.:15:.

883 113 13
                                    

– Dzień dobry – ktoś stał na progu domu ciotki Eleny, gdzie aktualnie mieszkała Judidth Lancaster.
– Dzień dobry – odpowiedziała matka Eleny –W czym mogę pomóc?
– Nazywam się Mark Brown i jestem nauczycielem sztuki w miejscowym liceum... Wiem gdzie przebywa pani córka.
                           ***
Lalki i Brundlefly patrzyli jak ptak reaguje na głos Eleny. Nastolatka w miarę dostosowała się do tego, że dwie osobliwe kreatury walczą o jej ciało. Nie miała jednak zamiaru im go tak łatwo oddawać, lecz użyć ich zdolności do własnych celów. Niestety musiała być egoistką.
– Brawo – zaklaskały lalki, gdy ptak kierował się tam gdzie mu kazała. Szybko jednak wypuściła go ze swoich "sideł".
– Coś pojawiło się w książce – oczy dziewczyny rozbłysły, po czym skierowała się do piwnicy budynku. To, to miejsce grupa wybrała za składową artefaktów.
Elena zajrzała do książki. Pojawił się ostatni artefakt, lecz nie była w stanie przypomnieć sobie, z jakiego horroru są te oczy na tacy.
– Widzisz ten symbol? – Brahms wskazał znak przy oczach – To oznacza, że nie ma mistrza, jak my.
– Nie ma mistrza...? – spytała Elena – Bo?
– Albo się go nie boją albo nie da się go opanować...
Elena zebrała myśli. Motyw oczu, wydłubywanych lub wypadających jest częsty w horrorach. Ale te są czyste. Jakby implanty albo takie, które mają przygotowaną funkcję.
– Mam! – pstryknęła palcami – Oczy Pale Mana!
– Kogo? – lalki zrobiły zdziwione miny.
Wyjaśniła im. Opowiedziała o wysokiej, humanoidalnej kreaturze, zabójcy dzieci z "Labiryntu Fauna". Jeśli nie zjesz nic z jego stołu, masz szansę przeżyć. Jeśli nie... To zostajesz kolacją.
– To bezmózga bestia! – stwierdził Robert – Czego się, więc obawiasz?
– Bezmózga bestia, która nie ma mistrza. Nikt jej nie kontroluje i zabija dla przyjemności.
– Jak antagoniści – zauważył Seth – A kilku już pokonałaś.
– Ten jest inny – dziewczyna zamknęła książkę z trzaskiem – I musimy się wysilić, żeby go znaleźć.
Jak powiedziała, tak zrobiła. Poszukiwania miejsca gdzie ukrywa się Pale Man zajęły Elenie dwanaście godzin, lecz w końcu znalazła to jedyne.
– Słuchajcie mam dziada – rozłożyła mapę – Ukrywa się na dnie studni przy starym młynie.
– No to ruszamy! – zarzekły się lalki.
– Hola, hola! – zwrócił się do nich Seth – Musimy mieć plan.
– Owszem – zgodziła się Elena.
Lalki zaprotestowały, gdy nie pozwoliła im iść. Ale przecież taka kreatura by je wzięła za dzieci i zaatakowała w pierwszej chwili. Zostałyby z nich skrawki, jeśli by dobrze poszło.
Dziewczyna skierowała się do zbrojowni lalek w celu znalezienia lepszej broni. Związała włosy i zarzuciła na siebie kurtkę moro, po czym zaczęła szukać odpowiedniego oręża. Jej wzrok padł na kij baseballowy. Niby nie jest to najbardziej wyszukana broń, ale kojarzył jej się kształtem z rurą, której używała w fortach. I którą nie chybiła, w przeciwieństwie do noży czy krzeseł...
Jej uwagę odwrócił telefon, który leżał na półce niedaleko. Dzwonił niemiłosiernie wkurzającą melodyjką.
Odebrać czy nie? Dobre pytanie.
Ciekawość to pierwszy stopień do piekła, pomyślała, po czym sięgnęła po urządzenie i odebrała połączenie.
– Halo? – spytała powoli.
– Dzień dobry Eleno – to był Starter.
– Ty...! Już wszystko wiem! I nie mam zamiaru być twoją zabawką – ofuknęła go.
– Słuchaj... Chcę tylko pogadać. Możemy się spotkać na polu niedaleko twojego nowego lokum? Wiesz, tego z pszenicą.
– No dobra... – westchnęła – Teraz?
– By wypadało.
A to gnój, pomyślała.
Tak chcesz się bawić?
– Tylko nie bierz tych konusów ani muszki. Bo mam packę.
Jęknęła a on zaśmiał się to słysząc. Ubódł w czuły punkt.
– Będę sama – rozłączyła się i wcisnęła urządzenie do kieszeni, po czym skierowała się do tylnych drzwi. Gdyby one tylko tak nie skrzypiały!
– Dokąd to? – zauważyła, Setha, którego zwabiły odgłosy.
– Muszę pójść się przejść... Jak wrócę to wyruszymy – skłamała – I proszę was, bez obstawy. Muszę pobyć sama. To wszystko przytłacza bardziej niż kowadło na płucach.
– Tylko nie odchodź daleko – poprosił – Obiecujesz?
– Ta, jasne – skrzyżowała palce za plecami – Obiecuję.
Zniknęła za drzwiami i pognała w stronę pola najszybciej jak tylko mogła. Chciała to już mieć za sobą.
Starter stał na polu i wydawało jej się, że patrzy się pod maską ironicznie. Czeka aż podejdzie.
Tak też zrobiła. Palce zbielały jej od trzymania kija, ale wiedziała, że musi mieć broń.
– To ci nie będzie potrzebne – rzekł Starter wskazując broń – Chcę tylko porozmawiać.
– Daruj sobie te szopki – odpowiedziała po czym wskazała jego maskę – Zdejmuj to. Już.
– Sama to zrób – zaproponował – Nie ma tu żadnego haczyka.
– Udowodnij – nakazała stanowczo.
Podważył kawałek maski i dostrzegła kilkudniowy zarost. Dość jasny. Układanka zaczynała tworzyć obrazek.
Jedną ręką trzymając kij , a drugą łapiąc materiał, zerwała maskę i jęknęła na widok tej twarzy.
– No, to jednak miałaś rację – powiedział niczym psychopata Stathis Borans.
– Ty ku... – uciszył ją ciosem w brzuch, po czym gdy upadła na kolana jeszcze ją kopnął. Dopiero teraz dostrzegła metal wystający spod skarpetki. Sztuczna stopa.
– Grzeczniej – wycedził Stathis gardłowo i znów ubrał maskę – Możemy zawrzeć umowę. Pozwolisz mi wykończyć Brundle'a, a ja dam ci możliwość cofnięcia się w czasie i udostępnienia łańcuszka.
Odczołgała się i koślawie podniosła. Cofnięcie się w czasie? Co to jest do cholery, "Powrót do Przyszłości"?!
Ale gdyby tak się stało... Joseph Lancaster, to znaczy jej ojciec by żył.
– Jeśli się zgodzę, jaką mam mieć pewność, że cofniesz czas? – spytała.
– O tak – otworzył coś na kształt kieszonkowego zegarka. Zobaczyła siebie udostępniającą post. Zobaczyła jak rozmawia z rodzicami i jak Sue przestaje jej dokuczać. Jak kończy szkołę z wyróżnieniem a rodzice w końcu mogą się pochwalić.
Ale coś było nie tak. Nie ma Utopii, nie wierzyłaby takie coś kiedykolwiek mogło egzystować.
A poza tym... Na tym otworzeniu alternatywnej osi czasu Sue owszem podchodzi do niej, ale zamiast złamać sobie paznokieć podczas słownej ofensywy, przeprasza.
Tyle, że...

Sue miała wtedy czerwony lakier na paznokciach. Ten, co tak się afiszowała wśród innych motyli socjalnych.
A ten jest niebieski.

Dlaczego zachowały się szczegóły jak opadające na czoło Eleny pojedyncze włosy a nie zachował się lakier?
Bo nie patrzy na paznokcie, jeśli nie grozi się jej pięścią.
Bo sądził, że nie zwróci uwagi na iluzję przed jej własnymi oczami.
– Nigdy – syknęła – Nigdy!
Zszokowała go ewidentnie, bo prawie się przewrócił.
– Nigdy... Co? – zadał pytanie.
– Nigdy nie będziesz mieć tego, co Seth! Ani umysłu, ani sławy, ani Ronnie... I dziecka!
Zablokowała jego pięść zanim ta uderzyła ją w środek twarzy. Choć była z tworzywa twardszego niż kości i skóra, palce jakim cudem łatwo łamały się od lekkiego nacisku. Stathis syknął i się wycofał.
– Nie umiesz wybierać sobie przeciwników Lancaster – złapał ją za ramiona, aż poczuła jak strzela jej w kościach.
– Nie... To niemożliwe – usłyszała głos Setha.
Cholera! Śledził ją?! Czy przyszedł dopiero teraz czy wcześniej?! Nie! Dopiero teraz! Dlatego Stathis tak ją trzyma! Żeby oszukać wszystkich!
– Pilnuj swojej dziewczynki – Starter rzucił Elenę o ziemię – Bo brata się z niewłaściwym towarzystwem.
Po tych słowach Stathis zniknął w oparach dymu. Na szczęście Elena tym razem nie straciła od tego przytomności. Tkwili w ciszy póki nie odezwał się Seth.
– Spacer, co? Przytłoczenie?! – ryknął.
– Uspokój się! – Elena spojrzała na niego spode łba – To nie tak jak wygląda!
– A jak...?! No jak!?
Musi mu powiedzieć. Musi!
Dlaczego z gardła nic nie wychodzi?! Masz mu to powiedzieć do diaska! Powiedz mu!
– A jednak – warknął – Spodziewałem się, że będziesz robić złe rzeczy, ale, że tak mnie wystawisz...
– To nieprawda! Chcę ci pomóc! Dobrze to wiesz!
– Skoro tak – obrócił się na pięcie – To się rusz. Im szybciej zdobędę te cholerne oczy tym szybciej będę w domu. Z dala od ciebie.

Death WishOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz