Minął tydzień od wydarzeń z lasu, lecz Elena ostatecznie zdecydowała się wrócić do szkoły.
– Hej – ktoś zamachał dłonią koło niej. Rozpoznała ostatnią żyjącą ze świty Sue- Dakotę.
Dziewczyna miała śniadą karnację i czarne włosy, złote iskierki w jej czekoladowych oczach mierzyły otoczenie.
– Cześć – Elena nie miała siły na grzeczność – Czego chcesz?
– Przeprosić, że wtedy tak na ciebie naskoczyłyśmy – siadła koło niej – Gdybym wiedziała...
– Ta, bo seryjni mordercy mówią, że kogoś zabiją – Elena spojrzała na telefon dostrzegając wiadomość od jakiegoś nowego nadawcy – Weź mnie nie rozśmieszaj.
– Ale... No weź! – Dakota prychnęła – Słuchaj... Pod koniec tego tygodnia będę bawić dzieci sąsiadów na siódmych urodzinach ich dzieciaka... Jak chcesz możesz mi pomóc, będzie raźniej.
– No to się zgadamy – odparła piąte przez dziesiąte Elena – A teraz wybacz, ale muszę lecieć.Biegła wiele razy w przeciągu ostatnich tygodni. Ale jeszcze nigdy tak szybko. Taka była jej reakcja na ten SMS.
999 666 333: PomóżWbiegła do fortu z łomotem, ledwo trzymając równowagę. Dostrzegła na podłodze figurę rannego, zmaltretowanego ciała. Dopiero po chwili zdała sobie sprawę, że to Seth.
– Cholera jasna! – nie była w stanie go ruszyć, w końcu ważył 85 kilo. Rana na plecach wydawała się zasklepiona, ale niestety taka nie była. Dodatkowo materiał ubrania przykleił się do rany.
– Cholera jasna! – powtórzyła zaglądając do szafek. Musi tu coś być! Musi!
Nadłamany nożyk, prawie, że pusta butelka alkoholu... Nie no, tych zakurzonych strzykawek nawet by pod uwagę nie brała.
Zdezynfekowała dłonie i nożyk, po czym wcisnęła szklaną butelkę do kosza. Zaczynało brakować opcji. Jak ona ma tą ranę zaszyć?!
Spokojnie Elena, pomyślała. Żołnierze też muszą mieć w fortach jakieś apteczki...
Kopniakiem otworzyła pomalowaną na jasną czerwień szafkę. Leki przeciwbólowe, przeciwgorączkowe... Przeterminowane jak cholera. Ale na szczęście znalazła szpulę, igłę oraz wodę utlenioną. Po chwili igła również została zdezynfekowana i dziewczyna podeszła powoli do Brundlefly.
– Będę musiała to zrobić na żywca...!? – robiło jej się niedobrze na samą myśl. No, przecież znieczulenia tu nigdzie nie ma! Nie może latać żeby cokolwiek kupić, liczy się czas!
Zajrzała do szkolnej torby. Prawie zapomniała o schowanej w niej rękawicy Kruegera i mało brakowało a by straciła palce. Znalazła tam swoje ubranie na WF i zdecydowała się przerobić je na zimny okład w razie ataku gorączki.
– Będzie dobrze – przygwoździła go kolanami do podłogi i wzięła pierwsze narzędzie do ręki – Będzie dobrze...
***
– Gh... – usłyszała po trzech godzinach siedzenia jak na szpilkach. Seth odzyskiwał przytomność.
– Spokojnie – tym razem to Elena użyła tego określenia – Przepraszam... Gdybym próbowała znaleźć cię wcześniej...
– To byś nie żyła – jęknął – Nie pozwolę na to. Za to, że zgodziłaś mi się pomóc będę twoim dłużnikiem już do końca... Argh...
– Seth! – szybko sięgnęła po ścierkę, żeby obniżyć mu temperaturę – Proszę, cię spokojnie...
Coś trzasnęło na zewnątrz. Zaczęła się burza.
– Książka... – jęknął Seth – Nowy... Artefakt.
Brundlefly szybko padł w objęcia Morfeusza zostawił dziewczynę mentalnie samą w fortach. Zajrzała do książki. Przy rękawicy był rysunek plusika a obok pojawił się czerwony zbiór różnej grubości kresek. To miały być włosy.
Włosy Pennywise'a.
Zajrzała w głąb książki i zaczęła czytać. Musi zdobyć i zniszczyć cztery artefakty, symbole w pewnym sensie antagonistów. Ma już rękawicę Kruegera, teraz ma zdobyć włosy Pennywise'a...
Co będzie następne?
– Włosy Pennywise'a – powtórzyła po raz, któryś z kolei. Nie miała czasu do namysłu, bo zadzwonił do niej telefon.
– Halo? – spytała.
– Elena... Możesz przyjść do mnie do domu? – to był głos Dakoty – Moich rodziców nie ma i strasznie się boję... Twój ojciec mówił, że pojechałaś do kina na jakiś maraton i nie chcę cię z niego wyrywać, ale...
– Dobrze, zaraz będę.
Rozłączyła się i cieszyła, że jej kłamstwo przesłane w międzyczasie do ojca nie zostało wykryte. Nie ma innej opcji, przecież się nie rozdwoi. Spojrzała na miarowo oddychającego Setha. Dawno nie widziała go tak spokojnego. Albo ciągle się dziwi, albo ciągle się wkurza...
O jednym zapomniała. Że on w pewnych procentach jest człowiekiem. Nie demonem, nie psychopatą. Po prostu zagubionym człowiekiem.
Wyjęła z plecaka spakowany wcześniej prowiant. Tabliczka czekolady zostanie, bo musza część jego organizmu lubi słodkie... Butelka wody też się przyda.
– Jutro tu będę – szepnęła – Podaruje sobie szkołę.
Z tymi słowami na ustach ruszyła do domu Dakoty. Będzie tam tylko do świtu. I musi się dowiedzieć, kto tak sprzedaje jej numer jakby był ciepłymi bułeczkami.
Kiedy była już blisko domu byłej przyjaciółki Sue wiatr zwiał na jej twarz kartkę. Sądziła, że to jakaś ulotka, ale jak się okazało był to list. Papier przesiąkł od czerwonego atramentu, który teraz sobie leniwie pływał po kartce. Ale wciąż mogła odczytać, co było tam napisane.Czy ty się czegoś w ogóle boisz?
![](https://img.wattpad.com/cover/88326926-288-k393001.jpg)
CZYTASZ
Death Wish
HorrorAnonim: "Jeśli nie udostępnisz tego w przeciągu dwóch godzin, antagonista z horroru który ostatnio obejrzałeś/aś zatruje ci życie" xMadAngelx: A jak antagonista poprosi o pomoc? Anonim: Chcesz się przekonać?! Coś skrzypi...Pierwsza rzecz po prawej t...