Oczami Louisa:
Widziałem ją. Całą roztrzęsioną, przestraszoną. Była trzymana przez jakiegoś dryblasa i balansowała na krawędzi przepaści. Jakieś dwadzieścia metrów pod nią płynęła głęboka, rwąca rzeka. Ja, Marcela i chłopaki staliśmy dziesięć metrów od nich. Nagle usłyszałem krzyk Marceliny:
- Puść ją!
To było złe posunięcie. Oprawca spojrzał na nas wystraszonym wzrokiem i nieoczekiwanie po prostu ją puścił. Ale za nim to uczynił, popchnął ją jeszcze bardziej do tyłu. Ciało dziewczyny bezwładnie spadło w przepaść. Moje serce stanęło. Nie mogłem wykonać żadnego ruchu. Usłyszałem głośny plusk, a w mojej głowie zadźwięczały słowa Marceli z wtedy na plaży:
- „Ona nie umie pływać. Można by rzec, że boi się wody"
Automatycznie podbiegłem do krawędzi i bez zastanowienia rzuciłem się w czarną jak otchłań wodę. W tle słyszałem jeszcze moje imię, wykrzyczane z przerażeniem. Moje ciało zetknęło się lodowatą cieczą. Nurt był tak silny, że wzięło mnie pod wódę, zabierając mi powietrze. Nie czułem dna, ale przewidywałem, że jest bardzo daleko od moich stóp. Z trudem wynurzyłem się na powierzchnie i zacząłem gwałtownie oddychać. Zacząłem nerwowo rozglądać się na boki. Oczywiście cały czas byłem tłamszony, przez obezwładniające fale. Nagle dostrzegłem jakiś obiekt z piętnaście metrów ode mnie. Ruszyłem w tamto miejsce. Nie zwracałem uwagi na przeraźliwe zimno czy przeszkody utrudniające mi pływanie. Musiałem się naprawdę natrudzić, aby choć trochę zbliżyć się do tego, co goniłem, bo ono też płynęło z prądem. Umiałem jednak dobrze pływać, dlatego po pewnym czasie, byłem na tyle blisko, aby móc rozpoznać, że jest to Łakotka. Była nieprzytomna. Jej drobne ciało było miotane przez nurt i boleśnie okaleczane, przez na napotykane gałęzie czy inne ostre przedmioty. Wysiliłem się jeszcze bardziej i kiedy w końcu była na wyciągniecie ręki, ledwo co by mi znowu nie uciekła. W ostatniej chwili załapałem ją za nadgarstek, przyciągając do siebie. Desperacko zacząłem szukać czegokolwiek, abym mógł się zatrzymać i wyjść na brzeg. Zauważyłem wielki głaz, wystający nad powierzchnię. Niesiony przez wodę tylko lekko skręciłem i oto trzymałem się skały. Na moje szczęście, obok rzeki rosło wielkie drzewo, które miało dużo gałęzi. Jedna z nich była dosyć blisko mnie, dlatego chwyciłem ją jedną ręką, bo drugą oplotłem anielice i zacząłem kierować się w stronę lądu. Udało mi się i po paru chwilach byłem koło brzegu. Jak na zawołanie zjawili się Harry i Zayn, którzy byli bardzo zmęczeni, najwidoczniej biegiem tutaj. Harold wziął ode mnie Collins, a drugi przyjaciel pomógł mi wyjść z wody. Byłem wyczerpany, jednak teraz nie było czasu na odpoczynek.
- Złapaliście tego dupka? – wydyszałem, podchodząc do loczka.
- Tak, reszta go pilnuje do czasu przyjazdu policji – wyjaśnił mulat.
Spojrzałem na blondynkę. Jej blada twarz wyglądała dosyć przerażająco. Styles położył ją na ziemi, a ja sprawdziłem jej puls. Był strasznie słaby. Prawie że nie wyczuwalny.
- Zayn, dzwoń po pogotowie – rozkazałem i chciałem ją wziąć na ręce, ale Hazza mnie powstrzymał.
- Ja ją wezmę. Ty jesteś za bardzo zmęczony – miał racje. Nie maiłem nawet siły, aby iść, jednak byłem za bardzo zdeterminowany. Bałem się. Tak cholernie się o nią bałem. Boże, przecież ona mogła tam utonąć. Nawet nie wiem, czy przeżyje. Po kilku minutach byliśmy koło samochodu. Na miejscu była już policja. Zaraz potem dojechała karetka. Niall powiedział policjantom wszystko, co wiedział. Tego typa zabrali na przesłuchanie. Ratownicy zajęli się Łakotką. Właściwie to ją reanimowali. Moje serce w tamtych minutach kolejny raz w tym dniu stanęło. W uszach dźwięczał mi cały czas szloch Marceli. Mnie także chcieli badać, jednak powiedziałem, że zbadam się w szpitalu. Kiedy zawiadomili nas, do którego szpitala ją zabierają, odjechali na sygnale. Cały czas byłem oszołomiony. Nie miałem siły myśleć. Po prostu wsiadłem do samochodu tak jak reszta. Liam prowadził i po jakimś czasie dotarliśmy na miejsce. Kiedy dostaliśmy informacje, gdzie leży dziewczyna od razu się tam skierowaliśmy. Była na intensywnej terapii. Pod salą czekały już dziewczyny i Michael. Osunąłem się bezwładnie na krzesło i zatopiłem twarz w dłoniach. Deja vu. Tak to mogę nazwać. Ta sytuacja już się zdarzyła. Szpital. Walka o jej życie. Tej dziewczyny naprawdę los nie rozpieszcza. A pech chyba w życiu jej nie opuści. Szkoda mi jej i to bardzo, bo niczym nie zasłużyła sobie na te wszystkie rzeczy, które ją spotykają. Najpierw straciła rodziców i barta, potem dom dziecka, rodzina zastępcza, nowe szkoły, nowe znajomości. Jak widzę, to nie zawsze dobre. I jeszcze te różne wypadki. Ta dziewczyna ma przechlapane życie, a mimo tego nie poddaje się. Nie staje się zgorzkniała, wulgarna czy denerwująca. Wręcz przeciwnie. Każdemu stara się pomóc, jest wesoła i miła. Jakie to życie jest niesprawiedliwe – pomyślałem.
- Lou! – zawołał ktoś. Rozejrzałem się w poszukiwaniu tej osoby.
- Lou, powinieneś pójść, się zbadać – oznajmiła Livi.
- No właśnie stary – przytaknął Liam – to zadrapanie na szyi nie wygląda najlepiej.
Dotknąłem wymienionego miejsca i poczułem pieczenie. Na palcach ukazała się krew. Najwidoczniej musiałem o coś zawadzić i zdarłem sobie naskórek.
- Jakby coś, to cię zawiadomimy – zapewniła Danielle, patrząc na mnie z troską w oczach. Westchnąłem ciężko i poszedłem do jednej z sal. Badania wykazały, że mam tylko kilka zadrapań. Kiedy miła pielęgniarka mnie opatrzyła, od razu wróciłem do przyjaciół. Spojrzałem na nich pytająco, ale oni tylko pokręci głowami.
- I jak? Wszystko w porządku? – zagadnął Niall.
- Kilka zadrapań, nic wielkiego – odparłem i zająłem dawne miejsce.
Siedzieliśmy tak nie odzywając się. Nialler cały czas uspokajał płaczącą Marcelinę. Inne anielice też szlochały. Przez moją głowę przewijały się czarne scenariusze. Ta siksa Paulina pożałuje za wszystko, co spotkało Łakotkę. Boże, że też jej zachowanie nie wydało nam się dziwne w ciągu dnia. Przecież Collins w życiu nie przystawiałaby się do chłopaków na oczach ich ukochanych. Nie ubrałaby się tak na imprezę. Nie byłaby taka chamska. Jezu, jaki ja byłem ślepy. – przyznałem – Jak mogłem tego wszystkiego nie zauważyć? Przecież znam już dosyć długo, a ona nie wydaję się skomplikowana. A może jest odwrotnie? Może patrząc z bliska, widzę najmniej...
- Trzeba zadzwonić do państwa Collinsów – zawyrokowała Marcela.
- Masz racje. Powinni wiedzieć, że ich podopieczna jest w szpitalu – dodała Darcy.
- To, kto dzwoni? – zapytał Zayn.
- Ja. – odparła Stark – W końcu mnie znają, lepiej od was – wyciągnęła telefon i wybrała numer. Przyłożyła komórkę do ucha i wsłuchiwała się w sygnał połączenia.
- Halo? – odezwała się – Dobry wieczór panu, z tej strony Marcelina. Chciałabym państwu przekazać, że Łakotka jest w szpitalu. – wyznała szybko. W jej oczach ujrzałem strach i zmieszanie – Na razie nic nie wiadomo – kontynuowała – To nie jest rozmowa na telefon. Oczywiście zadzwonię, jak czegoś się dowiem. Dobranoc – rozłączyła się.
- Jak to przyjął – spytał Liam.
- Odebrało mu mowę. Wydaje mi się, że nawet pociągnął nosem. - odpowiedziała – Ale o ile znam przyszywanych rodziców Żelka, będą chcieli znać wszystkie szczegóły tego wypadku. Dodatkowo możemy się ich spodziewać tutaj jutro – dodała z rezygnacją.
- O matko – szepnęła Livi.
Rozmowa nam się w ogóle nie kleiła. Każdy był pogrążony w swoich myślach.
Było już dość późno, więc na przemian namawialiśmy się, aby wrócić do domu. Jednak nikt nie chciał opuszczać szpitala. Nawet nie chciało nam się spać. Zapewne każdy w duszy się modlił, aby wszystko to się już skończyło z Happy Endem. Dziewczyny, które najwidoczniej już nie miały siły, by płakać, po prostu wtuliły się w swoich ukochanych. Ludzie mijali nas z troską w oczach. Patrzyli na nas, tak jakbyśmy byli jakimiś cierpiącymi duszami. Bo właściwie byliśmy...
Około trzeciej nad ranem z sali wyszedł lekarz. Wszyscy poderwaliśmy się z miejsc. Doktor rozejrzał się dookoła i zatrzymał wzrok na mnie, po czym ruszył w moją stronę. Był to mężczyzna około czterdziestki, wysoki, dobrze zbudowany. Niebieskie oczy, które zapewne widziały już dużo ludzkiego cierpienia. Zbliżał się do mnie wolnym krokiem. Nie mogłem nic wyczytać z wyrazu jego twarzy. Dopiero kiedy stanął przede mną, w jego oczach zobaczyłem smutek i żal. Zlustrował mnie od góry do dołu, tak jakby badał, ile jeszcze zniosę w tej niepewności. Jego głos był niski i wydawał się smutny, gdy mówił:
- Bardzo mi przykro, ale nie zdołaliśmy jej wyratować – przewał patrząc na mnie, a potem na resztę. Wrócił do mnie wzrokiem – Nastąpił zgon...
* * *
Od autora: Bardzo przepraszam za powtórzenia w tekście, ale musiałam ich używać, abyście mogli wyobrazić sobie sceny i wszystko zrozumieć :). Ślicznie dziękuję wszystkim czytającym <3 :D i zachęcam do pozostawania po sobie śladu :D
CZYTASZ
Piękne istoty || Louis Tomlinson ~ One Direction
DragosteHistoria jak każda inna. On - typowy zły chłopiec, żyjący imprezami, dziewczynami, alkoholem, używkami... Ona - typowa dobra dziewczyna, żyjąca książkami i własną imaginacją... Wieczność, która podobno trwa wiecznie. Uczucie, które podobno uskrzydl...