Louis przyglądał się zafascynowanej blondynce. Zaśmiał się pod nosem jak łatwo wprawić ją w zachwyt. Ale w zasadzie nigdy nie lubił panienek, które są rozkapryszone i dla których najlepszym prezentem może być tylko 25 karatowy diament. Podejrzewał, że Collins ucieszyłaby się nawet z taniej, tandetnej bransoletki, byleby ten gest płynął z serca.

- Podoba się? – zapytał w końcu.

- Tak, bardzo się podoba. – podeszła do niego się przytuliła, co go trochę zdziwiło – Dziękuję ci Lou. Zawsze chciałam zobaczyć deszcz meteorów – w jej oczach zebrały się łzy. Kiedy się od niego oddaliła, jej niebieskie oczęta znowu zaczęły obserwować piękne zjawisko. Po jakimś czasie położyli się na ziemi, wpatrzeni w niebo. Nie odzywali się do siebie. Ta cisza była kojąca. Pozwalała dostrzec jak ulotne jest życie, a gwiazdy, które w pewnym sensie przypominały im ich egzystencję, świeciły nad nimi i mieniły się w ich oczach. Byli pogrążeni w swoich marzeniach. Leżeli tak dość długo i leżeliby dalej, ale szatyn zobaczył, że jego towarzyszka jest śpiąca. Cały czas ziewała i przecierała oczy. Cóż to zrozumiałe, ponieważ było dość późno. A poza tym dzisiaj jedli tylko śniadanie. W ciągu dnia nie mieli czasu, bo konie tak ich wkręciły, że nawet nie czuli głodu.

- Zbieramy się – orzekł, wstając.

- Co? Ale dlaczego? – nastolatka nie chciała opuszczać tego cudownego miejsca, gdzie czas stanął w miejscu, a wszystkie marzenia wydają się tak proste do spełniania.

- Bo widzę, że mi tu usypiasz, a tak w ogóle to głodny jestem. Wstawaj! – pomógł jej się podnieść. Niebieskooka ostatni raz omiotła wzrokiem wspaniałe otoczenie, chwyciła wystawioną dłoń Louisa, który martwił się o to, aby się nie pośliznęła na murawie, która była pokryta letnią rosą. Powoli zeszli z pagórka i skierowali się do samochodu. W czasie podróży autem włączyli radio, żeby się troszkę rozbudzić. Akurat leciały szybkie piosenki. Zaczęli śpiewać razem z piosenkarzami. Ich głosy łączyły się w harmonijną całość, tworząc naprawdę przyjemne dzięki dla ucha. Rozśpiewani zaparkowali auto na podjeździe. Wysiedli na zewnątrz. Najwidoczniej ich przyjaciele nie spali, ponieważ światło dochodzące z wnętrza domu oświetlało drogę prowadzącą do wejścia.

- Bardzo ci dziękuję za dzisiejszy dzień – zaczęła dziewczyna, lekko się rumieniąc – było wspaniale. Musimy się jeszcze kiedyś wybrać na przejażdżkę. Spróbuję cię nauczyć galopować i w ogóle – mówiła podekscytowana.

- Haha, ok, ale ja poproszę kucyka – oboje się zaśmiali.

- Da się zrobić – posłała mu serdeczny uśmiech. Roześmiani weszli do budynku i ściągnęli w holu buty. Skierowali się do salonu, gdzie wszyscy oglądali jakiś horror. Dziewczyny były wtulone w swoich chłopaków, oprócz oczywiście rodzeństwa. Kate i tak była wpatrzona w ekran swojego telefonu i nie obchodził jej film. Oglądali przy zgaszonym świetle, dlatego dwójka szła w ciemności. Akurat była taka scena w filmie, że jakaś dziewczyna uciekała przed swoim oprawcą. Schowała się za róg, a wtedy kilka milimetrów od jej prawej skroni zabłysnęło ostrze noża. Oczywiście pech Collins, która zapatrzyła się w ekran TV, nie zna granic, dlatego wpadła na jakiś stolik, z którego coś spadło, robiąc przeraźliwy, brzęczący hałas. Sama zaś syknęła, bo uderzyła się w nogę. Jak na komendę wszystkie anielice pisnęły głośno i poderwały się na równe nogi. Chwile potem światło się zapaliło, a oczy wszystkich skierowały się na anielice, która nadal stała nad stolikiem i trzymała się jego brzegów.

Piękne istoty || Louis Tomlinson ~ One DirectionOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz