psychiatryk

3.5K 230 18
                                    

Nigdy nie zapomnę tamtego lata, tamtego miejsca, bo nigdy z niego nie wyjdę...

Jestem Rosie w moje 17 urodziny razem z moimi znajomymi wpadliśmy na pomysł, żeby zrobić coś ciekawego, w te wakacje. Zebraliśmy się całą grupą, poszliśmy w stronę lasu, latem było w nim pięknie, słońce świeciło przez korony drzew i było ciepło.Wygłupialiśmy się na polanie, robiliśmy bardzo dziwne rzeczy, weszliśmy do lasu. Po godzinie znaleźliśmy tajemnicze miejsce, opuszczony budynek. Nie podchodziliśmy bliżej, bo niektórzy stwierdzili, że to może być niebezpieczne. Poszliśmy dalej, wchodziliśmy na drzewa, po kilku godzinach zaczęliśmy się wszyscy zawracać w stronę domów. Ja z trójką znajomych zostaliśmy, chcieliśmy wejść do budynku, który widzieliśmy w lesie. Jako, że wszyscy byliśmy mniej czy bardziej  wielbicielami horrorów i lubiliśmy się bać, do lasu weszliśmy dopiero jak zaczęło się ściemniać. Postanowiliśmy się w nim rozejrzeć, poszliśmy przed sam budynek...
Szpital psychiatryczny...
-wchodzimy czy idziemy dalej?
Spytała Lucy, która była przeciwna dzisiejszej wyprawie.
-jasne, że wchodzimy będzie super!
Nick był podekscytowany i najodważniejszy z dwójki chłopaków.
Wszyscy weszliśmy po chwili do środka, nie wiem czemu ale ten budynek mnie przyciągał...
W środku było zimno i ciemno, włączyliśmy latarki. Rozejrzeliśmy się, brakowało jednej osoby... Nagle męski krzyk, pobiegliśmy w tą stronę. Wrzask ucichł, gdy dotarliśmy na miejsce, plamy krwi... Kałuża krwi... Krew... Krew... Dużo krwi... Za dużo... W rogu, przy suficie wisiał zakrwawiony, nieżywy Luke.
Nick sprawdził mu puls dla pewności
-nie żyje...
-chodźmy stąd proszę
Przerażona Lucy chciała za wszelką cenę wracać
-mówiłam żebyśmy wracali!
-nie mówiłaś, pytałaś się czy wchodzimy, dobra uspokujmy się i znajdźmy wyjście.
Nick wystaszony już nie na żarty, próbował opanować Lucy, co mu słabo wychodziło.
-dobra ktoś wie którędy tu przybiegśliśmy?
Wreszcie wtrąciłam.
Wszyscy popatrzyliśmy po sobie
-dobra jak nikt nie wie to chodźmy tędy,wydaję mi się ,że z tąd przyszliśmy.
Podążaliśmy w jedną stronę przez jakiś czas, mijaliśmy po drodzę różne pokoje, nagle zauważyliśmy coś na końcu korytarza, a raczej kogoś... Jakby cała zakrwawiona osoba, trzymała w ręku zakrwawiony nóż... Zaczęła iść w naszym kierunku, gdy dziewczyna podeszła bliżej zaczęła biec w naszą stronę, wiedzieliśmy już, że nie miała dobrych zamiarów.
Zaczęliśmy uciekać, potwór czy zjawa dorwała Lucy, chciałam za wszelką cenę jej pomóc. Nagle Nick złapał mnie, zaczął ciągnąć w drugą stronę i zaciągnął-, do sali, którą da się zamknąć na klucz.
-czemu to zrobiłeś! Mogliśmy ją uratować! Jak mogłeś!
Usiadłam na podłodze żeby się otrząsnąć
-zostaliśmy we dwójkę z tym czymś...
-dobra na razie zobaczmy czy tu jest bezpiecznie i odpocznijmy.
-dobrze, ja sprawdzę tamtą stronę pokoju a ty tą.
Zabezpieczyliśmy całą salę, znaleźliśmy jakieś koce i poszliśmy spać, bo byliśmy już bardzo zmęczeni. Obudziliśmy się i od razu wyjrzeliśmy na korytarz, nikogo nie było, na szczęście... Poszliśmy dalej, znowu mijaliśmy różne pokoje i izolatka, mieliśmy wielką nadzieję, że nie spotkamy tym razem tego "czegoś"... Myliliśmy się, gdy dalej szliśmy, złapała mnie za rękę i wciągnęła do sali. Kiedy tylko Nick zbliżył się do drzwi, od razu się zamknęły. Zostałam sam na sam z tą dziewczyną... Przyjrzałam się jej dokładnie, nie rzucała się na mnie, była spokojna. Nie to jednak mnie zaskoczyło i przeraziło... Ona wyglądała jak ja! Zupełnie jak ja! Z małą różnicą, była bardziej blada i miała czarne oczy, z których leciała jej krew...
-kim ty jesteś?
-ja? Ja jestem tobą.
-co jak to?
Nic mi nie odpowiedziała... Rzuciła się w moją stronę...
Nic mi się nie stało, tylko zrobiło mi się zimno i czułam krew w ustach... Spojrzałam w okno, było widać moje odbicie... Bardziej przypominałam tamto coś, co chyba na prawdę było mną, byłam bledsza i moje oczy były takie jak jej... W kącie sali zobaczyłam Lucy... Ona jeszcze oddychała! Żyła!
Podbiegłam do niej
-Lucy?  Nic ci nie jest?
-odsuń się ode mnie!
-spokojnie Lucy to ja Rosie
-Odejdź ode mnie!
-ale Lucy... Co ona ci zrobiła?
-powiedziała mi prawdę, ona jest tobą.
-nadal tego nie rozumiem...
-niedługo będziesz zabijać...
-co? Czemu miałabym?!
-powiedziała mi, że żywi się krwią...
-ona nie jest mną!
-raczej ty jesteś nią.
Lucy wstając rozcięła kolano o metalową szafkę, wtedy poczułam głód, złapałam się za brzuch.
-mówiłam...
Nie mogłam nad sobą zapanować... Rzuciłam się na przyjaciółkę, złapałam coś leżącego na podłodze i walnęłam ją z całej siły w głowę. Krew sączyła się z rany dziewczyny a ja zaczęłam ją pić... Otrząsnęła się, nie wiedziałam co robię... Przeszukałam szafki w pokoju, znalazłam nóż, ze łzami w oczach wbiłam ostrze w swoją klatkę piersiową... Krew ulatują ze mnie, ale nie czuję się słabsza... Wyjęłam nóż, spojrzałam na ranę, której już nie było... Została tylko blizna... Nie mogę nawet umrzeć... Wyszłam z sali, Nick nadal dobijał się do drzwi, gdy otworzyłam je spojrzał na mnie przerażony. -Rosie? Co ci jest?
-uciekaj proszę uciekaj.
-czemu? Powiedz mi o co chodzi!
Zaczęłam się opętanie śmiać i uciekłam, zamknęłam się w jednej z sal. Żyłam tam, czasem wychodziłam z niego, ale nie wychodziłam z psychiatryka. Już dawno nie widziałam Nicka, po mojej ucieczce odpuścił sobię... Byłam już w tym miejscu od kilku miesięcy, można powiedzieć, że ześwirowałam od tego miejsca... Próbowałam kilka razy wkońcu to zakończyć... Bezskutecznie... Mogłam żyć bez jedzienia i picia, więc nawet nie mogłam umrzeć z wycieńczenia...
Któregoś dnia zobaczyłam go... Nick! Nie wiedziałam co robić, obserwowałam go.
-Rosie!  Wiem, że tu jesteś!
Wyszłam naprzeciw jemu, patrzyłam tylko na niego z psychopatycznym uśmiechem.
-witaj Nick! Co tu robisz?
-chodź wróćmy proszę.
-nie tu jest mój dom, może chcesz się pobawić?
-nie, po prostu chodź.
-jak nie chcesz się bawić to ja idę.
-zostań, pobawię się.
-o jak miło.
Wzięłam nóż i wbiłam sobie w brzuch.
-nie!
Wyjęłam ostrze i popatrzyłam rozbawiona na niego.
-jesteś psychopatką, co te miejsce i ona z tobą zrobiły.
Nick wyglądał na przygnębionego i zmartwionego.
-twoja kolej Nick?
-co ?
-twoja kolej.
Podałam mu nóż.
-nie wezmę tego!
Wbiłam ostrze noża w jego klatkę piersiową.
-powiedziałam twoja kolej...

Nigdy nie zapomnę tamtego lata, tamtego miejsca, bo nigdy z niego nie wyjdę, nie mogę go opuścić, ani umrzeć, ześwirowałam, przez nią, czy przeze mnie? Wszystko jedno...

Teraz twoja kolej na zabawę ze mną...
Twoja kolej...

Kolejna z moich historyjek XD

Horrorek Na WieczorekOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz